Rozmiar MA znaczenie. W tym jednak wypadku im mniejszy, tym lepszy – idealny samochód do stania w miejskich korkach, parkowania na zatłoczonych parkingach i wożenia zakupów kupionych za połowę płacy minimalnej. Volkswagen Lupo ze swoimi 3,5 m długości należał swego czasu do jednych z najmniejszych seryjnie produkowanych samochodów. Jednak mimo wideł na masce w Polsce się nie pojawił – był zwyczajnie za drogi.

Samochody marki Volkswagen cieszą się w Polsce szczególną estymą – niemieckie wykonanie gwarantować ma wysoką jakość (co zrozumiałe) oraz (co nieco mniej zrozumiałe) pewien prestiż. Stąd też pełno na polskich drogach Golfów, Passatów i – rzecz jasna – mniejszych Polo, zwłaszcza III kanciastej generacji. Lupo z kolei to widok bardzo rzadki, by nie powiedzieć egzotyczny. Samochód ten – produkowany w latach 1998-2005 – nie był w Polsce sprzedawany, a jedyne jeżdżące po drogach nadwiślańskiego piekiełka egzemplarze pochodzą z zachodu.

Jednostki napędowe

3-drzwiowy hatchback najmniejszego segmentu A oferowany był w kilku różnych wersjach silnikowych, począwszy od benzynowego 1,0 z 50 KM pod maską, który zdobył relatywnie dużą popularność. Wysokoprężną alternatywę stanowiła wersja Lupo 3L – z 3-cylindrowym dieslem 1,2 TDi pod maską, mającym w założeniach spalać nie więcej niż 3 l ON na 100 km. Oprócz tego oferowane były również diesle 1,4 TDi (75-90 KM) i anemiczne 1,7 SDi (60 KM) oraz mocniejsze wersje benzynowe, począwszy od 1,4 (60 KM) przez 105-konne 1,4 FSI i skończywszy na sportowej wersji GTi. 1,6-litrowy silnik benzynowy o mocy 125 koni mechanicznych w samochodzie ważącym zaledwie 830 kilogramów musiał robić wrażenie. Miny kierowców BMW zdziwionych zwinnością małego przeciwnika – nie do opisania.