Wakacyjna sobota. Planowany od kilku tygodni wyjazd został dopięty na ostatni guzik, wszystko zostało opracowane, trasa wytyczona, zakwaterowanie ogarnięte, godzina wyjazdu się zgadza. Bagażowy tetris został ułożony specjalnie dzień wcześniej, by bez problemu dnia następnego dopakować tylko to, co było niezbędne i ruszyć w nieznane.
W środku 4 osoby. 2 facetów z przodu, 2 dziewczyny z tyłu, bo czasem tego świergotu nie idzie wytrzymać. A może to po prostu kwestia poczucia pewności, kto wie. Wszyscy jednak w fantastycznych humorach, 2 tygodnie nadmorskiego leniuchowania działają na wyobraźnię i wyjątkowo mocno odprężają mimo, że przed wszystkimi minimum kilka godzin podróży.
Ale czym jest kilka godzin w podróży w tych czasach? To nic w porównaniu do lat 70’, kiedy maluchem z przyczepą ludzie jeździli do Grecji nie marudząc specjalnie ani na brak miejsca w środku, ani na brak klimatyzacji czy innych wygód. Jeśli radio było, to już był niemały luksus.
A teraz? Klimatyzacja chłodzi powietrze do odpowiedniej temperatury w ciągu kilku minut, przyciemniane, warstwowe szyby blokują promienie słoneczne, wygodne fotele o pełnej regulacji pozwalają przybrać najwygodniejszą pozycję, a do tego jeszcze podłokietniki, miejsca na kubki, chłodzone schowki, regulowane nawiewy i wszystko inne, co powoduje, że podróż może i nie jest w stylu business class, ale na brak wygód nie można już w żaden sposób narzekać. Powiedziałbym wręcz, że nie wypada
Zresztą wygoda to jedno, przemijanie podróży to już inna kwestia. Rodzice wiedzą, że kiedy ma się dzieci to dobrze na zagłówkach mieć telewizorek, albo przynajmniej pociechom zapewnić jakiegoś GameBoya lub PSP (ta, pociechom. Gdybym miał, to wciąż młóciłbym na GameBoy’u). To zresztą sprawdza się chyba w każdym wieku, aczkolwiek jak się jedzie ze znajomymi to wystarczy jedna dobra playlista, by podróż minęła kilkukrotnie szybciej.
O ile, oczywiście, wszyscy w środku lubią jedno i to samo.
Minęły 2 godziny jazdy, ulubione radio zaczęło śnieżyć już tak mocno, że nawet głuchego rozbolałaby głowa. Na Czwórce znowu gadają o bibliotece w Pścimiu Dolnym, która dostała dodatkowe 50 książek od lokalnego KGW, co po 5 minutach usypia bardziej niż Zyrtec zapity wódką, więc zaczęło się przerzucanie kanałów. Na Trójce też gadają, polityka na TOK FM w podróży nie nastraja optymistycznie, ESKA wierci uszy niczym udarówka, a po wrzuceniu VOX FM jedyne na co człowiek ma ochotę to wyrwać ekran z konsoli środkowej i cisnąć nim w najbliższą latarnię byle by nie słuchać tego gówna.
Jak dobrze, że ktoś wymyślił wyjścia AUX, USB i streaming przez Bluetooth. Bez tego to normalnie jak bez ręki, więc jedyna słuszna decyzja musiała prędzej czy później zapaść:
– Ty no, tego się słuchać nie da, masz coś na penie?
– No mam, ale nie wiem czy to lubicie. Zresztą pal licho Ciebie, bardziej chodzi o dziewczyny.
– E tam, olać je, i tak śpią, dawaj
No i weszło. Duality jako klasyk od Slipknota, potem lżejszy SOAD i nowe Faith No More, gdzieś się przewinęło o dziwo London Grammar i Soniamiki, nawet któraś z ostatnich płyt Jay-Z sę pojawiła. Generalnie miszmasz pełen.
– To nie, to też nie, to za nudne, może to?
Serio, Tame Impala w trasie? Żeby kierowca zasnął, o bandę się obił, w drzewo przydzwonił?
Poziom irytacji niebezpiecznie narasta, aczkolwiek człowiek musi stoicki spokój zachować, wystarczająco się denerwuje na tych idiotów, imbecyli, niedzielnych kierowców co kółka od miesięcy nie widzieli, a w trasę jadą, wystarczy tego, po co nerwy strzępić sobie na współtowarzyszy podróży?
– Eeej, przełączcie to, tego słuchać się nie da! (chóralnie, synchronicznie wypowiedziane)
Właśnie leciała Sepultura. Akurat Gwiazdy się musiały obudzić, jak na złość. I marudzą jak dzieci po drzemce, normalka.
– Włączcie coś normalnego, co? ; Ej, za ciepło to jest, niedobrze mi, weź trochę zmniejsz temperaturę, co? ; No ale nie aż tak bardzo, stóp nie czuję!
Głodne jesteśmy, staniemy?
– Wiesz co, może ja coś swojego podłączę, bo nie masz nic ciekawego.
Rapsy. Polskie, kurna, rapsy. Najgorzej.
Tutaj wypadałoby wkleić jakąś kwiecistą wiązankę okraszoną rzędem pięknych, polskich epitetów, które strumieniem wylały się z ust tworząc potok żółci, gniewu, nienawiści, irytacji i wszelkich innych pejoratywnych uczuć, które można żywić do bliźnich, którzy jakimś (tak się zdaje) nieprzychylnym zrządzeniem losu postanowili swoją osobą umilić czas podróży.
Po tym był już spokój, choć atmosferę kroić można było jedynie kataną, gęsto było i duszno. Ale nikt już nic nie zmieniał, nie przerzucał muzyki z własnej woli, nie rządził się klimatyzacją, na siłę nie namawiał na bezsensowne postoje.
Wszystko pozostało w rękach kierowcy. Bo pamiętajcie – to on Was ma dowieźć na miejsce i to jego spokój jest w trasie najważniejszy. Reszta musi się dostosować.