Miało być wielkie BOOM, wielkie WOW, wielkie ‘o ja pierre’, wielkie cokolwiek tam sobie na końcu zdania dodacie. Miało to zwalić z nóg, zmienić wciąż dość oczywisty układ sił w klasie, pokierować markę na nowe tory designu, pokazać, że to co na początku było budżetowe, wcale nie musi być kojarzone z taniością. Co więcej, miało pokazać, że dobre kształty mogą iść w parze z wygodą, funkcjonalnością, ergonomią i szeroko pojętą sportową elegancją.

I być może coś z tego ostatniego jest, nawet parząc na koncept Vision C (pisałem o nim w PR#7 – jak to dawno było!), może i ta sportowa linia nowym Superbie będzie, ale co do reszty. Nie, nie jestem uprzedzony, Rapid jak na swoją klasę jest nawet ok, ale spodziewać się po Skodzie rewolucji to jak oczekiwać tego samego od twórców telefonów Samsunga z serii S – one zawsze będą trochę bardziej w tą, czy inną stronę, ale generalnie wiadomo co rok w rok będzie pokazywane.

Ze Skodą jest tak samo, co łatwo wywnioskować z tych kilku zdjęć, które co jakiś czas się u nich na profilu fb/instagram pojawiają. Wiecie, próbują dozować emocje, zaskakiwać, stworzyć tą atmosferę oczekiwania. Ale oczekiwania na co? Tym, że światła z Octavii mają dodatkowe załamanie? Że linia to wierna kopia tego, co ma siostrzany VW CC? Tym, że reflektory to feeria łamanych pod różnym kątem luster i szybek?

I choć faktycznie niedawno zaprezentowane wnętrze jest ładne, to wciąż jest to nic więcej, jak delikatnie zmodyfikowany nowy Passat. Taki sam kształt konsoli, lekko zmodyfikowane nawiewy, panel klimatyzacji zaczerpnięty z Octavii/Golfa – Superb był, jest i będzie gorszym, uboższym VW, a nie wyznacznikiem nowej jakości wbrew temu, co od dawna zapowiadają. Oczywiście z całym szacunkiem do marki.

 

Nie kupuję tego, co chcą nam wcisnąć.. Więcej wypowiem się już po Genewskiej premierze, ale póki co, z tych kilku zdjęć (zobaczcie profil na instagramie: @skodacr) jestem w stanie wywnioskować jedno – będzie nudno. Standardowo, przewidywalnie, normalnie, zwyczajnie itd.

BMW 2 Gran Tourer

Tak samo zresztą nie kupuję serii 2 w wersji Gran Tourer, którego do tej pory nie zdążyłem obsmarować na łamach JWD. Bo standardowa 2-ka Active Tourer… no nie, nie mogę złego słowa powiedzieć. Ja wiem, że jest to auto zupełnie niezgodne z duchem marki, bo nie dość, że jest to van (co umówmy się, samo w sobie jest odważną decyzją biorąc pod uwagę ich popularność), to w dodatku ma napęd na przód i 3-cylidnrowe silniki. No normalnie istna herezja.

Ale on jest fajny, ten Active Tourer. Kształtny, ładny, podobno dobrze się prowadzi, super się w nim siedzi, gdybym potrzebował tej wielkości samochodu dla rodziny i miał zbędną kasę to bym się nie zastanawiał. Bo co niby, klasę B od Mercedesa brać? Nope. Active Tourer jest ok.

Gran Tourer natomiast nie jest zupełnie ok. Dla mnie wygląda jak Dacia Lodgy w przebraniu, albo Logan kombi co gorsza. Czyli pokraczny. Co w samochodzie za grubo ponad 100k PLN-ów trochę nie przystoi. A taka marka jak BMW, pomimo próśb klientów, że chcą auto o 7 miejscach, większe itd. pod pewnymi względami powinna pozostać nieugięta – za to ją przecież wszyscy zawsze szanowali. Skoro więc zdecydowali się na ryzykowny, ale udany krok z 2-ką Active Tourer, to wypadałoby, by przy nich pozostali, a nie kuli żelazo póki gorące. Bo to żelazo już się troszkę za bardzo zaczyna wypaczać nieudanymi eksperymentami, brzydkimi modelami i nikomu nie potrzebnymi próbami szukania dziury w całym.

 

Gran Tourer to właśnie taka dziura w całym, która tą całość nieprzyjemnie niszczy. Taka nierówna, niezgrabna, nikomu niepotrzebna dziura, której ani naprawić, ani załatać, ani nie wygląda fajnie w ‘rugged style’. Jest bo być musi i tyle.

Nowy Aston Vulcan

Ale skoro już pojeździliśmy trochę po Skodzie i BMW, to może warto trochę zmienić front, bo to w poniedziałek tak nie wypada, by człowiek źle się na wszystko nastawiał, negował i psioczył pod nosem (lub tak jak ja na klawiaturze).

Dlatego mam prośbę – oczyśćmy zmysły, wyzbądźmy się uprzedzeń, pozostańmy z czystymi myślami i dajmy się ponieść temu, co parę dni wcześniej zaprezentował nam Aston Martin odnośnie nadchodzącego modelu:

Tak naprawdę to nie wiemy o nim zupełnie nic. Nie wiemy skąd się wzięła nie pasująca do niczego nazwa Vulcan (no bo jak: DBS, DB9 i raptem Vulcan?), nie wiemy co to będzie za rodzaj samochodu, nie wiemy z kim ma konkurować (może w końcu jakiś supercar z prawdziwego zdarzenia?), nie wiemy co ma mieć pod maską – po prostu nic. Więc popuśćmy więc wodze fantazji i zastanówmy się, czym ten Aston martin Vulcan ma być?