Mieliście kiedykolwiek tak, że spotkaliście kogoś i automatycznie wiedzieliście, że nigdy tej osoby nie polubicie? Że jest w tej osobie coś, na początku niesprecyzowanego, co was automatycznie odrzuca i jak by się ta osoba nie starała, to i tak będziecie podchodzić z ogromną rezerwą? Podobnie jest zresztą z przedmiotami. Są takie rzeczy, których nie lubimy ot tak, po prostu, z założenia. I bardzo trudno jest, tak w przypadku osób jak i przedmiotów, zmienić swoje nastawienie. Mnie się to udało z produktami Apple – firmy nie trawiłem totalnie, mimo podziwu dla Steve’a Jobs’a. Ale nie potrafiłem się do ich produktów przekonać. A teraz jestem posiadaczem iPada i iPhone’a i nie wyobrażam sobie nic innego.

Podobnie starałem się postąpić z Toyotą, mając nadzieję, że te auta polubię. Nic z tego. Za każdym razem, jak tylko pojawia się kolejny model, to na Toyotę patrzę z co raz to większą niechęcią. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że konstruktorzy sami zaczęli mi ku temu dostarczać argumentów.

Toyota – marka nijaka

Nie było tak od początku. Może Toyota nigdy nie była marką, która słynęła z samochodów ekstrawaganckich i technologicznie wybiegających znacznie przed szereg, ale generalnie mieli na swoim koncie modele, które teraz są kultowe. Na przykład taka Toyota 2000GT:

 

Przecież to jest jeden z synonimów klasycznego, samochodowego piękna. Grzebiąc wcale nie tak głęboko w historii tej marki znajdziemy jeszcze Suprę, Celicę, MR2, Corollę AE86. Większość z tych samochodów jest na wagę złota na rynku wtórnym.

 

I raptem, nie wiadomo czemu, Toyota obrała zupełnie inny kierunek. Zaprzestano produkcji każdego z ww. wymienionych samochodów, rezygnując ZUPEŁNIE z modeli o zacięciu sportowym – bo przecież trudno tak nazwać Corollę TSport. To ledwo był hot hatch. Design stał się jeszcze bardziej obły, zgodnie z trendem na rynku, ale w ślad za tym nie poszło nic charakterystycznego – te auta stały się tak nijakie, że mogły w zasadzie reprezentować każdą inną markę.
Weźmy np. Toyotę Avensis. To auto jest tak strasznie rozmyte, że gdyby osadzić w atrapie znaczek Mazdy…

 

…to spokojnie mogłaby to być Mazda Avensis. I nikt by się nie zdziwił. A najprędzej by pomyślał, że to jakiś nieudany eksperyment, bo teraz przecież Mazda robi chyba najładniejsze samochody klasy średniej.
Albo można też podmienić znaczek Toyoty na emblemat Skody i…

 

…byłaby Skoda Avensis. Nawet Superb jest bardziej charakterystyczny. W kwestii urody się nie wypowiadam bo musiałbym zabluźnić.

Toyota nastawiła się jednocześnie bardzo mocno na ekologię, stając się pionierem w segmencie samochodów hybrydowych, których jak do tej pory udało im się sprzedać najwięcej ze wszystkich producentów. Wszystko dzięki modelowi Prius, który dla mnie swój sukces zawdzięcza bardziej dobremu marketingowi, niż rzeczywistym proekologicznym argumentom. Do tego trzeba dodać, że to auto ukochały gwiazdy Hollywood, robiąc mu dodatkową reklamę.

Dlatego w głowie mi się nie mieści, jakim cudem udało się Toyocie stać największym producentem samochodów na świecie. Nie mam pojęcia, nie widzę żadnych argumentów, które by przemawiały za popularnością tej marki. Faktycznie, Toyoty były niezawodne, ale już nie są. Alfa Romeo 159 jest mniej awaryjna niż Avensis. O doznaniach z jazdy nie ma co mówić, Toyota z założenia nie wie nawet co to jest. Silniki są przyzwoite, ale niczym się nie wyróżniają. Toyota tworzy samochody które są porządne, nic więcej. Dlatego dziwi mnie ich popularność. To jest taki totalny średniak, który nic nie wnosi. Nawet, jeśli prezentowali jakiś prototyp na salonie samochodowym, to wyglądało to np. tak:

 

Niby sportowo, niby agresywnie, ale jak na prototyp radykalnego samochodu sportowego jest to bardzo bezpłciowe. Jak to porównać np. do seryjnego Aventadora? Albo do R8, które ani cudem urody, ani agresywnego designu nie jest?

Coś się chyba jednak zmienia. Po nijakim do potęgi n-tej Aurisie, następca stał się trochę ciekawszy. Avensis po FL zyskał chociaż odrobinę więcej charakteru. O dziwo, przy współpracy z Subaru, stworzyli pierwszy od 15 lat usportowiony samochód, z napędem na tył – GT86. Mimo, że jest brzydkie jak  noc, to jednak prowadzi się bardzo dobrze i daje wielką radość z jazdy.

Coś się burzy, coś się zmienia, ktoś w Toyocie w końcu pojął, że na dłuższą metę nijakością nie da się wygrać. Biję brawo.

Żeby jednak nie było wątpliwości – mojego podejścia to nie zmienia, Toyota wciąż jest dla mnie marką, która mogłaby nie istnieć. I zupełnie nie rozumiem osób, które kupują te samochody z własnej woli – trzeba mieć mentalność przysłowiowego księgowego, żeby nimi jeździć. Nie mieć duszy, żadnego wewnętrznego polotu, czy jakkolwiek inaczej to nazwać. Aktualnie Toyota tworzy samochody dla ludzi starych duchem, tak jak do niedawna robił to Mercedes.

A skoro Niemcom udaje się odmłodzić klientelę, to i Japończykom powinno się to w końcu udać