Ile zostało dni do wigilii? 13? Jest jeszcze trochę czasu by pobiegać za prezentami, ale póki co jestem zupełnie w lesie z pomysłami i najwyraźniej nie tylko ja mam ten problem. Po spędzeniu kilku godzin w Manufakturze w ostatni weekend odnoszę wrażenie, że tak samo w ‘czarnej głębokiej’ jest jakieś 80% społeczeństwa. Tak przynajmniej wnioskuję patrząc na ilość osób, które w godzinach popołudniowych się tam przewijały. Już teraz szukałem miejsca przez kilkanaście minut. W weekend przed świętami będzie to pewnie prawie godzina, tak jak w rok wcześniej. Paranoja.
Paranoją, chyba jeszcze większą jest to, że pomimo szukania przez kilka godzin nie kupiłem finalnie NIC. Nie to, że jestem specjalnie wybredny czy mało pomysłowy, ale prezenty świąteczne dla mnie muszą mieć wyjątkowy, ciepły charakter. Po prostu lubię, jak ktoś się uśmiecha, kiedy coś ode mnie dostanie, co chyba samo w sobie jest bardzo dobrą cechą. tylko dla mnie, jako kupującego, strasznie frustrującą, bo nie chcę popełnić błędu.
Trudno się więc dziwić, że w takich warunkach ludzie dokonują czasem zupełnie irracjonalnych wyborów i na prezent kupują rzeczy, które potem wywołują pewną konsternację obdarowanego. Przygotowałem więc dla was listę pięciu rzeczy, których ŻADEN kierowca nie chciałby znaleźć pod choinką. Bez wyjątków.
1) Pokrowiec na kierownicę
Nie mówię już nawet o zupełnie idiotycznej wersji z futerkiem, którą chyba wymyślił ktoś z porażeniem centralnego ośrodka logicznego myślenia w mózgu. Ale generalnie nakładki/pokrowce (jak zwał tak zwał) na kierownicę to jakaś totalna pomyłka. Opcje z drewnianymi okleinami, gumowymi chwytakami, pseudo zamszowymi materiałami – każda opcja jest tą najgorszą. Nie próbujcie nawet się do tego w sklepie zbliżać. A jeśli zdążyliście już coś takiego kupić, to znajdźcie paragon i oddajcie. Szkoda się kompromitować.
2) Koraliki na fotel
Myślałem, ze jest to relikt taksówkarzy z czasów PRLu. Wygląda jednak na to, że wciąż są miejsca, gdzie można coś takiego dostać. Na allegro aukcji oferujących takie rzeczy jest mnóstwo, w małych sklepikach motoryzacyjnych również jest tego od groma, ale królują wśród nich sprzedawcy z okolicznych miejscowych targowisk, oferujący dosłownie wszystko.
Podobno takie drewniane koraliki fenomenalnie masują plecy i zapewniają wygodną podróż na bardzo długich trasach. Jeśli więc osoba, której to kupiliście ma sumiaste wąsy i jeździ Mercedesem typu ‘Beczka’, jest to prezent idealny. I nie, mata masująca zakładana na fotel też nie jest dobrym pomysłem.
3) Piesek kiwający głową i inne ozdoby
Sytuacja trochę jak wyżej – jeśli kierowca nie jeździ samochodem rodem z głębokiego PRLu, to możesz zapomnieć o piesku kiwającym głową. To było dobre na tylną półkę w Syrenie albo Warszawie. Polonez już jest na to zbyt nowoczesny. Więc tym bardziej w żadnym nowszym samochodzie taka ozdoba nie ma racji bytu.
Zresztą kupowanie jakichkolwiek ozdób do wnętrza mija się z celem. I tak nikt ich nie założy. Więc żadne gałki skrzyni biegów w kształcie czaszki nie wchodzą w grę. Ani kostki na lusterko. Płyty tym bardziej.
4) Mapa drogowa
Póki Cię nikt nie poprosi, to zwyczajnie tego nie kupuj. Kierowcy, a w szczególności mężczyźni, nie lubią być pouczani, jak i gdzie mają jechać. Zawsze mają zaplanowaną drogę w głowie. Najkrótszą, najszybszą, najlepszą, nie ma dyskusji. Więc lepiej nie sugeruj tego, że może mapa będzie w następnej podróży dobrym rozwiązaniem, skoro kilka poprzednich skończyło się kręceniem w kółko przez 2 godziny w poszukiwaniu zjazdu na autostradę. Zawsze przecież możesz iść pieszo, prawda?
A poza tym, w czasach nawigacji już mało kto ogarnia mapy. Niestety.
5) Alkomat
Tutaj sprawa jest o tyle trudna, że generalnie alkomat to jest przydatna rzecz. Ja zawsze ze sobą wożę takowy w samochodzie, bo przecież ‚przezorny zawsze ubezpieczony’, a nie będę kłamał, że jestem totalnym abstynentem. Alkomat więc już kilka razy mnie ostrzegł przed niebezpieczeństwem, choć było to raczej potwierdzenie obaw niż deska ratunku.
Chyba jednak lepiej nie sugerować żadnemu kierowcy, że ma problem z alkoholem, a tym bardziej, że po alkoholu wsiada za kółko? Mogłoby to być obraźliwe. Więc lepiej, niech sam sobie za jakąś delikatną namową kupi, albo niech będzie to prezent już wcześniej uzgodniony. Lepiej nie ryzykować.
6) Naklejki na samochód
W tej kwestii mam swojego faworyta – naklejki wizualizujące dziury po kulach. Ojj, jakiego one zadają szpanu na dzielni! Wymarzona sprawa dla niedoszłego rapera i lokalnego zabijaki z gietem w portfelu. Dają +100 do szacunku i niebezpieczeństwa.
Na równie wysokim poziomie są wszelkie napisy typu Pioneer, Blaupunkt czy inne ze znanymi markami umieszczone na górze tylnej szyby, oraz hit z pierwszych części Fast & Furious – nazwy marek umieszczane przy przednich nadkolach. Nie ma jeszcze problemu, kiedy faktycznie są to marki, których części w danym samochodzie występują. To nawet jest całkiem kozackie, bo pokazuje ile trzeba włożyć w samochód, by osiągnąć cel. Ale naklejki tylko po to, by były? Wiocha totalna.
No chyba, że będzie to naklejka Just Well Driven – wtedy jest to synonim najlepszego możliwego gustu. (btw, jesli taką chcecie, to dajcie znać – z chęcią Wam wyślę)
7) Nadajnik GPS
To znaczy nie zrozumcie mnie źle, bo taki nadajnik to fajna rzecz dla syna, który dopiero co zdał prawo jazdy i boimy się o nasze auto (no bo przecież nie o syna, to już duży chłopiec), albo w firmie, by sprawdzić gdzie tak naprawdę pracownicy spalają tą benzynę, której nie powinni.
Ale gdy żona kupi mężowi takie ustrojstwo ‚dla jego bezpieczeństwa’, to może lepiej nad związkiem się zastanowić, czy coś przypadkiem nie jest nie tak.
Więc wiecie, lepiej tych rzeczy, które wymieniłem wyżej, unikać. Tak dla własnego spokoju nawet, żeby nie mieć uczucia, że się pieniądze w błoto wyrzuciło. Nie wspominając o tym, że osoba obdarowana też nie będzie zachwycona. Ale zawsze możecie przecież kupić coś, co wymieniłem w kilku wcześniejszych postach: zestaw głośnomówiący, rękawiczki samochodowe albo jakiś taki fajny zestaw Lego z repliką znanego modelu. Z tych rzeczy z pewnością się ucieszą.