Nie ukrywam, że do tej pory w swoim życiu przetestowałem wiele substancji, których zadaniem jest odciągnąć człowieka jak najdalej od stanu zasypiania. Wszystkie jak najbardziej legalne, żeby nie było, że propaguję tutaj jakieś dziwne substancje typu metafedron, czy amfetaminy jakieś dziwne. Nie, nie, jeśli są tu jakieś dzieci, to proszę o wykreślenie poprzedniego zdania. Żeby nikt mi potem nie zarzucił, że zły wpływ mam, że dziwne rzeczy propaguję. Co to, to nie. Tak czy inaczej, trochę tego już w siebie zdołałem wrzucić, czasem ze względu na wymagająca trasę, czasem na sesję, a czasem dlatego, że dałem się wrobić w bycie nocnym kierowcą (potem zawsze sobie pluję w brodę).

Jeśli kojarzycie wpis, w którym opisałem co można zrobić, aby nie zasnąć za kółkiem to bardzo dobrze. Wspomniałem tam między innymi o napojach energetycznych. Dość krótko, bo nie ma nad czym się specjalnie rozwodzić. Działają nie dłużej niż 30 minut, pachną jak podkręcona emulgatorami landryna, smakują równie źle, „sama chemia”, jakby powiedziała nasza słynna noblistka. W dodatku na rynku liczą się w zasadzie tylko 3 marki: Red Bull, który przoduje, bo przecież jest Red Bullem, Burn, bo mnóstwo kasy włożono w kampanie reklamowe, no i rodzimy Tiger, ewentualnie Black. Reszta tuła się gdzieś tam na końcu rankingów sprzedaży, poprawiając tylko statystyki tym najlepszym.

Poczułem się jednak zobowiązany i przetestowałem ich znacznie więcej. Wiecie, tak żeby móc sobie porównać, ‘a nuż trafię na coś wyjątkowego’ – myślałem wtedy, pompując co jakiś czas w siebie jakieś dziwne substancje, na które już moja wątroba krzywiła się niemiłosiernie. No i znalazłem. Coś wyjątkowego. Coś złego. Coś, co nie powinno było trafić na rynek:

Green-up

Można się kłócić, czy jest to rzeczywiście energetyk. Green-up nie zawiera tauryny, tylko jakieś witaminy ‘b-cośtam’, więc teoretycznie nie różni się od innych, ‚zwyczajnych napojów’. Ale na rynku jest pozycjonowany jako napój energetyzujący, stoi obok Red Bulli, Burnów i innych tego typu wynalazków i niech tak zostanie. Ważne jest przecież, jak ten produkt działa, a nie to, jak go widzą marketingowcy i inni branżowcy. No ale cóż, sęk w tym,  że Green-up

NIE DZIAŁA

Tzn, może inaczej. Działa, ale w bardzo osobliwy sposób, który jednak jest nie do zaakceptowania w większości sytuacji, kiedy ta energia jest potrzebna. Przekonałem się o tym pierwszy raz 2 lata temu, podczas egzaminu z rachunkowości. To była nowość na rynku, pomyślałem że wypiję. Łyknąłem szybko, poszedłem i… po 20 minutach rzeczywiście zupełnie nie chciało mi się spać. Ani trochę. Ale przy okazji nie byłem także w stanie pisać egzaminu. Tak niemiłosiernie cisnęło mnie na pęcherz, że odjęło mi dosłownie możliwość jakiegokolwiek logicznego myślenia. Egzaminu oczywiście nie zdałem.

Jeśli myślicie, że jest to odosobniony przypadek, to jesteście w błędzie. Sprawdziłem jeszcze raz, już nawet nie pamiętam specjalnie przy jakiej okazji. Ale rezultat okazał się taki sam. Znowu po 20 minutach pęcherz wołał o pisuar i skrócenie męczarni.

Na potrzeby tego wpisu postanowiłem się jednak jeszcze raz poświęcić, żeby nie było, że przekazuję wam jakieś wyssane z palca informacje. A nuż zmienili recepturę? Akurat wczoraj jechałem do Poznania, więc składało się wszystko idealnie, mogłem próbować. Kupiłem więc (zdjęcie na dowód poniżej, proszę bardzo)…

 

…wypiłem…

 

…i po 20 minutach musiałem zatrzymać się na pięknym, jeszcze nie śmierdzącym, MOPie. Przynajmniej mam kolejny namacalny dowód, że ktoś dba o te nasze autostrady.

 

Wszystko, byle nie Green-up!

Nie dam się już na to namówić nigdy więcej. Nie dość, że smakuje to tragicznie (jak każdy energetyk), to jeszcze efekt, który Green-up wywołuje jest więcej niż niesatysfakcjonujący. Jest zupełnie tragiczny, nieakceptowalny, powinien zostać zgłoszony do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Myśląc ‘napój energetyczny’ masz przed oczami wizję minimum godziny siły i energii. Czasem się to udaje. Ale nie z tym napojem. Tutaj masz wizje kibla. W bardzo niedalekiej przyszłości.

Jednego jednak nie można mu odmówić – przez niego nie da się zasnąć. Pełny pęcherz to zupełnie uniemożliwia.