Pierwszy raz za kółkiem zasiadłem mając, o ile mnie pamięć nie myli, 15 lat. Oczywiście mówię tutaj o pełnoprawnym prowadzeniu prawdziwego samochodu, bo już od małego (no, jakieś 8 – 10 lat, nie pamiętam dokładnie) Ojciec pokazywał mi co i jak działa, więc jeszcze nie sięgając pedałów kręciłem po lesie kierownicą i nawet zdarzało się, że wrzuciłem trójkę! A kiedy już byłem samodzielnie w stanie wszystkim sterować to jak dziś pamiętam jego sfrustrowaną minę, kiedy po raz kolejny auto mi zgasło bo coś nie tak robiłem ze sprzęgłem. Na motocyklu też zresztą miałem taki sam problem i wciąż nie wiem z czego on wynikał. W końcu jednak się wszystkiego nauczyłem.
Także stosunkowo często jeździliśmy pojeździć na gokartach. Dla mnie była to tylko zabawa, ale teraz widzę jak ona procentowała w kwestii wyczucia samochodu, odległości, wchodzenia w zakręt, nawet delikatnego panowania nad poślizgami.
W momencie więc kiedy poszedłem na kurs prawa jazdy czułem, że będzie to tylko formalność. Zasady ruchu drogowego już wcześniej zgłębiłem dla własnej satysfakcji, zajęcia praktyczne równie dobrze mogłem skończyć już po kilku godzinach, bo w kwestii techniki jazdy, jak i obserwacji otoczenia, nie miałem żadnych problemów.
Nawet instruktorzy, z którymi jeździłem zakładali się między sobą, że jako pierwszy z całej grupy zdam prawko z maksymalnie jednym błędem w obu etapach egzaminu. Dla mnie też była to sprawa oczywista mimo, że przecież zdawałem na ulicy Smutnej w Łodzi – prawdopodobnie najbardziej dołującym WORD-zie w Polsce, gdzie oprócz łez wynikających z niezdanego egzaminu pojawiały się też różne inne nieprzyjemne uczucia związane z aresztem karnym oraz cmentarzem. Jak więc widzicie atmosfera sprzyjająca nie była.
Ale ja byłem pewny siebie. Pewny swoich umiejętności. I zdałem za piątym razem.
Za. Piątym. Razem.
I to nie ze względu na to, że nie potrafiłem jeździć, problem leżał gdzie indziej. Zazwyczaj bowiem Ci, którzy podchodzą do egzaminu na prawo jazdy wiedzą, jak ten egzamin zdać, bo tak właśnie u nas uczy się kierowców – by sobie radzili nie na drodze, a na egzaminie.
Ja miałem odwrotnie – potrafiłem (potrafię) poradzić sobie na drodze, co na egzaminie jest niekoniecznie pożądane. Zrozumiałem to jednak dopiero za czwartym podejściem. Za piątym zdałem bez najmniejszego problemu i to właśnie dlatego, że wyciągnąłem kilka wniosków, które możecie przeczytać poniżej w postaci
Vademecum Prawo Jazdy
1) Nie jesteś dobrym kierowcą
Choćbyś jeździł od kilku lat gdzieś po bocznych drogach, choćbyś nie wiem jak pewnie czuł się za kółkiem, bo jeździłeś na gokartach, pamiętaj – nie jesteś dobrym kierowcą. Nie ma więc tutaj miejsca na choćby minimalną brawurę, a co za tym idzie, pewność siebie, bo ona jest zgubna – powoduje, że zbyt mało się skupiasz na patrzeniu w lusterka lub obserwowaniu przeogromnej ilości znaków, której pojawiają się znikąd.
Albo przynajmniej nie daj po sobie poznać, że czujesz się pewnie. Tak na wszelki wypadek. Oni to czują. I Oni tego nie lubią.
2) Jedź wolniej niż Ci się wydaje, że powinieneś
Jazda w mieście ma to do siebie, że niemal co skrzyżowanie zmieniają się ograniczenia prędkości. Ilość tych ograniczeń oraz natłok innych znaków często powoduje, że człowiek zapomina z jaką prędkością w danym miejscu powinien jechać. Jeśli więc zapomnisz z jaką prędkością można się w danym miejscu poruszać, to mam wskazówkę:
Jedź o 10 km/h wolniej, niż Ci się wydaje, że możesz.
