Rosnące ceny paliw i niewspółmierna liczba miejsc parkingowych przemawiają za małymi typowo miejskimi autami. Gdy dodamy do tego atrakcyjne ceny przedstawicieli segmentu B, otrzymamy ciekawy sposób na sprawne pokonywanie zatłoczonych aglomeracji. Większość azjatyckich jak i europejskich mieszczuchów stawia na przestronną kabinę i komfort jazdy, kosztem walorów trakcyjnych. Jedynie Suzuki od lat konsekwentnie hołduje gokartowatym właściwościom jezdnym, spotykanym także w ponad dwukrotnie droższym Mini.

Czwarta generacja Swifta wjechała do salonów w 2010 roku, co ciekawe od poprzednika na pierwszy rzut oka różni się niewiele. Dopiero bezpośrednie porównanie obu odsłon małego Japończyka, lub danych katalogowych, ujawnia kluczowe zmiany. Poza większymi wymiarami nowy Swift wzbogacił się o kilka designerskich modyfikacji. Pas przedni otrzymał większe światła oraz agresywniej narysowany zderzak, całość układa się w zawadiacki uśmieszek – podobający się zwłaszcza Paniom.

Znacznie mniej ingerencji stylistów znajdziemy z tyłu, gdzie nowe wydają się tylko kształt pokrywy bagażnika i lampy. Przechodząc obok czwartego wcielenia miejskiego Suzuki, można pomylić go z poprzednikiem. Nadal prawie płaska połać dachu swobodnie opada ku tyłowi, skutecznie zmniejszając przestrzeń w drugim rzędzie siedzeń, ale o tym za chwilę.

Deskę rozdzielczą wykonano w iście japońskim stylu, twardo lecz solidnie, co gwarantuje brak niepożądanych pisków czy zgrzytów na każdej nawierzchni. Klasycznie umieszczone zegary niezależnie od aury za oknem odznaczają się wzorową czytelnością, także ekran komputera pokładowego znajdujący się pomiędzy prędkościomierzem a obrotomierzem nie stwarza problemów komunikacyjnych. Konsola centralna, niemal żywcem wyjęta z flagowego modelu Suzuki – Kizashi – jest prosta i łatwa w obsłudze, niczym sterowanie radiem (także z kierownicy) jak i manualną klimatyzacją. Niewielkie rozmiary auta nie przeszkadzają w zajęciu wygodnej pozycji za obszytą skórą kierownicą, regulowaną tylko w pionie. Niestety o ile kierowca i pasażer nie mogą narzekać na deficyt przestrzeni, o tyle goście drugiego rzędu nie będą zachwyceni. W zajęciu miejsca niezwykle pomocna okazuje się dodatkowa para drzwi, nie zmienia to jednak faktu iż wygodnie podróżować będą tu kompaktowych wymiarów osoby – dzieci lub koleżanki towarzyszące w co weekendowym szale zakupów. Złowione okazje pochłonie 211’litrowy bagażnik.

Miejski Japończyk w przeciwieństwie do konkurentów ze starego kontynentu dostępny jest z niewielką paletą jednostek napędowych. Główne skrzypce gra 1,2’litrowy czterocylindrowiec VVT legitymujący się mocą 94 Km i 118 Nm. Poprzecznie zamontowany silnik ochoczo wkręca się na wysokie obroty, gdzie osiąga maksimum swych możliwości. Standardowo Swift opuszcza fabryczne mury z manualną pięciostopniową przekładnią, pozwalającą na pełne wykorzystanie potencjału silnika jak i zawieszenia. Dopłacając 5 tysięcy złotych możemy zamówić czterobiegową skrzynię automatyczną, stworzoną z myślą o zakorkowanych miastach.

Klasyczny automat niemający nic wspólnego z nowoczesnymi dwusprzęgłowymi konstrukcjami, sprawuje się nad wyraz dobrze. Typowo miejska eksploatacja uwydatnia wszystkie jego zalety, do których zaliczyć należy płynną pracę i utrzymywanie silnika na możliwie najwyższym przełożeniu. Dopiero dynamiczna podróż ujawnia bolączki charakterystyczne dla tradycyjnych automatów. Bez wątpienia największą z nich jest nieco za długa reakcja na gwałtowne wciśniecie pedału gazu, skrzynia redukuje bieg po chwili zastanowienia. Swift w codziennej wielkomiejskiej eksploatacji spożywa 7-7,5 litra na setkę, natomiast nieśpiesznie pokonana trasa okupiona jest przepaleniem około 5 jednostek i to pomimo automatycznej przekładni.

Mniejszy interior i bagażnik niż u rywali przestają przeszkadzać za pierwszym zakrętem. Koła usytuowane niemal w skrajnych punktach karoserii, sztywno zestrojone zawieszenie wspomagane precyzyjnym układem kierowniczym dają ogromną radość z każdej przejechanej sekwencji zakrętów. Układ jezdny Swifta doskonale sprawuje się na świeżo wyremontowanych asfaltach, pokazując wyższość nad większymi przedstawicielami segmentu B. Odrobinę gorzej zawieszenie radzi sobie z poprzecznymi nierównościami.

Suzuki Swift z opcjonalnym automatem to ciekawa propozycja głównie dla Pań, choć nie tylko, poruszających się przeważnie po mieście. Wydając 50 900 złotych otrzymujemy mieszczucha z elektrycznie sterowanymi przednimi szybami, manualną klimatyzacją, radiem sterowanym z kierownicy i wspomnianą automatyczną skrzynią oraz firmowymi kołpakami ozdabiającymi stalowe felgi. O wiele lepszym wyborem je