Niezbyt często zdarza mi się oglądać telewizję. Za dużo głupkowatych reklam, za dużo marnych filmów, za dużo strasznych programów pseudo o życiu, typu ‘Trudne Sprawy’. Jeśli już coś mnie skusi, to będzie to albo sport, albo wyjątkowo dobry film lub serial (coś z tych na HBO). Coś mnie jednak zachęciło, bo któregoś wieczoru zasiadłem wygodnie na kanapie, odpaliłem TV i zagłębiłem się w obrazie. Sęk w tym, że to ‘zagłębianie’ potrwało do najbliższej, 20-to minutowej reklamy.

Wiadomo, reklamy rzecz wkurzająca, ale jakoś te stacje zarabiać muszą. Ja to rozumiem, każdy tak robi. Wśród tych wszystkich reklam (wieczorami są lepsze, zawsze jakiś +) przewinęło się parę motoryzacyjnych. Był jakiś Opel, Peugeot i bodajże Nissan. Niby normalka. No, jednak nie do końca, bo co mnie uderzyło, to fakt, że były to reklamy TYLKO MAŁYCH SUV’ÓW. Nie żadne kompakty, sedany, kombi. Nie. Tylko małe SUV’y. Takie pochodne klasy B, które chcą być kompaktami, ale nie mogą. I tutaj skończyło się moje oglądanie filmu, usiadłem do kompa, zacząłem przeglądać wszystkie nowości, które ostatnio wyszły, żeby się upewnić co się dzieje.

I co? SUV’y, SUV’y wszędzie.

Osobiście fanem tego typu samochodów nie jestem. Ani to terenowe, ani sportowe, ani zazwyczaj przesadnie przestronne. Typowa hybryda, ma fajne cechy, ale też wady większości rodzajów nadwozi z których czerpie. Dla mnie im bliżej asfaltu tym lepiej, bo mam lepsze wyczucie auta, serio nie muszę patrzeć  na wszystkich z góry żeby się dobrze na drodze czuć. Ale jestem w stanie zrozumieć fanów tego typu samochodów. Poczucie bezpieczeństwa, lepsza widoczność, przyzwoite często silniki, napęd 4×4 + wiele innych zalet przemawiają do odbiorców i to akceptuję. Każdy ma swój gust. Ale te wszystkie cechy są charakterystyczne dla SUV’ów od klasy wielkości ‘C’ wzwyż.

Wielkość ‘C’ to minimum

A tutaj raptem wszyscy producenci się rzucili i zaczęli tworzyć na potęgę SUV’y oparte na samochodach klasy B.

Opel Mokka -> Opel Corsa
Peugeot 2008 -> Peugeot 208
Nissan Juke -> coś więcej trochę od Micry, ale wyżej jest przecież Quashqai.
Renault Captur -> Renault Clio

Do tego dochodzi nam Suzuki SX 4, które stara być się już bardziej kompaktem. A do tego uterenowione Polo albo Panda, a na stolikach kreślarskich projektantów pewnie powstają kolejne prototypy małych SUV’ów, które rzekomo mają zapełnić niszę rynkową.

 

Co jest z nimi nie tak?

Może i jakąś niszę zapełniają, ale te samochody są de facto bezużyteczne, bo totalnie zatraciły pierwotny charakter pierwowzorów, niwelując ich zalety, a utrzymując jednocześnie wszystkie ich wady. Fajnie, że te auta są zadziornie i czasem podobnie jeżdżą jak wyglądają. Ale żaden SUV, przez swój środek ciężkości, nigdy nie będzie się prowadził tak dobrze jak auto tej samej wielkości, ale niższe. To jest zwyczajnie wbrew fizyce. Silniki są takie same jak w mniejszych modelach, więc mocą zazwyczaj też nie grzeszą, są akurat w trasą i miasto, bez szału. A co mamy dalej?

Widoczność tutaj też schodzi na drugi plan, gdyż te samochody zaczynają wyglądać jak małe czołgi. Szerokie słupki, wąskie okna, muskularny design może i mogą się podobać, ale są totalnie niepraktyczne. A przecież od SUV’ów wymaga się, żeby pomagały w życiu codziennym.

Jako że te auta są zbudowane na podstawie swoich odpowiedników klasy ‘B’, to również przestronność wnętrza nie powala, nie wspominając o wielkości bagażnika. Jeśli którykolwiek model przekroczy 300l to już należy świętować. A co mamy w zamian? Wysoki próg załadunku i brudne spodnie. Dzięki, bardzo  mi to potrzebne.

To może chociaż napęd 4×4? Tak, chyba w snach. W większości przypadków to auta przednionapędowe, które napęd na 4 kołach widziały najwyżej w fazie projektowania, ale przecież do takiego auta się zwyczajnie nie opłaca czegoś takiego montować. To może szpera? Dobre sobie. Jasne, są samochody z napędem na 4 koła, ale kto będzie dopłacał 10 000 zł do samochodu tej wielkości?

 

Oczywiście, te auta są wyżej pozycjonowane od swoich odpowiedników, więc zapłacimy drożej. Mniej więcej tyle, ile za przyzwoity samochód kompaktowy. Który jest większy, przestronniejszy, nie wygląda gorzej, lepiej się prowadzi, jest wygodniejszy i kosztuje tyle samo w eksploatacji.

Te samochody, z nielicznymi wyjątkami, ledwo co się nadają na dojazdy na działkę w lesie, bo jak popada to będą grzęznąć tak samo jak każde inne auto. Jedyny ich atut to coś, co nie jest  mierzalne – uroda. Cała reszta nie nadaje się w zasadzie do niczego. Te modele nie są w niczym lepsze od ‘klasycznych’ samochodów.

Serio, zabawa zaczyna się dopiero od wielkości ‘C’. Odbierajcie to dowolnie, ale SUV’y, jeśli już mają jakieś zalety, to dopiero wtedy, kiedy stają się prawdziwym Sports Utility Vehicle, czyli samochodem użytkowym, którym można przycisnąć i wciąż jest jakaś zabawa. Wtedy mamy i przestronność, i moc, i wygląd, i wyposażenie, i co tam jeszcze chcecie. Poniżej klasy ‘C’ zapraszam tylko zapaleńców, dla których najważniejszy jest wygląd.

Możecie mi zwrócić uwagę, że patrzę z perspektywy Polaka, że wszystko się musi opłacać. Nie, nie patrzę. Patrzę z perspektywy zdrowego rozumu, a w przypadku tych samochodów zdrowy rozsądek trzeba schować gdzieś głęboko. Wtedy to nabierze sensu.