Jakieś 2 tygodnie temu napisała do mnie Pani Kasia z agencji Tesla, że organizują galę dla OtoMoto i czy nie mam ochoty się na niej pojawić. Mówiąc szczerze nastawienie miałem takie sobie – środek tygodnia to średnio sprzyjający termin na tego typu zabawy. Mnogość przedstawicieli prasy motoryzacyjnej również nie napawała mnie wielkim optymizmem, wiecie jakie potrafią być stosunki między blogerami, a dziennikarzami. Osobiście problemów do tej pory nie miałem, ale i tak w końcu jestem po drugiej stronie barykady. A samo słowo ‘gala’ jakoś nasuwa mi skojarzenie z pompą, smokingami itd. Nie to, żebym miał jakieś obiekcje wobec garniturów i spodni w kancik, bo do nich akurat, ze względu na pracę i upodobania, jestem przyzwyczajony. Mimo wszystko jednak zaleciało mi to trochę nazewnictwem na wyrost, a przerost formy nad treścią to coś, czego nie trawię wybitnie.

Wygrała jednak we mnie ciekawość połączona ze sprzyjającym wszechświatem. Okazało się, że 12 marca tak czy inaczej byłbym w Warszawie, więc spokojnie mogłem się pojawić. Poza tym, taką przynajmniej miałem nadzieję, była okazja dowiedzieć się czegoś ciekawego o trendach, jakie panowały na polskim rynku motoryzacyjnym w 2013r. Potwierdziłem więc swoją obecność i dwa dni temu stawiłem się na gali

Internetowy Samochód Roku 2013

Pierwszy raz zdarzyło mi się być na evencie, który byłby organizowany na sali kinowej, ale muszę przyznać, że coś takiego ma sens w określonych przypadkach. W momencie, kiedy miały być wyświetlane dane, wyniki oraz inne informacje, nic innego nie mogło być lepsze niż srebrny ekran, a sale Multikina dodatkowo zapewniają bardzo dobrą widoczność z każdego miejsca. Fajne doświadczenie. Jeszcze udało mi się zająć miejsce idealnie po środku, więc widoczność była perfekcyjna… do czasu, aż facet z Polsatu ustawił się z kamerą niemal tuż przede mną. To tłumaczy, dlaczego na poniższych zdjęciach część ekranu jest zasłonięta. Musicie mi to jakoś wybaczyć, zdjęcia i tak obrazują wystarczająco dużo, mam nadzieję.

Zaznaczę jeszcze, że na każdym fotelu znajdował się taki mały pilot do prezentacji. Jak się okazało, dzięki niemu każdy mógł brać udział w mini quizie z jakimiś drobnymi nagrodami. Zawsze lepsze to, niż bierne siedzenie na fotelach i wpatrywanie się w suche statystyki.

Prezentacja zaczęła się z delikatnym opóźnieniem, jak to zazwyczaj bywa. Fajnym ukłonem w stronę motoryzacyjnych pasjonatów była osoba prowadzącego – Włodzimierz Zientarski to niemalże legenda w światku prasy motoryzacyjnej. Ja się na jego programach niemalże wychowałem, więc fajnie było usłyszeć na żywo znajomy głos.
Sam przebieg gali był jednak dość typowy. Najpierw pokazano skąd wzięły się wyniki, pochwalono się trochę danymi OtoMoto, czasem wtrącono jakąś historyjkę z życia wziętą, nic ponad przyjęte standardy. No i od czasu ww. quiz, który był, bądź co bądź, całkiem przyjemną odskocznią.

Jedna rzecz mnie jednak zastanawia. Galę nazwano Internetowy Samochód Roku 2013, a w zestawieniu znalazły się również maszyny budowlane, ciągniki, ciężarówki i samochody dostawcze. Ja rozumiem, że nie ma sensu robić oddzielnych spotkań i zestawień, ale jednak nazwa wskazuje odrobinę coś innego – to taka moja mała dygresja wobec organizatorów, że niekoniecznie branżę motoryzacyjną interesują ciągniki Ursus. Który to, notabene, wygrał w swojej kategorii.

Co zostało skwitowane śmiechem. Nie dziwię się.
Podobnie mało interesująca była kategoria ‘Najczęściej Wyszukiwana Maszyna Budowlana’.

