W przyrodzie podobno nic nie ginie. To, co znika z powierzchni ziemi daje początek czemuś nowemu, dopiero co się rodzącemu, by potem znowu powstać w wyniku innych reakcji. Jak to się ładnie kiedyś ujęło, natura to taki wiecznie działający krąg życia, swoiste perpetuum mobile.

I tą właśnie miłą adnotacją chciałem zwrócić Waszą uwagę, że prawdopodobnie nie tyczy się to natury samej w sobie, ale często również tego, co sami wytworzyliśmy. Być może jest to kwestia naszego sentymentalizmu, a może po prostu parcia na kasę, trzeba jednak przyznać, że lubimy powroty do starych marek, które z jakiś powodów kiedyś zniknęły, a teraz powracają w blasku reflektorów. Tak było z Maybachem, tak się dzieje teraz z TVR i, kto wie, może też przyjdzie czas na Saaba?

Powrót TVR

Ale ja to lubię. Lubię wiedzieć, że coś nie ginie na zawsze, że zawsze jest szansa, że jakiś pasjonat się zaweźmie, wyda grube miliony i przywróci do życia coś, co nigdy nie zasługiwało by z rynku zniknąć. TVR bowiem było właśnie taką marką – wyjątkową, trochę szaloną i oderwaną od rzeczywistości, ale mającą zdecydowanie swój wyjątkowy, na wskroś brytyjski charakter.

Lekkie, sportowe samochody o stosunkowo dużych silnikach i niemałej mocy przy jednoczesnej niskiej wadze – to od zawsze był dobry przepis na samochód sportowy i tak jak robił to Lotus, tak samo TVR przez dziesięciolecia utrzymywało się z tego typu konstrukcji. 350KM przy wadze sięgającej max 1200kg musiało robić robotę (w modelu T350 było to 4.4 do setki i 310km/h vmax. Not bad!).

Sęk w tym, że te samochody były raczej paskudne, a jak wiadomo aktualnie wraz z osiągami musi iść równie spektakularny design, który niestety przestał trafiać w gusta klientów. Technologicznie tez nie były to dzieła sztuki, więc na początku XXI wieku wszystko się rozpadło, a TVR zostało zamknięte – standardowa historia niemal każdej marki, która nie daje sobie rady w nowych realiach.

Ale będzie powrót – mówi się o 4 nowych modelach w ciągu 10 lat, z czego pierwszy ma ujrzeć światło dzienne już w 2017r. Oczywiście nowi właściciele (na czele z Gordonem Murrayem, który ma się zajmować sprawami konstrukcyjnymi) zapowiedzieli, że auta mają kontynuować historię poprzedników, czyli pozostaną lekkimi, mocnymi konstrukcjami, ale jak to wszystko wyjdzie zobaczymy w praniu – za dużo już różnych niespełnionych jest obietnic w motoryzacji, by wszystko brać za dobrą monetę. Ale trzymam kciuki. Klasyki nigdy mało.

Lamborghini Aventador Superveloce

Lamborghini natomiast ma się bardzo dobrze i wygląda na to, że zainteresowanie ich samochodami tylko idzie w górę. Huracan okazał się być podobno niesamowitym sukcesem (w sumie się nie dziwię), Urus też z pewnością nim niestety będzie, więc i nowy Aventador Superveloce musiał się okazać strzałem w dziesiątkę. Dość powiedzieć, że limitowana edycja 750 sztuk rozeszła się w 90 dni. Nie najgorzej.

Ale tutaj też się nie dziwię. W pierwszym Aventadorze jestem zakochany, a ten wygląda jeszcze lepiej, mniej kanciaście, płynniej, nawet ta tylna lotka jakoś tak w oczy nie kłuje. No i to genialne 6.5-litrowe V12, które generuje teraz 740 zamiast 691KM, poprawiony o 170% docisk oraz aerodynamika… ale to musi chodzić. Północna Pętla może zyskać nowe rekordy, zdziwię się, jeśli tak nie będzie.

A tak już poza wszystkim to… Lamborghini Aventador Superveloce. Wymówcie to sobie na głos i posłuchajcie jak to brzmi. Muzyka dla uszu. Znowu się zakochałem, cholera. Który to już model?!

Nowe BMW X1

Cóż, nowej X1-ki do tej listy ‘ukochanych’ samochodów z pewnością nie dodam, choć! jest jedna kwestia, o której nie spodziewałem się, że kiedyś mi przez klawiaturę przejdzie – ten SUV mi się podoba. Serio, poprzednie X1 było raczej słabe, takie trochę nijakie, średnio ciekawe, a to wygląda lepiej niż np. X5 – bardziej kompaktowe, zwarte, takie… mam wrażenie, że bardziej dopracowane, dojrzalsze. Wpisuje się oczywiście wciąż w aktualny trend projektowania BMW, ale zyskało taką fajną lekkość linii, której próżno szukać szczególnie w X6 i X4 (tak, będę po nich jechał przy każdej możliwej okazji).

A to X1 nie dość, że od tyłka strony wygląda naprawdę zacnie (damn, aż sam się dziwię co ja piszę!)…

…to nawet wnętrze wydaje się jakieś takie przemyślane i w końcu tunel środkowy nie ogranicza przestrzeni na kolana kierowcy, bo w tym właśnie miejscu ma odpowiednie wycięcie. To, co w 5-ce wydawało mi się nie do zniesienia (bo siedzę wyjątkowo „szeroko”), tutaj zostało poprawione i choćby dlatego zyskuje moją przychylność.

Tak, BMW X1 zwyczajnie mi się podoba. Tylko ten, no… ma napęd na przód. Bo jest stworzone na podstawie 2-ki Active Tourer. Ale z drugiej strony – kto będzie kupował to auto bez x-drive? To FWD jakoś wcale mnie w sumie nie boli.