O wprowadzeniu nowego taryfikatora mandatów mówiło się od dłuższego czasu – ponoć wysokość mandatów w Polsce do niedawna była jedną z najniższych, jakie kierowcy mogli otrzymać w całej Unii Europejskiej. Inna sprawa, że takie zestawienie dotyczy jedynie wartości bezwzględnych – po przeliczeniu mandatów ‘zachodnich’ na złotówki faktycznie nie wygląda to drogo. Jeśli jednak porównamy mandaty do zarobków wtedy sytuacja staje się zgoła odmienna, bo okazuje się, że mandaty w Polsce w takim układzie stają się jednymi z najdroższych.

Nie przeszkadza to oczywiście nikomu, by mandaty były jeszcze droższe niż dotychczas i w ten sposób od 11.04.2015r zmianie ulegają następujące wykroczenia:

– poruszanie się pieszo poza obszarem zabudowanym bez odblasków – 100 – 500 PLN;
– nietrzeźwy rowerzysta – 500 PLN;
– jazda na quadzie bez kasku – 100 PLN;
– parkowanie na ‘kopercie’ – 800 PLN;
– używanie czyjejś karty niepełnosprawności – do 1000 PLN;

Umówmy się – zmiany są raczej kosmetyczne i po większości jak najbardziej słuszne, w szczególności jeśli chodzi o zmiany dot. nietrzeźwych. Może jedynie to parkowanie na kopercie to lekka przesada, ale niech będzie.
Największe zmiany szykują się jednak tam, gdzie kasa jest zawsze największa, czyli w taryfikatorze mandatów dot. przekroczenia prędkości. I tutaj zaczyna się już robić bardzo ciekawie, ponieważ najsrożej karane będą wykroczenia popełniane w terenie zabudowanym (mandat w wysokości do 40. proc. średnich zarobków), natomiast łagodniej mają być traktowani kierowcy zatrzymani poza obszarem zabudowanym (do 20 proc. średniej krajowej pensji). Czyli mniej więcej sytuacja wyglądać ma w taki sposób:

nowy taryfikator zakłada do tego również dodatkowe kary za recydywę etc. To też jest ok.

Jak wiadomo, utrata środków finansowych jest batem dobrym, ale mocno krótkotrwałym – człowiek płaci i szybko zapomina. Nie trudno więc dojść do wniosku, że jak zwykle zagląda nam ktoś do kieszeni szukając wpływów do budżetu, takiego argumentu wolałbym jednak unikać utrzymując jak największą apolityczność.

Sęk w tym, że po raz kolejny wprowadzając zmiany postawiono na tylko jedną kwestię – karanie użytkowników dróg. Oczywiście jednocześnie zapomniano o tłumaczeniu czemu przekraczanie prędkości w konkretnych momentach jest złe itd. Pisałem jednak o tym już nie raz, nawet w poradniku (link tutaj), więc zapraszam tam po szczegóły. Szkoda tylko, że to trzecia siła musi się zajmować kreowaniem świadomości kierowców zamiast służb ku temu powołanych.

Niestety wraz ze zmianami w prawie oraz karami nie tylko nie idą kierowcy, którzy jak jeżdżą, tak jeździć będą, póki nie zadziała marchewka, a nie kijek (wg. zasady ‘stick & carrot’, czyli najprostszego systemu nagród i kar). Całą sytuację także utrudniają producenci samochodów, którzy aż proszą, by przekroczyć kolejne bariery.

 jak prawo i motoryzacja rozmijają się ze sobą

Nowe silniki, coraz większa moc z coraz mniejszej pojemności, coraz lepsze prowadzenie oraz trakcja – każdy kolejny model samochodu jest lepszy od poprzedniego pod każdym względem. A co za tym idzie oczywiście z coraz większa łatwością przekraczamy kolejne progi prędkości, przyspieszenia jak i poniekąd rozsądku. Skoro bowiem samochody przy coraz wyższej prędkości są wprost proporcjonalnie coraz bezpieczniejsze, całkiem logicznym jest więc jeździć szybciej, sprawniej itd. Nie po to w końcu człowiek płacił o te kilkanaście tysięcy PLN więcej za np. 200KM w porównaniu do 140 żeby z nich nie korzystać.

Jak widać powyżej prawo drogowe idzie jednak w zupełnie drugą stronę jak najbardziej ograniczając jakąkolwiek możliwość wykorzystania tego co producenci w nowoczesnych samochodach nam oferują. Jeśli ktoś w tym momencie powie, że zawsze można pojeździć na torze, to pozdrawiam jeśli ktoś będzie to robił Paskiem w tedeiku. Szacun na dzielni itd.

 

W momencie kiedy samochody stają się coraz szybsze, jednocześnie coraz bardziej restrykcyjne są ograniczenia drogowe. Gdzie więc jest tutaj złoty środek?

 

W każdym razie – czy jest to błąd producentów? Nie powiedziałbym, bo naturalną cechą technologii jest jej niepohamowany rozwój. Jeśli byśmy prawnie go ograniczyli, to cofalibyśmy się w rozwoju. Czy więc w takim razie prawo powinno iść z duchem rozwoju i liberalizować ograniczenia wraz z polepszającymi się konstrukcjami? To też nie tędy droga. Obawiam się jednak, że prawo z technologią motoryzacyjną nigdy się nie spotkają.

Jak więc znaleźć w tym wszystkim złoty środek? Jedyne rozwiązanie jest tak proste, jak i kosztowne – tworzyć drogi takie, by to co drzemie w samochodach nie było sztucznie prawnie ograniczane. Nie stawiać ograniczeń tam, gdzie nie trzeba. Dać możliwość jazdy jednocześnie bezpiecznej, ale nie frustrującej z powodu niskich prędkości.

Ciągłe podnoszenie mandatów jest jedynie prostą drogą do zastraszenia kierowców, co i tak już teraz się dzieje – na ograniczeniu do 70km/h wolą przy fotoradarze zwolnić do 40tu, by potem cisnąć znowu koło 100km/h. Nie tak powinno to wyglądać. Wysokie mandaty spowodowały jednak, że na siłę minimalizujemy ryzyko jedynie w tych momentach, kiedy jest zagrożenie karą. Potem natomiast jak najszybciej próbujemy stracony czas odzyskać przekraczając przepisy.

Powtórzę więc to raz jeszcze i pewnie nie ostatni raz w tym temacie – kluczem jest kreowanie świadomości, a nie bezmyślne karanie. I nie ma znaczenia wtedy czym jeździsz, czy na jakich ulicach, bo bez rozsądnego systemu, w którym każdy będzie czuł się równy i będzie miał świadomość, że do celu dojedzie w rozsądnym czasie przekraczanie przepisów zwyczajnie przestanie mieć sens.