Studiowanie zarządzania, pomijając wszystkie ‘twarde’ umiejętności, wykształciło we mnie także ogromną sympatię do małych, dobrze rokujących biznesów. Podziwiam ludzi, którzy uderzyli w stół, rzucili pracę w korpo i przeszli na swoje wiedząc, jak bardzo ciężko może być na początku. Ja sam mam takie podejście, więc tym bardziej imponują mi przedsiębiorczy ludzie. Więc jeśli pisze do mnie firma, może jeszcze niezbyt znana, ale świetnie rokująca i mająca nietuzinkowy pomysł, to staram się nie odprawiać jej z kwitkiem tylko dlatego, że jest mała. Wręcz przeciwnie, rozmawiam, patrzę co mają do zaoferowania, czasem nawet się spotkam, jeśli czas pozwoli, bo nigdy nie wiadomo, co ciekawego może wyniknąć z niezobowiązującej rozmowy.
Na taką właśnie rozmowę umówiłem się kilka tygodni temu z Rafałem, właścicielem firmy WPT1313. Pomysł, który przytoczył mi w kilku mailach wydawał się bardzo fajny – po Warszawie ma jeździć piętnaście Fiatów 125p, dokładnie takich jak w Zmiennikach, które będą nie tylko woziły ludzi z miejsca ‘A’ do miejsca ‘B’, ale także, a w zasadzie przede wszystkim, będą wspierały przewodników przy pokazywaniu najciekawszych po PRL-owskich miejsc w Warszawie. Pomysł od razu przypadł mi do gustu, więc Rafał zaproponował mi specjalną, kilkugodzinną wycieczkę w dowolnym terminie na ich koszt.
W ten właśnie sposób, dnia 23 kwietnia, pojawiłem się na Dworcu Centralnym w Warszawie. O czym nie wspomniałem – umowa dotyczyła nie tylko mnie, ale aby było ciekawiej i przyjemniej, postanowiłem wkręcić we wszystko także Adę. Poza tym zawsze przy takich okazjach lepiej mieć kogoś ze sobą, kto spojrzy na wszystko z trochę innej perspektywy. A że zaproponowano nam wersję Exlusiv, ze wszystkimi udogodnieniami, to czemu mielibyśmy z tego nie skorzystać?
Na Centralnym przywitał nas Marek, który miał nam zapewnić rozrywki na cały dzień. Całą zabawę rozpoczęliśmy od gry miejskiej która, a jakże, dotyczyła mocno czasów PRL-u. I tutaj niestety nie mogę za dużo powiedzieć, aby przyszłym klientom WPT1313 nie zdradzić za wiele. Powiem tylko, że warto wiedzieć trochę o Gierku, nie bać się pytać ludzi i słuchać to, co opowiada przewodnik – dzięki temu rozwiązanie każdej kolejnej zagadki będzie kwestią kilku minut. Ale zabawa jest przy tym przednia. My trafiliśmy na przykład na taras widokowy Pałacu Kultury i Nauki:
Widok był genialny bo trafiliśmy na bardzo fajną pogodę. Przy okazji, odnajdziecie Strzałę na poniższym zdjęciu?
Potem trafiliśmy jeszcze na Plac Konstytucji i ulicę Chmielną, gdzie zakończyliśmy grę i w nagrodę dostaliśmy bardzo fajną niespodziankę. Jaką, dowiecie się jak sami spróbujecie, nie będę spilerował.
Potem wpadliśmy na szybki lunch i skierowaliśmy się na Pragę. Zanim jednak tam dotarliśmy, upewniwszy się że lubimy tego typu sztukę, Marek zaproponował nam wizytę w streetartowej galerii Vlepvnet. I słuchajcie, jeśli będziecie mieli kiedykolwiek okazję być w Warszawie, to musicie tam wpaść. Fenomenalne miejsce, które jest niemalże definicją undergroundowego streetartu. My trafiliśmy akurat na zmianę ekspozycji, dlatego w zamian udało nam się dostać do pracowni, a tam… trochę odebrało mi mowę. Ci ludzie robią z pasji tak genialne rzeczy, że gdybym miał przy sobie odpowiednią ilość gotówki (mainstreamowym kartom płatniczym mówią won!) to kupiłbym większość znajdujących się tam prac. Nie są tanie, ale za to totalnie unikatowe i niepowtarzalne, dlatego pieniędzy raczej na to nie szkoda. Próbki tego, co Ci ludzie potrafią, możecie zobaczyć na tych zdjęciach:
No i w końcu dotarliśmy na Pragę. Albo do Łodzi, nie jestem pewien, bo wyglądało to zupełnie jak Stare Polesie albo Bałuty. Poczułem się niemal jak w domu. Obskurnie, brudno, staro, syfiaście i klimatycznie. Aż miło.
