Uzależnienie od mediów społecznościowych to aktualnie niewątpliwie poważna sprawa i nie ma już chyba nikogo, kto pukałby się w czoło słysząc o tego typu przypadłości. Wystarczy, że spojrzymy wokół siebie idąc ulicą – stawiam flaszkę temu, kto nie zobaczy w ciągu 10 minut osoby wpatrzonej w telefon, która wpadła na przypadkowego przechodnia. Zresztą, symptomy takiego przywiązania do mobilnych rozwiązań mógłby pewnie w sobie zobaczyć niemal każdy z nas. Bo co innego robisz w kolejce w sklepie? Patrzysz w telefon. W korku? Patrzysz w telefon (takich to bym udusił). Czekając na kogoś na przystanku? Oczywiście, ze patrzysz w telefon.
Uzależnienie od mediów społecznościowych to jedno z wyzwań XXI wieku i słusznie się z nim walczy.
A potem ludzie przecierają oczy ze zdumienia i wyśmiewają badania, w których mówi się, że człowiek za komórkę łapie średnio co 7 minut. Nawet jeśli jest to trochę na wyrost to nie wydaje mi się, by było to jakoś specjalnie przesadzone.
Widzę to nawet, niestety, po sobie. Notoryczne wyjmowanie telefonu z kieszeni niemal w każdym wolnym momencie działa jak automat – zupełnie bezwiednie łapię za telefon i czasem nawet nie pamiętam na co patrzyłem. Co i tak już udało mi się dość mocno ograniczyć.
Tak, jestem z siebie dumny. Trochę.
Dlatego też, przykładowo, tak dużym echem rozniosła się ta akcja społeczna, która jakiś czas temu z prędkością światła rozniosła się po wszelkich mediach społecznościowych (o ironio). Co w niej było takiego interesującego? W sumie nic, ot kolejny krótki spot przestrzegający przed odczytywaniem smsów podczas jazdy:
Sposób wykonania, pomysł, to, jak oddziałuje ten spot na widza jest niewiarygodny, musicie się ze mną zgodzić. Ja przed komputerem zbierałem szczękę z podłogi, to co dopiero Ci, którzy w tym kinie siedzieli? Coś takiego może zdziałać jak terapia szokowa.
Ale ja nie o tym w sumie chciałem mówić. Jak zwykle wprowadzenie rozrosło mi się do absurdalnych rozmiarów.
W każdym razie, zwróćcie uwagę na jedną rzecz ważną w związku z powyższym – wciąż zwraca się nam uwagę na to, jak złe jest korzystanie z telefonu w trakcie jazdy. I to jest dość jasne, bo wszelkie sprawdzanie smsów, wybieranie numerów czy przeglądanie facebookowego wall’a odciąga nie tylko naszą uwagę, ale przede wszystkim wzrok od drogi. Podobno z każdym spojrzeniem na ekran telefonu traci się kilka sekund, a te kilka sekund to wiecie, może być mogiła na sam koniec. Albo potężny dzwon przez nieumyślny zjazd na drugi pas.
Zresztą co ja wam będę tłumaczył, głupi nie jesteście, potraficie sobie takie rzeczy wyobrazić, wiecie czym to się może skończyć.
Dlatego też stworzono zestawy głośnomówiące, te wbudowane i zewnętrzne. Początkowo bardzo proste, z czasem coraz bardziej rozwinięte – a to dołożono ekran, potem możliwość odczytywania smsów na głos, teraz smsy i maile można odczytywać na tego typu sprzęcie bez najmniejszego problemu. Naturalny rozwój, tylko… czy przypadkiem nie chodziło na początku o to, by w ten ekranik się nie patrzeć i smsów nie czytać?
No ale pójdźmy dalej. Jakiś czas temu wspominałem wam o wojnie w motoryzacji, jaką rozpętują między sobą Apple i Google wprowadzając własne systemy do komputerów pokładowych samochodów. Tego też można było się spodziewać, że użytkownicy będą chcieli móc spersonalizować nie tylko wyposażenie swoich samochodów, ale także software, wliczając w to różne programy, które w trakcie jazdy mogą okazać się przydatne. No i fajnie, i iOS i Android będą coś takiego umożliwiały.
Na ekranach samochodów będzie można więc korzystać ze Spotify, przejrzeć GMaila, uruchomić feed w Twitterze, Facebook to oczywista oczywistość, która już teraz występuje w wielu samochodach. Wszystko oczywiście w czasie rzeczywistym, wystarczy włożyć kartę SIM albo podłączyć się przez bluetooth, by w każdym momencie móc sprawdzić na ekranie, co tam się na świecie dzieje.
Nie kłóci się to Wam z niczym?
Taka wielka burza jest, że powinniśmy ograniczyć korzystanie z mediów społecznościowych, bo wypłycają one relacje międzyludzkie. Nie do końca się z tym zgadzam, ale nie mnie to oceniać. Mówi się też, że samochody powinny być tak konstruowane, by jak najmniej odciągały kierowcę od obserwowania drogi.
Korzystanie z telefonów w samochodzie jest karalne. To samo jednak można robić na ekranie komputera pokładowego.
Widzicie tu jakąkolwiek różnicę?
Wsadzanie wszystkich możliwych programów na czele z fb, twitterem, pinterestem itd. do samochodu, by móc je na ekranie w dowolnym momencie przeglądać cholernie mi się z tą ideą kłóci. Z jednej strony chcemy, by ludzie nie korzystali z telefonów w samochodzie, z drugiej dajemy im narzędzia, by robili setki innych rzeczy. Wlepiamy mandaty za telefon w ręce, ale odczytywanie smsów na ekranie komputera samochodowego jest już jak najbardziej akceptowalne. Szczerze? Ostatnio testowałem takie rozwiązanie w Maździe 3 i może działa to fajnie, jest efektowne, ale odciąga uwagę od drogi w takim samym stopniu jak telefon. Może nawet bardziej, bo ekran większy, czytelniejszy, więcej można zobaczyć w krótkim czasie.
Może będzie tak, że w trakcie jazdy niektóre funkcje będą wyłączone. To by było nawet logiczne, nic póki co jednak w tym temacie nie słyszałem. Pozostaje jednak gro funkcji, dostępnych już teraz, które skutecznie odciągają całą uwagę. To jak w końcu ma być – efektownie, czy bezpiecznie? Bo ja się w tej pokrętnej logice już trochę gubię.