Ten post miał wyglądać zupełnie, totalnie inaczej. Początkowo miał się nazywać ‘mariaż mody i motoryzacji’ i być kompilacją przykładów współpracy między markami modowymi, a motoryzacyjnymi. Weźmy na przykład takiego sobie Smarta od Jeremiego Scotta:
Śmiechowe auto. Na własność nie chciałbym za żadne skarby, zresztą trudno to autem nazwać. Ale oko przykuwa, a o to przecież chodzi. Ostatnio też pojawił się np. Mini Paceman by Roberto Cavalli (taki złoto-czarny, łapcie link), wcześniej mieliśmy też Fiata 500 od Gucci, przykłady można mnożyć godzinami. Sęk w tym, że… Wy raczej o tym wiecie. Albo wpiszecie sobie w Google ‘moda motoryzacja’ i wyskoczy wam spis stron, gdzie takie kompilacje mają po kilkanaście/dziesiąt pozycji. Po co mam się więc powielać? Nuda. Więc pomyślałem w drugą stronę.
Jest taka dość popularna opinia, że samochód określa właściciela. Łatwo popaść w wir stereotypów i powiedzieć, że każdy posiadacz BMW to dres, kierowcy starych Hond to techno boy’e, a ten, kto jeździ Toyotą to człowiek, który gustami zamienił się z mydelniczką. I szczególnie w tym ostatnim przypadku bardzo trudno się z tym nie zgodzić, bo kto kupuje nowe Toyoty?
Ale ja chciałbym pójść jeszcze odrobinę dalej. To, że samochód określa właściciela to jest jedna strona medalu. A co powiecie na to, że to właściciel też musi dopasować się do samochodu? I nie chodzi mi tutaj bynajmniej o kwestie techniczne, bo nie każdy kierowca (niestety) ma tyle zdolności i przede wszystkim chęci, żeby opanować jazdę samochodem w stopniu większym, niż wystarczającym do poruszania się z punktu A do punktu B.
Z mojego punktu widzenia, istnieją samochody do których wstyd wejść, nie wyglądając jak trzeba. Ja wiem, że to określenie ‘jak trzeba’ jest miałkie jak kaszka i niewiele mówi, więc już daję konkrety.
Kojarzycie Harvy’ego Specter’a z serialu Suits, prawda? Jeżeli nie, to tuż po przeczytaniu macie obejrzeć. Bez słowa sprzeciwu. Ale spójrzcie na zdjęcie poniżej:
Czy myślicie, że mając Astona Martina ten facet pozwoliłby sobie na to, żeby wejść do niego w dresie z lampasami? Wątpię. Garnitur pasuje tutaj idealnie, a przynajmniej jeansy, koszula itd. Bo inaczej wystąpić u boku takiego samochodu to zwyczajnie wstyd.
Ok., powiecie, że kogo tutaj stać na Astona. Że w obłokach bujam, problemów szukam. Skoro tak, to czym jeździcie? Dajmy na to, że ktoś tutaj ma np. taką Alfę Romeo Giulietta:
Eleganckie i jednocześnie sportowe auto, włoska szkoła designu pełna gębą. Kobieta patrzy na Ciebie w takim aucie, myśli sobie ‘o kurde, jest nieźle, facet ma gust’. A Ty wychodzisz w bomberach i bluzie Fruit of The Loom. No śmiech na sali i z podrywu nici.
Giulietta to za dużo? Proszę bardzo, to niech będzie to nieśmiertelne, stereotypowe BMW E30. Że co, że w dresie? No można, pewnie, że można. A jakbyś tak założył trampki, jeansy, biała koszulkę i czarną kurtkę skórzaną to nie byłoby lepiej?
Byłoby. O niebo lepiej. Bo zawsze lepiej wyglądać zbyt dobrze, niż zbyt źle. Ot, taka podstawowa zasada, którą mi wpajano od dziecka.
Pewnie zarzucicie mi, że nie biorę wielu spraw pod uwagę. Bo co, na zakupy podczas remontu niby jechać do Leroy Merlin w garniturze? Albo na jazdę po torze? Nie, nie o to mi chodzi. Wiadomo, życie codzienne to różne sytuacje i nie da się zawsze wyglądać super. I czasem trzeba auta użyć w typowo użytkowy sposób i nie ma w tym zupełnie nic złego. Ale posiadając samochód wyjątkowy (bo są samochody nudne i wyjątkowe, taki podział) czasem trzeba się wziąć i wyglądać. Bo tak wypada, bo tak jest lepiej, bo tak trzeba.
Nie kieruję tego tylko do facetów oczywiście. Ale umówmy się, kobiety mają łatwiej, mają to jakoś w głowie zakodowane. Może przez takie sceny jak ta z Sex In The City, może genetycznie, nie wnikam:
Ale ta cała gadka o dopasowaniu wizualnym do auta ma swój cel. Ja serio uważam, że do auta trzeba pasować mentalnie i wizualnie. Do Volvo pasują mentalni i wizualni drwale, do Jaguara eleganccy mężczyźni, do Mustanga niepokorni chłopcy. Tak jest i basta. Dlatego więc, jak tylko pojawi się jakiś test samochodu, będę wspominał dla kogo to auto jest. Dla jakiego archetypu człowieka itd. itp. Ot, wspominam na wszelki wypadek, żeby nie było, że coś oderwanego od rzeczywistości wymyśliłem.