Wiecie co łączy takie osoby jak John Dillinger, George Jung czy Frank Abagnale? Wszyscy dorobili się absurdalnie dużych sum pieniędzy obchodząc prawo w taki sposób, jakiego nikt wcześniej nie wymyślił lub tak, by nie można im było nic udowodnić. W momencie, kiedy oni zarabiali łamiąc prawo, legislacja dopiero pracowała, by móc ich unieszkodliwić w szybszy sposób, a policja często nie miała narzędzi, by ich dopaść.

Nie ważne, czy byli zwykłymi gangsterami rabującymi banki, fałszerzami czy przemytnikami – w czasach ich świetności, zanim zostali dopadnięci, nie mieli sobie równych. Potrzebna do tego z pewnością była brawura, pycha i pewność siebie, bo bez wiary we własne możliwości, bez pewnego zuchwalstwa nigdy nie przekroczyliby linii, zza której potem podobno bardzo trudno jest wrócić.

Pewnie tak. Z pewnością jednak żaden z nich także by się na to nie zdecydował, a nawet by o tym nie pomyślał, gdyby nie był osobą obdarzoną ogromną inteligencją. Bo popełnić przestępstwo to każdy głupi potrafi – by wybić szybę, zabrać co trzeba i po kilku minutach dać się złapać nie potrzeba błyskotliwego umysłu (w sumie często to się sprawdza). By jednak stworzyć sposób na zarobienie pieniędzy poza prawem w sposób zupełnie nieprzewidywalny, by po wszystkim zniknąć jak kamień w wodę – do tego potrzeba czegoś więcej niż zuchwalstwa. Do tego trzeba jeszcze dołożyć mieszankę inteligencji, wiedzy z zakresu znajomości wielu dziedzin (prawo, działania służb, logistyka – w zależności od potrzeb), pewnie też znajomość innych kultur. Nie zdziwiłbym się, gdyby specjaliści badający działania najlepszych grup przestępczych (ale takich z klasą, bez mordowania etc.) skupiali się właśnie na wielu dziedzinach nauki by zgłębić ich działania.

Szczerze? Trochę nawet podziwiam takich ludzi. Za to, że potrafią zorganizować coś, co kończy się spektakularnym sukcesem. Na swój sposób jest to inspirujące.

Z pewnością więc za tuzów w swoim fachu nie można uznać grupy (z Polski, a jakże), która jakiś czas temu ukradła 23 silniki Mercedesa, które znajdowały się w ośrodku badawczym AMG. Możecie się więc spodziewać co to były za jednostki – nie dość, że mocne, nowoczesne itd., to, jak się okazało, były to jednostki badawcze, czyli niedostępne w żadnym obecnie produkowanym modelu.

Po prostu prototypy, unikaty, coś, co miałoby być wsadzane do samochodów sportowych za kilka dobrych lat. Cena zresztą mówi sama za siebie – wartość takiej jednej jednostki oscyluje koło 100 tys. EUR (dla opornych – ok. 420 tys. zł), więc z pewnością nie były to silniki nawet od GT AMG.

Zastanówcie się, co byście zrobili z takimi silnikami? Ja bym pewnie próbował je sprzedać do firm zajmujących się profesjonalnym montażem samochodów wyczynowych, ale będąc szczerym – bez uprzedniego kontaktu z ewentualnym nabywcą nawet bym się za skok nie zabierał, bo i po co?

Nasi rodacy mieli jednak inny pomysł. Wielce błyskotliwy, wręcz absurdalny w swej zuchwałości i jednoczesnej prostocie – silniki wystawili na allegro. Wraz ze zdjęciami, by było bardziej wiarygodnie. Każdy za 20 tys. zł., żeby nie być zbyt pazernym.

Finał przewidzieć nie trudno – po brawurowej kradzieży, gdzie nikt nie wiedział gdzie silniki się znajdują, najgłupszy z możliwych błędów doprowadził policję do sprawców. Faktycznie dziwne, trudno było to przewidzieć. Inteligencja lvl 9000, podanie siebie na srebrnej tacy.

Jak widać nawet (a może szczególnie?) napad trzeba robić od ‘a’ do ‘z’, bo błędy zawsze wiążą się z konsekwencjami. Tym razem w postaci około 10 lat w pierdlu.