Czołówki gazet od zawsze należały do tych, którzy w oczach opinii publicznej byli najważniejsi. Politycy, sportowcy, gwiazdy estrady, teraz także szeroko pojęci celebryci (cokolwiek to znaczy tak naprawdę) – to ich losami masy się przejmują, ich osiągnięciami szczycą, lub w razie jakichkolwiek niepowodzeń szydzą z nich tygodniami.
Pomijając jednak samych sportowców, którzy często faktycznie musieli poświęcić nie tylko lata na przygotowania formy, która niekoniecznie musiała nadejść lub być wystarczająca, ale również niekiedy poświęcali zdrowie (bo sport zawodowy to nie jest zdrowie) oraz rodzinę, to cała reszta tej ludzkiej, popularnej mieszanki zazwyczaj na to nie zasługuje. Skandale, kto z kim sypiał, kto kogo zdradził, kto jakiej obietnicy nie dotrzymał, kto z kim wszedł w układ i ile za co wsadził do kiszeni – to wokół tego kręcą się główne wiadomości dnia codziennego. Zróbcie nawet sami na sobie eksperyment, weźcie gazetę w dłoń lub włącznie główne wydanie wiadomości i po kolei wypiszcie tematy, które zostały poruszone – zgorszenie wymieszane z przerażeniem gwarantowane, podsycone przeświadczeniem, że ‘coś tu jest cholera nie tak’. Wiadomości dobrych prawie nie ma, nie mówiąc o osobach, które mogłyby inspirować i stać się dla kogoś wyznacznikiem – te są spychane najczęściej na ostatnie strony gazet i ostatnie minuty programów, kiedy mało kto już jest w stanie się skupić. Kwintesencja tabloidyzacji mediów.
W tym ogromnym natłoku zbędnych i płytkich informacji często giną te, które powinny mieć priorytet znacznie wyższy. Informacje o ludziach zwykłych, którzy wybili się z polskiej szarości są u nas rzadkością, co w sumie jest dość dziwne biorąc pod uwagę dumę, z jaką zawsze oznajmiamy całemu światu, że coś się u nas w końcu udało. Mamy w sobie takie pragnienie, by ktoś nas zauważył i powiedział pochlebne słowa, jest to coś, co ma szansę napędzać setki, o ile nie tysiące ludzi. Tak było z ‘małyszomanią’ i ‘kubicomanią’ (która póki co nie przełożyła się ona na nic – torów w Polsce jest przecież coraz mniej), choć są to przypadki ze świata sportu, który trochę rządzi się własnymi prawami. Rzadko jednak mówimy o innych, którzy w dziedzinach nauki czy sztuki także osiągnęli wiele, jeszcze rzadziej o nich przypominamy, a najczęściej bardzo szybko popadają w niepamięć, tak samo jak ich niegdysiejsze sukcesy, które choć często równie niesamowite, to jednak bywają niesprzedawalne. Co w czasach dzisiejszych mediów jest niewybaczalne.
Jedną z osób, której sukces trudno było przebić na realną monetę, był Janusz Kaniewski – projektant, designer światowej sławy, który współpracował z takimi markami jak: Pininfarina, Ferrari, Citroen, Mazda, Jaguar, Suzuki, Alfa Romeo oraz Lancia. Stworzył aktualne logo FIATa, projektował także dla ONZ oraz Turynu, pełnił rolę doradczą przy wielu innych okazjach, a jednocześnie wykładał nie tylko we Włoszech na Istituto Europeo di Design, gdzie zaczął swoją wielką karierą, ale także na Royal College of Art. W Londynie. Niemało jak na człowieka, który miał ledwo 41 lat.
Czasownika ‘był’/’miał’ użyłem tu z premedytacją – Janusz Kaniewski odszedł bowiem w minioną sobotę, 9 maja 2015r. Co polskie media może nie do końca przemilczały, ale z pewnością poświęciły temu zbyt mało uwagi jak na rangę człowieka, o którym mowa.
Sam dowiedziałem się o tym 2 dni później, za co właśnie obwiniam media – zbyt wiele zbędnych informacji przewinęło się w tym czasie, szczególnie, że przecież była cisza wyborcza – skoro więc polityka była tematem tabu, to czemu śmierć tak ważnej i przede wszystkim inspirującej osoby została pominięta? Bo to co on robił się nie sprzedaje. Smutne.
Takich osób jak Janusz Kaniewski z pewnością jest o wiele, wiele więcej. Nie dajmy im popaść w niepamięć – za dużo wszyscy mogą na tym stracić, by o osobach w pewien sposób wybitnych zapominać.