To mocno nie w moim stylu by bez zająknięcia stwierdzić, że jakaś marka robi po prostu fantastyczną robotę. Bo to jest w zasadzie nieosiągalne – zawsze wśród jakiś dobrych, dopracowanych samochodów musi znaleźć się bubel, który pasuje do całej reszty jak pięść do nosa. Mercedes miał np. model Vaneo, który spokojnie mógłby konkurować z Multiplą w jedynym zestawieniu, do którego oba samochody się bezwzględnie łapią, z nowym BMW 2 Grand Tourer też zresztą lepiej nie jest. Albo C3 Pluriel, który miał potencjał na wyjątkowo fajne auto, ale przez skomplikowane i zawodne rozwiązania wyszło jak wyszło, czyli raczej marnie.
Takie buble zdarzają się cyklicznie w zasadzie każdej marce, powstałe w wyniku jakiegoś dziwnego widu projektantów i księgowych. Nie rozumiem, nie chcę wnikać z czego się to bierze.
A teraz spójrzmy na Infiniti. Do niedawna robili samochody dobre, nawet bardzo, ale zupełnie pozbawione ‘tego czegoś’. Nie dziwne więc, że Nissan brał pod uwagę zamknięcie całego przedsięwzięcia. A teraz, co widać już na pierwszy rzut oka, każdy samochód jest strzałem w przysłowiową 10-kę. Pod każdym względem.
Oficjalne Infiniti Q30
Już tłumaczę czemu: jest stylistyczna równowaga między modelami, które mają wiele cech wspólnych, ale w żadnym wypadku nie można o nich powiedzieć, że są do siebie bliźniacze, jak to jest w przypadku Audi. Po prostu zachowują charakter marki, ale każdy w odrębny sposób.
Poza tym technologicznie jest to klasa światowa, czasem wręcz troszkę wyprzedzająca aktualne trendy. Jakości też zarzucić nic nie można, silniki i cały układ napędowy to także bardzo nowoczesne konstrukcje.
I mają w sobie jeszcze jedną, bardzo fajną cechę – samochody od Infiniti są niemal bliźniaczo podobne do konceptów, które je zapowiadały. Spójrzcie na Infiniti QX30 Concept…
…a teraz z tej samej perspektywy na wersję produkcyjną:
Wiele się nie różni, prawda? I właśnie o to chodzi – mnóstwo jest zapowiedzi fajnych modeli, o których myślimy przez pryzmat konceptów, a potem jak pojawiają się na rynku to wyglądają jak ubogi krewny z Radomia. A w Infiniti tak nie ma – od początku wiadomo czego można się spodziewać, czy to się podoba to już kwestia gustu.
A to Infiniti Q30 jest całkiem nawet zacne mimo SUV-owatego wyglądu. Ma ten fajny grill, dwa charakterystyczne garby na masce, słupek ‘C’ w kształcie księżyca (czy czegokolwiek, bo ja księżyca w tym nie widzę. Marketingowy bełkot), od razu widać co to jest za samochód. Teraz pozostało tylko czekać na zdjęcia wnętrza oraz tyłu, ale nie obawiam się – Q30 spokojnie będzie mogło stanąć w szranki z klasą A, V40-ką czy A3-ką. I nie jest w żadnej mierze na straconej pozycji.
Współpraca na linii BMW-Toyota
Z nieskrywaną również przyjemnością, co nie ukrywam z pewnym bólem mi przychodzi z racji niechęci do marki, obserwują zacieśnienie współpracy Toyoty z BMW. Widocznie głosy zostały wysłuchane, bo Toyota po czasach samochodów o aparycji mydelniczki i takich też osiągach znowu zaczyna produkować samochody ciekawe. Oczywiście jak na swoje możliwości.
Najpierw stało się GT86. Choć tandetne jest przebrzydle, to jednak napędowo fajna maszyna, kosiarka do zabawy
Potem powstał projekt zapowiadający (prawdopodobnie) nową Suprę. Motomaniacy zaczęli lać po nogach mimo oczywistości, która miała być hybryda w jednej z wersji tego modelu. No ale to jest do cholery Supra, nie ma na co narzekać tak naprawdę.
A teraz wiemy już, że wraz z BMW Toyota tworzy samochód, który ma stanąć w szranki z 911-ką. Mają być więc przede wszystkim modele z tradycyjnymi silnikami zaczynającymi się od 245KM, ma być także wersja 340KM oraz hybryda ok. 480KM. Czyli tak bardziej jednak to patrzy mi w stronę Caymana, ale wiecie jak jest z zapowiedziami, może to się zmieniać jeszcze jak w kalejdoskopie.
Chodzi jednak o sam fakt – powstaną dwa różne sportowe samochody o podobnych możliwościach, skierowane do różnych odbiorców. Bardziej luksusowe BMW i bardziej ‘ludzkie’, że się tak wyrażę, od Toyoty. I super. Daje to bowiem nadzieję, że producenci znowu zachcieli tworzyć samochody także dla przyjemności. Na szczęście dla nas.
Koenigsegg dla ludu?
A w drugą stronę chciałby pójść natomiast Koenigsegg, którego CEO (i założyciel, Christian von Koenigsegg) zapowiedział chęć stworzenia samochodów bardziej dla ludzi. No tak, trudno takim samochodem nazwać Agerę, nie wspominając o One:1.
I nie sądzę też, by Koenigsegg chciał tak konkretnie pójść w segment kompaktów. Ba, nie sądzę nawet, by miała to być np. limuzyna klasy wyższej, jakiś konkurent dla Maserati czy coś.
Raczej, wg. mojego mniemania i różnic w filozofii produkcji samochodów (bo budowa supersamochodów nijak się ma do produkcji zwykłych wozideł) mogłoby to być coupe konkurujące z Huracanem, a może nawet jeszcze o krok niżej. Coś niby dla ludu, takiego bardziej dostępnego, ale wciąż oscylującego koło 700 tys. PLN.
Czyli dla ludu wybranego. Wiecie, prestiż musi się zgadzać.