Mitsubishi Lancer EVO to dokładnie ta sama liga legend motoryzacji co Subaru Impreza WRX STi – oba samochody rywalizowały ze sobą od momentu powstania i to na każdej płaszczyźnie: sportowej, komercyjnej, technologicznej itd. Jeden samochód niemal bez drugiego istnieć nie może, tak jak Batman nie istnieje bez Jokera. Szczególnie, że oba są dla swoich marek kurami znoszącymi złote jaja, bo jakiej nowej wersji by się ich nie zrobiło, to one i tak wyprzedawane są na pniu. I nie ma się czemu dziwić, bo są to konstrukcje na swój sposób genialne, choć bardziej przemawia do mnie filozofia budowy EVO.

Dlatego nie jestem w stanie zrozumieć decyzji o zaprzestaniu produkowania Lancera EVO. Auto będące swego rodzaju perłą w koronie marki, najbardziej rozpoznawalny model obok Pajero, przechodzi do historii. I, o zgrozo, zostanie najprawdopodobniej zastąpiony hybrydowym SUV’em. No trzymajcie mnie. Auto będące motoryzacyjną mekką tuningu japońskiego schodzi z rynku, by zostać zastąpionym najmniej seksownym połączeniem istniejący w motoryzacji – elektryk i klockowata forma. Szybszy Prius +, nóż w kieszeni mi się otwiera.

Na otarcie łez, zresztą jak w przypadku każdej generacji EVO, dostajemy najmocniejszy wariant samochodu. Pocieszenie marne, ale zawsze coś.

Mitsubishi Lancer EVO X Concept Final

Nigdy nie byłem fanem EVO X, zawsze wolałem IX albo VIII. Aktualne jest dla mnie już trochę zbyt wyzywające, napompowane, zbyt emanuje siłą. Poprzednie za to, gdyby zdjąć im ten ogromny spoiler, mogłyby być w zasadzie nazwane mianem klasycznego sleepera (dla niewtajemniczonych – sleeper to mocny samochód, który z wyglądu jest zupełnie zwyczajny). Ale tutaj i tak się trochę czepiam, bo EVO X na żywo robi świetne wrażenie.

EVO X Concept Final z zewnątrz nie będzie się różnił oczywiście niczym od innych wersji. Możliwe, że dostanie jakiś specjalny lakier i unikalny kształt 19-calowych felg, ale raczej jest to cały zakres zmian, jakiego można się spodziewać.

Co innego pod maską. Ostatnio Mercedes tak się chwalił, że z 2-litrowej jednostki wyciągnął 360KM. W EVO X Concept Final będzie 480, 560Nm. Zwykłe 2 litry z turbo, bez udziwnień. Za to właśnie tak bardzo lubię to auto – prosta konstrukcja z w pełni wykorzystanym potencjałem.

Tylko jednego nie rozumiem – czemu w takim samochodzie zamontują 5-biegową skrzynię? To mi się trochę nie łączy z tak narowistym silnikiem, prawdopodobnie ograniczy moc użytkową w wielu zakresach obrotów. 6 biegów wydaje się by absolutnym minimum.

Ale brałbym mimo wszystko by mieć tę świadomość, że posiadam jednego z ostatnich 2000 Lancerów EVO X, które powstały.

Nowy Cadillac CTS-V

Tak samo zresztą szarpałbym nowego Cadllaca CTS-V. Nie dlatego, że to amerykaniec, chociaż nowa linia Cadillaców podoba mi się tak bardzo bardzo. Chodzi jednak o to, że podświadomie lubię samochody, które mają ambicję podgryźć BMW M5, klasę E 63 AMG i Audi RS6. Wiadomo, te samochody to klasa sama w sobie, ale jeśli ktoś ma odwagę i przede wszystkim możliwości, by walczyć z nimi jak równy z równym, to z zasady już taki samochód ma u mnie kilka plusów.

Cadillac CTS-V spełnia wszystkie warunki, by niemiecką trójkę wygryźć. Choć, co oczywiste, nie stanie się to w Europie.

Design jednak jest fantastyczny. Mocny, zwarty, kanciasty, ale i bardzo charakterystyczny dla marki, która konsekwentnie kontynuuje swoją wizję samochodów. I, co bardzo ważne, CTS-V nie choruje na coś, co jest dla aut amerykańskich normą – megalomanię. Jasne, widać tutaj rozrywającą to auto moc, ale jest ona jakby utrzymana w rozsądnych ryzach, nie ocieka testosteronem. Jest tak… po europejsku?

Zresztą opadająca delikatnie linia dachu i muskularny przód wpisują się w linię kultywowaną np. przez BMW. Może tylko wnętrze jest zbyt koreańskie (trochę taki Hyundai), ale z drugiej strony znowu – tak Cadillaki po prostu wyglądają. Od dawna, od dobrych kilku lat. Więc jako wadę tego uznać nie można, bo z pewnością i materiały, jak i wykonanie, są na bardzo dobrym poziomie. Tylko ducha sportu tak jakby trochę brak.

Jeśli już jednak chodzi o parametry, to nie ma co gadać – jest klasycznie po amerykańsku. Duża moc wynika z dużej pojemności podpartej prostym turbo. V8, 6.2L, 680KM, 855Nm przy wadze 1880kg, czyli zbliżonej do konkurencji. To musi działać, nie ma innej opcji. Zestrojone z 8-biegowym automatem daje to 3,7s do 100km/h i 322 prędkości maksymalnej. Gorąco.

Ah, no i jest napęd na tył. Jeszcze cieplej.