Zazwyczaj nie kosztuje wiele, najczęściej nie więcej niż kilka tysięcy. Ale te kilka tysięcy na samym początku wydaje się być majątkiem – odkładanym z kieszonkowego, dorywczej pracy i kasy z urodzin oraz innych okazji. Ona jest miesiącami wyrzeczeń i oczekiwania na zdobycie tego upragnionego plastiku, będącego przepustką do czegoś, co jeszcze jakiś czas temu wydawało się zupełnie nierealne.

Już nie trzeba patrzeć z utęsknieniem na ulice.

Przeglądane do późnych godzin nocnych aukcje, selekcjonowanie tego, co może być najlepsze. Wertowanie kolejnych stron forów internetowych spędza sen z powiek wraz z każdą nowo nabytą informacją o rzeczach, które przed kupnem trzeba koniecznie sprawdzić, by te długo odkładane pieniądze nie zostały utopione w leciwy szajs, który rozleci się przy byle okazji. Każda drobna, nowo nabyta wiadomość odbija się echem w głowie przed zaśnięciem, każdy szczegół jest analizowany na wszelkie możliwe sposoby. To wszystko, przez wiele tygodni, to dzień powszedni, ale prawda jest taka, że jest to jedna z największych przyjemności, jaką można zaznać.

I oto jest.

W oczach lśni jak diament świeżo wypolerowany przez jubilera, w wyobrażeniach nie ustępuje niczym najnowszym produkcjom znanych marek. W rzeczywistości lewy bok ma odrapany, progi trochę podrdzewiałe, plastiki i tapicerka zdecydowanie mają za sobą lata świetności, ale jakie to ma znaczenie? To ona – ta pierwsza, ta jedyna.

Drżące ręce przekazały wymięte w kieszeni pieniądze w zamian za pęk dorabianych na lewo kluczy. Teraz ciężkich, choć w przyszłości nie raz będą leciały wiązanki pod nosem ‘gdzie one do cholery są kiedy się śpieszę’.

Pierwsze wejście, trzaśnięcie w trakcie domykania, skręt, dotyk nawet – każda z tych, jak i dziesiątek innych czynności, uskrzydla, sprawia, że nie chce się wychodzić. Chce się w niej być, ciągle, każdą następną minutę. Szczególnie wieczorami, bo one są wyjątkowo magiczne.

W niej zdarzy się wiele rzeczy, które na zawsze wedrą się w umysł jak rysa, której za nic nie uda się usunąć. Będą sprawy przykre – pierwsze zadrapanie, stłuczka, skrzywiona felga, może i coś gorszego, oby nie. Więcej będzie jednak tych rzeczy, które po latach wspomina się z uśmiechem – pierwszy ślizg na śniegu, wygrany wyścig o 3 w nocy, własnoręcznie zrobiona bardzo drobna naprawa. Ale także pierwszy pocałunek na tylnym siedzeniu, wspólnie spędzona noc z dziewczyną na campingu, kraty browarów wożone na pace, imprezy do białego rana i szybkie wypady za miasto, po których zawsze jest tak dużo wspomnień, do których wraca się mino upływu lat. I setki innych sytuacji, które każdy z osobna sobie teraz z pewnością przypomni.

Ta pierwsza

Pierwsza fura, pierwszy samochód, pierwsze ‘jakoś pieszczotliwie nazwane’ auto – nie ma znaczenia jak określone, zawsze będzie najważniejsze, szczególne, wyjątkowe. Będzie się łączyło z dziesiątkami innych ‘pierwszych razów’, które z nią w tle się zadziały i które wpłynęły na to, kim jesteśmy. Moja Strzała widziała ich tak dużo, że aż boję się, co by o mnie opowiedziała. Jedno jest pewne – byłaby to historia, z której na swój pokręcony sposób byłbym dumny. I którą chciałbym przeżyć z nią jeszcze raz.

Potem jest już gorzej. Jest znużenie, przyzwyczajenie, przedmiotowe traktowanie. To normalne, tak się dzieje w natłoku spraw dnia codziennego. Kończą się samotne nocne jazdy dla przyjemności, tej magii nie da się utrzymać cały czas.

Aż w końcu pojawia się pomysł, że to auto, które tak długo CI służyło, jednak nie do końca spełnia Twoje oczekiwania. Ma swoje braki i to dość istotne, które zaczynają w pewnym momencie doskwierać. Zaczyna się rozglądanie za czymś lepszym, nowszym, mocniejszym, fajniejszym, co nowe potrzeby zaspokoi lepiej, niż ta leciwa maszyna, bogatsza o kolejne rysy na jej z pewnością bogatej historii. Ten wybór nie będzie już tak emocjonalny, tak pomieszany między rozsądkiem, a impulsem. Nie będzie aż tak ważny. Będzie po prostu kolejnym samochodem. Nowym, fajniejszym, ale jednak tylko kolejnym.

I kiedy zostanie już te parę dni do zmiany, kiedy to stare, pierwsze auto lada dzień ma zostać przekazane komuś innemu, wtedy wszystko wraca. Każde pojedyncze wspomnienie, które gdzieś ukryte między wieloma innymi wraca ze zwielokrotnioną siłą.

Nie chce się wysiadać. Nie chce się opuszczać czegoś, co tworzyło historię wielu poprzednich lat. Raptem to auto jeździ lepiej, szybciej, ostrzej wchodzi w zakręty. Raptem działa tak jak tuż po zakupie. Raptem znów jest idealne na osobiste potrzeby, które teraz są tak ewidentnie wygórowane, wręcz idiotycznie niepotrzebne.

To jest to jedyne auto. Jedyne, pierwsze, najbardziej wyjątkowe. Obiektywnie z pewnością najgorsze, subiektywnie zawsze najważniejsze. Bo łączące się z największą ilością niepowtarzalnych wspomnień.

Skąd ta nagła refleksja?

Właśnie to przeżywam. Strzała właśnie wisi na allegro, a ja wiem jak cholernie trudno będzie mi się z nią rozstać.

Podobał Ci się wpis? Zostaw like i udostępnij!