Wyszedłem dzisiaj na ulicę, tak po prostu, przejść się. W rodzinnym mieście 11 listopada na szczęście jest wolny od krzyków, wieców, marszy i innych tego typu społecznych inicjatyw. Generalnie wystarczy mi aż nadto, że z trwogą wieczorem patrzę we wiadomościach jak to wyglądało w stolicy. W zasadzie jedyną oznaką tego, że mamy Święto Niepodległości są flagi na domach.

No i nieśmiertelne chorągiewki na samochodach. Te takie tandetne chińskie wyroby, często dodatkowo z nadrukowanym godłem, przyczepiane do szyby. W ciągu bodajże 20-minutiwego spaceru widziałem więcej niż 10 takich samochodów. Często nie z jedną, ale dwiema chorągiewkami, z obu stron. A wierzcie mi, w 80-tysięcznym mieście, w takie dni wiele pojazdów nie zobaczycie. I tak się zacząłem poważnie zastanawiać, co ludźmi kieruje: prawdziwy patriotyzm czy na siłę chęć pokazania, jakim honorowym, pamiętającym o historii Polski kierowcą-patriotą się jest?

Cóż, dla mnie to jest wiocha totalna. Kupić za 5 zł chorągiewkę, na jeden dzień ją sobie przyczepić i z ‘dumą’ jeździć po mieście. Pewnie, niech wszyscy widzą, że ‘ja jestem Polak, z krwi i kości, od pokoleń’. Fajnie. Ale w sumie, co mnie to obchodzi?

Oczywiście każdy ma prawo do wyrażania swojej opinii i przynależności w jakikolwiek chce sposób. Samo w sobie przyozdabianie samochodu we flagi nie jest niczym złym. Ale jakoś bardziej wierzę, że patriotą jest osoba, która jedzie z wywieszoną przez szybę flagą na mecz reprezentacji Polski w piłkę nożną. Wie przecież, że chłopaki przegrają. Ale co z tego? Przynajmniej wszem i wobec pokazuje, że jest z nimi na dobre i na złe, niezależnie od dnia i godziny.

A w Święto Niepodległości mam nieodparte wrażenie, że osoby ozdabiające swoje samochody we flagi są takimi jedniodniowymi patriotami. 11 listopada będą krzyczeć ‘Bóg, honor, ojczyzna’, a nazajutrz będą psioczyć na cały naród i państwo, będą planować wyjazd na Wyspy.
W międzyczasie jednak obrzucą ambasadę rosyjską racami i po raz n-ty spłonie tęcza na Placu Zbawiciela. Tak dla zasady nacjonalistycznej niechęci, która nijak ma się do konstytucyjnej równości. Ale o tym nikt już nie pamięta, bo wybiórczo, z klapkami na oczach, łatwiej jest patrzeć na rzeczywistość.

Zresztą nie tylko z flagami tak jest. Mam nieodparte wrażenie, że znaczek ‘rybki’ na samochodzie bardzo często tez jest na pokaz.

Ale w sumie, nie mnie to oceniać. Ja sobie po prostu poszedłem na spacer.

Faktem jednak jest, że jako Polacy, lubimy sobie auta przyozdabiać przy każdej sposobności, kiedy tylko wiadomo, że ktoś będzie na to patrzył. Żeby nikt potem nie powiedział, że święto narodowe nie ma dla nas znaczenia. Bo to wstyd przed innymi.