Nawet z takiej Pragi da się coś ciekawego zrobić, co ewidentnie widać po Soho Factory. Rewitalizowane budynki fabryczne na nowoczesne miejsce kulturalne. I pomijając np. bardzo fajną knajpę Warszawa Wschodnia, która należy do jednego z braci Gessler i w której jest bardzo dobra kawa i niedrogie jedzenie…
…było tam także bardzo fajne Muzeum Neonów. Po co komu neony? Otóż są to stare neony słynnych warszawskich miejsc, które zamiast trafić do śmietnika, zyskały nowe życie w takim właśnie ciekawym miejscu. Póki co nie jest ich zbyt wiele, bo niestety wiele z nich uległo dewastacji w trakcie zdejmowania, ale eksponatów przybywa. Fajne miejsce, też warto zobaczyć.
No i ten apartamentowiec, mega mi się podoba, lubię taki styl. Może kiedyś, jak blogowanie pozwoli…
I na koniec ‘zielony Żoliborz, pieprzony Żoliborz’. Wiecie co, mieszkałem w Warszawie przez rok. Uwielbiam to miasto, świetnie się w nim czuję, co nieco w nim zobaczyłem. Kojarzy mi się ono jednak z wiecznym pędem i szybkością życia, którą mało kto wytrzymuje. A tam, gdzie Marcin zabrał nas na Żoliborzu, czas się jakby zatrzymał. Spokój, stara uliczka, gazowe lampy, stare, dworkowe domki. I cisza, jeszcze więcej ciszy. Nie wiedziałem, że w Warszawie pozostały jeszcze takie miejsca, gdzie można bez tego wielkomiejskiego zgiełku usiąść i delektować się oderwaniem od rzeczywistości. Jeśli chcesz na stare lata zostać w stolicy, to tylko tam, bo jest po prostu magicznie.
Byliśmy jeszcze na drobnym obiedzie, na sam koniec wycieczki, w ukrytej przed ludźmi restauracji, totalnie na uboczu. Smacznie, klimatycznie, podobno w to miejsce przychodzi też Kora, Szapołowska i inne znane szerzej w Polsce osobistości. Ot, taka dodatkowa informacja dla ciekawskich.
Jeśli chodzi o samą wycieczkę, to jak dla mnie bomba. Wszystko trwało 7 godzin, a ani ja, ani Ada (która trochę kręciła nosem jak jechaliśmy do Wawy) nie mieliśmy choćby przez chwilę uczucia traconego czasu. Każde miejsce, które odwiedziliśmy było albo ciekawe, albo ładne, albo inspirujące. Do wyboru, do koloru, ale ważne, że już potem wracając do domu wciąż się ekscytowaliśmy tym, co widzieliśmy. A to jest chyba najlepsza rekomendacja. I podejrzewam, że jeśli ktoś z Was by wybrał nawet najtańszą wersję wycieczki, to i tak będzie zadowolony. To po prostu jest fajne.
A odrobiony Fiat 125p jest fenomenalny. Siedziałem w dwóch, każdy odrestaurowany w drobnych szczegółach. Lakier pięknie położony (robi wrażenie, ludzie się ciągle na ulicy oglądali), auta palą niemalże na dotyk i, co mnie bardzo zdziwiło, są zaskakująco wygodne. Po prostu jak siedziałem już dłuższy czas to nie zaczynał mnie boleć tyłek, co normalnie na kanapowo miękkich fotelach jest standardem. A tutaj jakoś tego problemu nie miałem. Poza tym wszystko działa bez problemu i nie ma stresu, że gdzieś raptem na środku drogi auto stanie i już więcej nie ruszy. A satysfakcja z zazdrosnych i ciekawskich spojrzeń ludzi jest totalnie bezcenna.
Czy pojechałbym jeszcze raz? Jakby nowa trasa była tak fajna, to zdecydowanie. Czy poleciłbym WPT1313 komuś znajomemu? Totalnie. I Wam polecam totalnie, bo jest to jeden z fajniejszych sposobów na poznanie stolicy. Nie miałem pojęcia, że PRL może być aż tak pasjonująco opowiedziany.