Ok., cieszę się, że JCB 3CX wygrało, ale ja na ten temat nie mam zielonego pojęcia i mało co mnie to interesuje. Tak samo nie interesuje mnie drugie miejsce dla Caterpillara i trzecia dla firmy Ostrówek (fajnie, że polski producent). Na maszynach rolniczych i budowlanych nie znam się zupełnie i pewnie znać się nie będę, bo to nie moja branża. Skoro już jednak dodają taką kategorię w zestawieniu, to wypadałoby dorzucić ciągniki gąsiennicowe, betoniarki itd. Przynajmniej obraz byłby pełniejszy a tak to w sumie nie wiadomo do końca czemu raptem pojawiły się na ekranie koparki.

Na szczęście szybko minięto te kategorie i zaczęły się rzeczy ciekawsze. Ciekawsze pod względem kategorii oczywiście, bo same wyniki, po większości, nie powinny nikogo dziwić.
W kategorii ‘samochód dostawczy do 3,5t’ wygrał VW Transporter T4:

 

Tutaj spodziewałem się raczej Fiata Ducato, który zajął 3cie miejsce. Warto jednak nadmienić, że chodzi wciąż o samochody używane, a wiadomo, że Polacy na rynku wtórnym stawiają jednak na rozwiązania niemieckie. Potem jeszcze była kategoria ciągników siodłowych, której zdjęcie pominę (wygrało Volvo FH), bo szkoda się w to zagłębiać.

Potem w końcu przyszedł czas na dwie najważniejsze kategorie. Jako pierwsze zostały ogłoszone wyniki z kategorii ‘najczęściej wyszukiwane nowe auto’. Ok., zanim przeskrolujecie sobie na zdjęcie, to spróbujcie zgadnąć, jakie auto wygrało.

Chociaż nie. Nie ma sensu. Wiadomo było z góry, że wygra Skoda Octavia, nie powinno to dziwić nikogo. Jedynym zaskoczeniem jest tutaj drugie miejsce dla Mazdy 3. Jestem pod wrażeniem, aczkolwiek patrząc na to, jakie samochody wypuszcza teraz japońska marka, nie jest to aż tak bardzo dziwne.

Tak samo nie jest zaskoczeniem zwycięzca ostatniej kategorii, czyli ‘najczęściej wyszukiwane auto używane’. Macie pomysł, co mogło wygrać?
Ta. Głupie pytanie. Oczywiście, że Golf, co innego ma stać pod remizą. A do tego Passat i A4, czyli też nic, co mogłoby zaskoczyć.

Statystyki nie kłamią

Nie ma co się dziwić wynikom, one z góry były jasne. Wiadomo, że Polacy ukochali auta niemieckie i że w każdej, samochodowej oczywiście, kategorii, nie będą one miały żadnej konkurencji. VAG trzęsie rynkiem polskim i to jest fakt mierzalny – ponad 20% samochodów na polskim rynku pochodzi z koncernu Volkswagena.
Pragmatycznie na to parząc, nie ma czemu się dziwić. Auta porządne, wciąż mające renomę niezawodnych, to jest to, co liczy się dla kogoś, kto na auto może wydać 10 tysięcy raz na kilka lat. Tak wynika ze statystyk i tak jest, patrząc na ulice, gdzie rządzą samochody kilkuletnie, w ciemnych kolorach, o ogromnym przebiegu i o niskiej wartości. Smutne? Trochę tak. Jest jednak jedna rzecz, która ewidentnie się zmienia – Polacy zaczęli przestawiać się na benzynę. Diesel już nie jest na topie bo i nie ma takiego powodu. Droższe silniki, droższe paliwo, spalanie na podobnym poziomie – ten wybór już nie ma sensu i zostało to zauważone.

Statystyki nie kłamią. Nie w tym wypadku. Tym razem to wyjątki potwierdzają regułę. I, niestety, nawet, jeśli chodziłbym n taką galę przez 5 kolejnych lat, to szczerze wątpię, że coś się zmieni.
Dobrze, że są wśród nas jednak zapaleńcy i fani innych marek, którzy ten obraz zmieniają, przynajmniej wokół siebie. A tego statystyki ogólne nie uwzględniają.