Wierz mi. Raz za prędkość oblałem prawko.
3) Ustaw sobie deadline
Może zajechało to trochę korporacyjnie, ale taka prawda – jak masz nad sobą bat w postaci terminu, do którego musisz zdać, to jest to dodatkowa motywacja i porcja skupienia. Ja na przykład miałem dużo czasu na zdanie egzaminu praktycznego, a ostatni zdałem… 3 dni przed maturą. Bo po prostu wiedziałem, że w czasie egzaminu maturalnego nie będę miał już na to czasu.
4) Nie bądź idiotą
Jeśli nie zdasz egzaminu teoretycznego, to po prostu jesteś idiotą. Serio nie jesteś w stanie wykuć się tej cienkiej książeczki zasad ruchu drogowego + kilku dodatkowych danych? Bez przesady, to jak Ty sobie niby w życiu poradzisz jak czegoś takiego nie jesteś w stanie zrobić?
5) Nie śpiesz się
Egzaminator każdą kwestię sporną będzie się starał obrócić przeciwko Tobie. KAŻDĄ. Dla WORDu jest to kasa, więc nie ma co się dziwić.
Jeśli więc myślisz, że zdążysz przed jakimś samochodem bez wymuszenia, to nie ruszaj. Poczekaj, nic Cię to nie kosztuje. Ja ta uwaliłem 200m przed końcem egzaminu i choć byłem przekonany (i wciąż jestem), że tamten kierowca nawet by nie przyhamował, to i tak nie miałem nic do gadania.
Jeśli myślisz, że możesz na żółtym przejechać mówiąc, że nie zdążyłbyś zahamować to ja Ci powiem – nie możesz.
Generalnie zresztą, za każdym razem jak Ci się wydaje, że zdążysz, to wiedz, że nie zdążysz. Nigdzie się przecież nie śpieszysz, więc co Ci da to kilka urwanych sekund?
6) Nie dawaj pola do polemiki
Są przepisy, które są niejasne. Jak np. ten, w którym nie do końca wiadomo, czy puszczać kierunkowskaz jadąc prosto z drogi uprzywilejowanej skręcającej w prawo/lewo. Można, ale nie trzeba. Chyba, że to się zmieniło, wtedy proszę mnie poprawić.
Tak czy inaczej – jeśli jest jakakolwiek sytuacja sporna to zawsze lepiej być trochę nadgorliwym, niż czegoś zaniechać. Dla egzaminatora bowiem oprócz twojej jazdy równie ważne jest, jak jeździsz i jak się zachowujesz wobec innych kierowców. Kultywowanie kultury na drodze zawsze wygląda dobrze.
7) Nie bój się korzystać z prawa do nieposłuszeństwa
Jest coś takiego, że na egzaminie możesz nie posłuchać polecenia egzaminatora w momencie, kiedy wiesz, że nie będziesz w stanie wykonać jego polecenia.
Nie ma czego się bać – egzaminatorzy często wykorzystują ten moment zawahania, dekoncentracji i niepewności zdającego, by go, kolokwialnie mówiąc, uwalić.
Jeśli więc wiesz, ze czegoś nie dasz rady zrobić to jedź jak jechałeś – bez problemu wytłumaczysz czemu zignorowałeś polecenie.
8) Walcz o swoje
Samochody są nagrywane. Kursanci mają coraz więcej praw. Jeśli więc czujesz, że zostałeś potraktowany niezgodnie z prawem kodeksu drogowego to nie bój się tego zgłosić – to twoje pieniądze, twój czas i to Ty chcesz mieć prawo jazdy. Nie daj sobie tego wyrwać. A nuż będziesz mieć rację?
Tylko 8 wskazówek – tyle wystarczy by mocno się zbliżyć do zdanego prawa jazdy. Oczywiście jeśli nie potrafisz jeździć, to nic Ci nie pomoże. Jeśli nie znasz zasad ruchu drogowego, to nie masz czego tutaj szukać, tak jak nie masz czego szukać na egzaminie.
Ale jeśli jesteś Czytelniku przygotowany, to na 90% te wskazówki Ci pomogą. W końcu sam je na sobie przetestowałem.