Targi SEMA to bardzo ciekawa odskocznia od tego, co widzimy na normalnych targach motoryzacyjnych, trzeba przyznać. Zamiast nowych modeli, konceptów, przypuszczeń odnośnie tego, co na ulicach jeździć będzie za kilka lat, dostajemy to, co już znamy, ale w znacznie ciekawszym wydaniu.

W takim, że gdybyśmy mieli dość pokaźną ilość pieniędzy i umiejętności, to sami za pomocą skrzynki narzędzi i spawarki tlenowej zrobilibyśmy to w domu.

Po godzinach, w nocy, ze smarem na rękach, kluczem francuskim w tychże i ze sporą dozą fantazji, bo to jest jedyne, co twórców na tych targach ogranicza.

Tak, SEMA to zdecydowanie raj dla ludzi, którzy z samochodów wolą wyciskać ich nową, lepszą tożsamość. A szczególnie dobrze się na to patrzy, kiedy sam producent modelu sugeruje, co lepszego, w lepszym świecie, mógłby zaproponować.

Mazda MX-5 Spyder & Speedster

A któż inny mógłby w ostatnim czasie zaproponować coś ciekawego, jak nie Mazda? To niesamowite, jak w zasadzie jeden model (6-ka, bo o niej tu mowa) doprowadził do renesansu marki, będącej od wielu lat raczej na marginesie z niewielką liczbą odbiorców. Trochę wygląda to tak jak w Alfie w momencie wprowadzenia 156-ki. To była wtedy ostatnia deska ratunku. I tylko trzeba mieć nadzieję, że Mazda nie spartoli tego tak spektakularnie jak zrobiła to AR. Aczkolwiek to nie Włosi, Japończycy we krwi partolenia sprawy nie mają.

Mamy więc zjawiskową już w standardzie Mazdę MX-5. Leciutki, tylnonapędowy roadster o fantastycznych właściwościach jezdnych i wyglądzie w 100% odpowiadającym jego umiejętnościom.
A teraz odejmijmy jej mechanizm składania dachu, zamiast którego nałożymy płócienny, jedynie naciągany dach, dołóżmy 17-calowe felgi, zmieńmy trochę design zderzaków i otrzymajmy prawdopodobnie najpiękniejszą wersję MX-5, jaka kiedykolwiek powstała.

Proszę Państwa, oto Mazda MX-5 Spyder:

Albo zróbmy jeszcze inaczej i odejmijmy jej ponad 100kg usuwając przednią szybę, składany dach i wszelkie inne, zbędne elementy. Do tego dołóżmy trochę włókna węglowego i osiągnijmy wagę rzędu 943kg przy najmocniejszym seryjnym silniku 20 SkyActiv. I jarajmy się czystymi doznaniami z jazdy.

LM3D Swim

A z drugiej strony mamy auto, które nie jest ani piękne, ani szybkie, ani technologicznie skomplikowane. Ot, taka mała popierdółka, która dobrze by się sprawdzała w przypadku ludzi, którzy lubią sobie posurfować, wjeżdżając samochodem na plażę by mieć bliżej do morza.

I nawet nie straszne mu zalanie, bo każdy może sobie go w dowolnym momencie naprawić. Wystarczy kupić licencję i dodrukować sobie w drukarce 3d odpowiednie części, by potem je zamontować.

To jest aż tak proste.

Wyobraźcie sobie sytuację, kiedy pada Wam pasek rozrządu. Zamiast lecieć do ASO, czy innego Wacka, wklepujecie dane do komputera, ten przesyła co trzeba do drukarki, tam wrzucacie toner z odpowiednim materiałem i voila! po kilku godzinach macie w pełni sprawny pasek.

Taką wizję przyszłości to ja proszę już też, zaraz.

Pogrążenie VW

Końcówka będzie smutna. Jak dobre pamiętacie, całkiem niedawno pisałem o aferze VW – że to jest oczywiście karygodne, ale VW jest zbyt duży, by upaść.

Wciąż tak uważam, ale jak tak dalej pójdzie to swój pogląd będę musiał drastycznie zrewidować.

Jak się bowiem okazuje, nie chodzi już tylko o silniki 2.0 TDI. Problem dotyczy konstrukcji mniejszych jak i typu V6. Co więcej, również w silnikach typu Blue Motion wyniki emisji spalin oraz spalania były zaniżana.

Szkoda, że to nie koniec. Okazało się, że w USA także VW ma problem z walkami rozrządu, o którym wiedział od lutego i nic z nim nie zrobił.

To już przestaje być dziwne. To po prostu jest smutne.