Jak chcesz łączyć pracę i mieszkanie w Łodzi ze studiami dziennymi w Warszawie, to przygotuj się do częstych podróży. W moim wypadku samochodowych, zresztą dobrze o tym wiecie. A że do tego dochodzą jeszcze inne obowiązki, to wychodzi na to, że minimum 1100km w ciągu 2 tygodni się robi. Taka sprawa.

Podliczając, daje to nam 550km tygodniowo, z czego lwią część robię w ciągu 2 dni (trasa Łdz – Wwa – Łdz), czyli w przybliżeniu 250km na dzień. Jest to mniej więcej 4 godziny w trasie każdego dnia, bo trzeba liczyć wielkomiejskie korki w godzinach szczytu. Noo, to ładnie wychodzi, cały 8-godzinny dzień pracy idzie się kochać przez dojazdy. Biorąc pod uwagę, że moja praca polega głównie na kontaktach międzyludzkich, jest to 8 godzin, gdzie moja produktywność jest zerowa, a przecież w tym czasie można by było coś zarobić.

Inna sprawa, że w ciągu tych 8 godzin strasznie się nudzę. Droga prosta, niewymagająca, ecodriving trzeba uskuteczniać bo benzyny szkoda to co mam niby robić? Boso już jeździłem, przesłuchałem mnóstwo płyt (btw, coś wam niebawem podrzucę fajnego), koncepcje zaczynają mi się kończyć.

Stąd pojawiła się w mojej głowie myśl, żeby ten, jakby nie patrzeć, stracony czas, jakoś produktywnie wykorzystać. Skoro droga jest prosta jak drut, niewymagająca i nudna jak cholera, to czemu mam tylko siedzieć na tyłku, słuchać muzyki i rozmyślać o niebieskich migdałach? Więc zacząłem kombinować jak połączyć pracę z jazdą.

Wiadomo, są rozwiązania podstawowe, dzięki którym produktywność za kółkiem wzrasta, jak np. rozmowy w trybie głośnomówiącym. Od razu zaznaczę, że słuchawka na ucho odpada w przedbiegach. Uwiera to coś, człowiek czuje się w tym jak jakiś cyborg. Poza tym nie trawię ludzi którzy wychodzą z auta i ciągle tego używają: facet gada, nie wiesz o co chodzi, a tu się okazuje, że ma słuchawkę na uchu. Ja nie wiem, to szpan jakiś, czy co?

 

Postawiłem więc na radio Kenwood z wbudowanym Bluetoothem i mikrofonem. Może nie jest to rozwiązanie idealne, jest pogłos, nie do końca łapie to co mówię, przy szybkiej jeździe są szumy. Ale gdyby model był lepszy albo gdybym zamontował zewnętrzny mikrofon to podejrzewam, że jest to najlepsze możliwe rozwiązanie do rozmów telefonicznych. Wybieranie numerów nie jest trudne, da się korzystać bez uszczerbku na skupieniu na jeździe, jest dobrze.

Ok., ale rozmowy to nie wszystko. Wyobrażacie sobie gadać bez przerwy przez 8 godzin? Bitch please, nie da się tak. A nawet jeśli, to spróbujcie zapamiętać wszystkie osoby, do których mieliście w tym czasie zadzwonić. Zapamiętacie 5, może 10? Ale daję sobie rękę uciąć, że lwią część zapomnicie. Przydałby się więc jakiś sposób na to, by mieć na widoku notatki. No to zacząłem kombinować.

W przedbiegach odpada otwarty kalendarz na siedzeniu pasażera. Nie dość, że trzeba odwracać dość pokaźnie wzrok od drogi, to jeszcze podczas gwałtownego hamowania spada on z siedzenia i weź go wyjmij w trakcie jazdy. Życzę powodzenia. Eksperyment uznaję za nieudany.

Więc pomyślałem o sticknotes’ach. Wiecie, te popularne żółte, samoprzylepne karteczki, na których macie mnóstwo informacji, a po miesiącu się okazuje, że nie wiecie, o co wam chodziło, kiedy to pisaliście. Ale dałem im szansę. W sumie nawet się to sprawdza, ale z dwoma obostrzeniami. Po pierwsze, muszą one być przylepione w miejscu, gdzie je dobrze widać. Co już samo w sobie jest dużym problemem, jak się okazało.

A po drugie, jeśli już znajdziecie odpowiednie miejsce, to pod żadnym pozorem nie czyśćcie kokpitu. Bo karteczki się nie przylepią, albo odlepią pod wpływem jakiegokolwiek nierówności. Wszystko przez środki nabłyszczające. Więc albo syf i notatki, albo błysk i ich brak, wybór należy do was. A że ja w syfiastym aucie jeździć nie lubię, to dla mnie kolejna opcja odpadła.

Możecie też korzystać z telefonu. W uchwycie, oczywiście. Co was skazuje na problemy z odczytywaniem notatek, problemy z użytkowaniem no i jeśli korzystacie jednocześnie z nawigacji, to już zupełnie ta opcja odpada, bo po 20 minutach dostajecie cholery i macie ochotę sprzęt wyrzucić przez okno i kilkukrotnie po nim przejechać. No chyba, że jesteście książkowym przykładem stoicyzmu. Ale który kierowca jest?

Są jeszcze uchwyty na tablet, co chciałem wypróbować, ale dam sobie na to czas. Bo zanim kupię, zamontuję, przetestuję to wiecie, trochę może czasu minąć.
Póki co kombinuję więc ciągle z karteczkami, ale jest to tymczasowe rozwiązanie. Będę szukał dalej. No chyba, że macie jakieś swoje sposoby, żeby poprawić produktywność w samochodzie, to dajcie znać. A nuż coś mi się nada?