Biznes prasowy jest bez wątpienia w recesji. Najlepszym tego przykładem jest niedawna decyzja znanego wszystkim tygodnika Newsweek, który już niebawem będzie sprzedawany tylko i wyłącznie w wersji elektronicznej. Powód jest prosty: większość wiadomości, do których mamy dostęp, jest dostarczanych za pomocą Internetu. Jest to środek szybszy, bardziej bezpośredni i trudno z nim w jakikolwiek sposób konkurować – prasa zwyczajnie nie ma  do zaoferowania nic, co mogłoby być lepsze. Ewentualnym argumentem mogą być przyzwyczajenia ludzi, którzy wolą w ręce trzymać papier niż ślęczeć przed ekranem, co i tak w końcowym rozrachunku nie ma w zasadzie najmniejszego znaczenia.

Jesteśmy więc świadkami zamykania coraz większej ilości gazet bądź ich przenoszenia do świata wirtualnego. Trend ten dotyczy nie tylko rynku amerykańskiego, widać to również w naszym kraju. Co więcej, jego wpływ widać w równej mierze wśród gazet każdego rodzaju i o każdej tematyce, nie wyłączając prasy motoryzacyjnej.

Polska biedna prasa motoryzacyjna

Ok., to wszystko prawda, nie da się z tym polemizować. Wciąż jednak półki butików prasowych uginają się pod bzdurnymi gazetami pokroju Faktu czy Pani Domu, prasy poważnej czy specjalistycznej też w sumie na ten moment nie brakuje. Spektrum możliwości wyboru nie jest więc małe. Dużo do wyboru jest również gazet motoryzacyjnych. Jest Auto Świat, Auto Motor i Sport, Motor, Top Gear, Auto Moto etc. Niby jest w czym wybierać ale… co to ma być za wybór?

Sam prenumeruję Auto Świat od bardzo dawna. Zwyczajnie lubię przyjść w poniedziałek po południu do domu, usiąść przed obiadem z gazetą w ręku i pobieżnie przejrzeć co tam napisali. A potem w ciągu tygodnia od czasu do czasu do tego wracać, czytając od deski do deski. Ale umówmy się, ambitna gazeta to nie jest. Banalne teksty, zwykłe porównania, jakieś tam porady. Nic odkrywczego, raczej powtórka z tego co już gdzieś w Internecie (!) było. Fakt, jest zawsze jeden artykuł ‘moto fascynacje’, które są trochę ciekawsze, ale ogólny werdykt jest taki, że jest to porządna, niczym nie wyróżniająca się gazeta.

Zresztą z innymi jest dość podobnie. Ale do tego tematu wrócę za jakiś czas, mam na to pewien pomysł.

Więc w czym ta nasza prasa jest taka biedna, skoro wszystkie gazety są podobne? Otóż nawet bym za bardzo nie narzekał, gdyby na początku roku Ada nie przywiozła mi takiej gazety:

Motor Revue. Niemiecki magazyn motoryzacyjny z wyższej półki. Faktycznie, należy do Auto Bild (Auto Świat), ale jest to zupełnie inny rodzaj gazety. To w świecie motoryzacyjnym coś taka gazeta jak Vogue Paris. A na pewno w taki sposób wygląda.

Prosta okładka, 5 linijek tekstu, 2 bardzo dobre zdjęcia, napis główny. Wystarczy. Bez ogromnej ilości zdjęć, napisów i znaczków. Prostota, prostota i jeszcze raz prostota

I trzeba przyznać, że ten styl jest kontynuowany w całym czasopiśmie. Tutaj nie chodzi o to, jaką dane auto ma pojemność bagażnika i czy na stopy jest o 10mm więcej miejsca czy mniej. Nie ma bardzo dużo tekstu, bo wydaje się on zbędny. Kiedy czas na wywiad albo opowieść, wtedy jest go wystarczająco.  Wystarczająco dużo, wystarczająco czytelnie. Ale ten magazyn opiera się głównie na zdjęciach i tworzeniu historii za ich pomocą. Tutaj samochody nie są blaszanymi pudłami z mnóstwem elektroniki – lub mechaniki – w tej gazecie są one wywyższone na poziom sztuki użytkowej. Weźmy na przykład kilkustronicowy artykuł nt. Maserati Quattroporte:

W tych zdjęciach nie znajdziemy wizualizacji bagażnika bądź wzmianki nt. ergonomii. Ba, nie ma nawet zdjęcia wnętrza! One pokazują sposób życia, jaki pasuje do tego auta. Elegancję, styl, swego rodzaju wyniosłość i włoskie piękno. Czy potrzebne jest cokolwiek więcej aby opisać Maserati?

Kolejny artykuł: Aston Martin Vanquish, a w nim: stosunkowo krótki artykuł i znowu zdjęcia. Ale nie byle jakie, nie auto z profilu, przodu i rysunek z wymiarami. Zamiast tego znajdziemy zdjęcie kluczyka, Vanquisha na drodze, a pośród nich kieliszek czerwonego wina i knajpki. Czemu? Bo z takim stylem życia kojarzy się Aston Martin.

A potem, raptem mamy obfity w tekst artykuł o marce Tesla (luksusowe samochody elektryczne, gdyby ktoś nie wiedział), z wieloma danymi statystycznymi, ubogi w zdjęcia, bo zwyczajnie tego typu artykuł nie potrzebuje ich akompaniamentu.

Oczywiście, jak w każdej gazecie, są też wzmianki o innych samochodach. Artykuły na pół strony, jedno zdjęcie. To wystarczy, bo to nie jest gazeta oparta na testach. Ona jest oparta na tym, co w motoryzacji jest najważniejsze: na pięknie, mocy, pasji, historii, życiu jakie chcielibyśmy prowadzić, mogąc siedzieć za kierownicą danego auta. Każda historia nie jest opowiedziana tylko słowami, tylko na równi z nimi – zdjęciami. Niebanalnymi zdjęciami, takimi, które w same w sobie zachwycają, niezależnie od uchwyconego modelu.

Bieda Panie, bieda!

Moje odwołanie do paryskiego Vogue’a nie było przypadkowe, bo oba magazyny są w założeniu podobne. Mają zachwycać oko, tekst zostawiając na drugim planie. I oba mają jeszcze jedną wspólną cechę: nie zobaczymy ich w Polsce. Polskiej edycji nie będzie, bo zwyczajnie u nas nie ma na takie gazety miejsca. Owszem, są drogie, bo w przeliczeniu na złotówki kosztują około 40zł, a niewiele jest u nas osób skłonnych do wydania takiej kwoty za ‘zwykłą gazetę’. Oba więc nie miałyby racji bytu, może utrzymałyby się na rynku przez kilka miesięcy, a potem po cichu opuściły nasz rynek z podkulonym ogonem, zjedzone przez brukowce i tanie, banalne gazety.

No niestety, sami siebie skazujemy na taka prasę. I takie osoby jak ja, i wielu zapewne innych, musi się cieszyć tym co sami sobie przywiozą albo ktoś im przywiezie zza granicy raz na jakiś czas. Trochę smutno, ale na szczęście mogę ją sobie znowu przejrzeć – niesamowicie poprawia humor!