Żywot Ssangyonga na polskim rynku z całą pewnością nie jest usłany różami. Nawet ostatnia ofensywa modelowa – przypomnijmy, obliczona na schlebianie europejskim, nie azjatyckim gustom – wydaje się nie przynosić zakładanego rezultatu. Ale może to tylko pozory? Przyjrzyjmy się nowemu konkurentowi w gamie crossoverów. Oto Ssangyong Tivoli.

Do testu trafił granatowy Ssangyong Tivoli z 1,6-litrowym silnikiem diesla pod maską i automatyczną skrzynią biegów oraz dołączanym napędem na 4 koła w bardzo bogatej wersji wyposażenia. Na pokładzie nie zabrakło chyba żadnego z modnych gadżetów, na które pozwolił budżet – ok. 110 tysięcy złotych, na jakie wyceniono tenże egzemplarz.

Cenowy remis

Kwota robi wrażenie, ale tylko na pierwszy rzut oka. Jeśli przyjrzeć się bliżej, szybko można zauważyć, że to jednak cena zupełnie przeciętna. Konkurencja raczej nie jest w stanie zaoferować podobnie wyposażonego samochodu tego typu za mniej. W zamian oferuje jednak renomę, która w przypadku Ssangyonga jest jeszcze dyskusyjna… Wróćmy jednak do Tivoli. Najprostsza wersja z benzynowym silnikiem o pojemności 1,6 litra, napędem na przednie koła i ręczną skrzynią biegów wyceniona została na nieco poniżej 57 tysięcy złotych. Opel Mokka kosztuje co najmniej 70 tysięcy, Renault za kaptur życzy sobie przynajmniej 54 tysiące, Nissan Juke kosztuje wyjściowo niemal dokładnie tyle co Tivoli.

Jeśli więc chodzi o cenę, to Tivoli nie wyróżnia się szczególnie na tle konkurencji. A jak rzecz ma się w innych aspektach? Z całą pewnością Tivoli wyróżnia się wyglądem. Spośród popularnych crossoverów bardziej charakterystyczny jest tylko Juke, ale jego wyłupiasty wygląd zdążył się już nieco znudzić. Tivoli wnosi powiew świeżości – pod wieloma względami. Także chociażby pod względem akcentów w wyposażeniu.

Wszystkie gadżety świata

Ssangyong zdecydował się postawić na technologię, wyposażając Tivoli we wszystkie możliwe elektroniczne ułatwienia, jakie można było sobie wyobrazić. Są więc trzy tryby pracy układu wspomagania kierownicy, wyświetlacz pokazujący kąt skręcenia kół, czujniki ciśnienia w oponach. Słowem, wszystko i jeszcze więcej. Jest też kolejna ofiara agresji elektroniki na motoryzację, czyli automatyczna skrzynia biegów.

Ujmijmy to następująco – jeśli ktoś naprawdę bardzo nie lubi zmieniać biegów, może z czystym sumieniem wybrać automat. I tak zapewne nie byłby w stanie wykorzystać walorów przekładni manualnej. Jeżeli nie wymaga się od niej zbyt wiele, automatyczna skrzynia jest w porządku. Wolniej lub szybciej (a zwykle wolniej) zmienia biegi, nie szarpiąc przy tym zanadto, a więc wymagania spełnia. Sześć przełożeń dopasowano w taki sposób, by zmniejszyć spalanie i to się udało – w ruchu miejskim spalanie Tivoli to ok. 7 litrów na 100 kilometrów. Bardzo zadowalający wynik, biorąc pod uwagę niemałą masę koreańskiego crossovera. Poza miastem spalanie oleju napędowego ograniczyć można do 5, a gdyby mocno się postarać, to nawet i mniej litrów.

1,6-litrowy diesel oferuje 115 koni mechanicznych i 300 Nm maksymalnego momentu obrotowego. W pełni wystarczająco, przeważnie bez potrzeby zmuszania jednostki do bardziej intensywnej pracy. Póki co to jedyny diesel dostępny w Tivoli. Alternatywę stanowi silnik benzynowy, również o pojemności 1,6 litra, oferujący moc 128 KM. Niestety ta wersja nie jest sprzedawana z napędem na 4 koła – coś za coś.

Czy napęd na 4 koła w Tivoli można jakoś sensownie wykorzystać? Z pewnością tak – na śliskiej, mokrej nawierzchni czy podczas wyjeżdżania z zasypanego śniegiem parkingu jego pomoc może być nie do przecenienia. Pod warunkiem zainwestowania w dobre opony, rzecz jasna. Bezdroża i bardziej wymagający teren raczej nie są Tivoli pisane – co nie znaczy bynajmniej, że przy odrobinie dobrej woli i umiejętności kierowcy nie można by crossoverem Ssangyonga zawstydzić kilku bardziej cenionych graczy.

Bez zarzutu

W codziennym użytkowaniu Tivoli staje na wysokości zadania. Podczas tygodniowego testu samochód nie sprawił żadnych przykrych niespodzianek. Wręcz przeciwnie – nie raz pozytywnie zaskoczył kierowcę i pasażerów. Wnętrze jest wygodne i rozsądnie rozplanowane, do tego stosunkowo dobrze wykonane. Przyjemne w dotyku materiały mieszają się z budżetowymi plastikami, jednak całość ogólnie robi bardzo dobre wrażenie. Łącznie z wygodnymi fotelami i ilością miejsca w drugim rzędzie – naprawdę go nie brakuje.

W bagażniku zastosowano modne dzisiaj rozwiązanie – trzecią część jego objętości zajmują dwie podłogi wyłożone styropianową formą. Dzięki niej do bagażnika Tivoli nie trzeba nurkować, chcąc włożyć czy wyjąć tylko niewielkie zakupy. Co więcej, podniesione dno sprawia, że po złożeniu tylnych siedzeń uzyskujemy zupełnie płaską, wygodną w załadunku powierzchnię. Jeżeli bagaży do przewiezienia mamy więcej, styropianową formę zostawić możemy w garażu czy piwnicy, a całe 430 litrów wykorzystać na bagaże.

By wyróżnić się z tłumu

Istnieją takie samochody – i jest ich całkiem sporo, jeśli nawet nie coraz więcej ostatnio – które wydają się pod każdym względem w porządku, ale z jakiegoś powodu nie ma się ochoty nimi jeździć. Z dumą można powiedzieć, że Ssangyong Tivoli do tych akurat się nie zalicza. To ciekawy, radosny samochód (jeśli można tak powiedzieć o aucie…), który przyciąga spojrzenia przechodniów. Często te spojrzenia to zwykła ludzka ciekawość, niemniej jednak to miłe, że nawet ci, którzy motoryzacją na co dzień się nie interesują, na Tivoli zwracają uwagę. A czy nie o to chodzi, by chociaż trochę wyróżnić się z tłumu? Tivoli z całą pewnością na to pozwala. W dodatku to naprawdę udany samochód i godna koreańska odpowiedź na falę popularności niedużych crossoverów.