Od dawna uważałem, że któraś z marek koncernu PSA powinna mieć w swojej ofercie jakiegoś hothatcha. Bo biorąc pod uwagę to, jak bardzo Francuzi uwielbiają swoje marki to aż dziwne było, że jedynym przedstawicielem tego segmentu od lat było, świetne notabene, Renault Megane RS. Oj jak ja to auto lubię, jak ja bym nim jeździł, szyku zadawał nawet w żółtym kolorze…

No, w każdym razie brak takiego hothatcha to było ogromne zaniedbanie. Przecież poprzednie C4 w wersji 3-drzwiowej nadawało się do tego jak mało które auto! Ta linia, ścięty tył, spoiler na łamane, dwuczęściowej szybie, coś pięknego. A zamiast tego była jedynie wersja VTS rozwijająca marne 180KM i jeżdżąca w zasadzie tak samo jak auto seryjne, zupełnie bez fajerwerków. Aktualnego C4 jako hothatcha jednak nie widziałbym już zupełnie.

Dlatego pewnie postawiono na 308-kę. Zresztą to właśnie Peugeot zdaje się mieć teraz bardziej spójną gamę modelową i wyposażenie tego, skądinąd bardzo fajnego, kompaktu w wersję usportowioną bardzo dobrze wpisuję się w to, co teraz Peugeot oferuje. I co więcej – 308 GTI w końcu jest sportowcem z prawdziwego zdarzenia. 250 lub 270KM z 1.6l litra pojemności (trochę mały ten silniczek, ale do tego chyba zdążyliśmy się już przyzwyczaić), zmienione, utwardzone zawieszenie i bardziej bezpośredni układ kierowniczy są tym co sprawia, że to auto spokojnie można stawiać na równi z konkurencją.

 

I to dwukolorowe malowanie – zazwyczaj można było liczyć tylko na dach w innym kolorze albo jakieś paski idące przez całe nadwozie, a tutaj jest to i ładne i oryginalne. Szkoda tylko, że występuje jedynie w topowej wersji, bo bez tego 308 GTI jest trochę… zbyt spokojne? Z jednej strony fajnie, że się nie rzuca w oczy, ale już Golf R, a nawet GTI, nie mówiąc o wspomnianym wcześniej Megane RS znacznie lepiej przykuwają uwagę. Ale w tym wypadku co kto lubi, bo auto i tak może się bardzo podobać.

Usportowione Renault Sandero R.S.

Tak samo podobać zresztą może się Renault Sandero RS. Dobrze patrzycie – to jest Renault, ponieważ pod tą marką są sprzedawane Dacie w krajach Ameryki Łacińskiej. I tam tylko niestety to auto trafi. A jestem w 100% przekonany, że przynajmniej u nas zbyt na to auto byłby więcej niż pewny.

Popatrzcie sami – Dacia sprzedaje się rewelacyjnie. Jest teraz uważana już nie tylko za markę budżetową, ale raczej zajmuje to miejsce, które kilka lat temu opuściła Skoda, czyli samochodów prostych, ale o dużym zaufaniu społecznym. Jak ktoś miał ograniczone fundusze i chciał mieć pewne auto na lata – brał Skodę. Teraz tak jest z Dacią, która przestała być brzydkim kaczątkiem i pośmiewiskiem. Taki Duster na przykład, przecież do tego auta nie ma co się przyczepić, bo jest zwyczajnie świetne.

Gdyby więc pojawiło się takie Sandero z 2-litrowym silnikiem o mocy 140KM, to byłoby to zwyczajnie świetne uzupełnienie oferty. Tam brakuje mocniejszego motoru, a biorąc pod uwagę to jak bardzo lubiana jest to marka, to fanów trochę żwawszej jazdy na pewno by to zainteresowało. Szczególnie przy utrzymaniu niskiej ceny, o co raczej martwić się nie trzeba – taki silnik to raczej prosta konstrukcja. A wygląd jak sami widzicie jest w sumie niczego sobie jak na tego typu auto więc jakiś Janusz z benzyną we krwi miałby fajną zabawkę.

No ale nic, zamiast Janusza Sandero będzie jeździł pewnie jakiś wąsaty Carlos w Rio de Janeiro.

Oficjalny Mercedes GLC

A w Mercedesie małej rewolucji w nazewnictwie ciąg dalszy. Tak jak Wam kiedyś wspominałem możemy zapomnieć o tych wszystkich ML’ach, GL’ach i innych modelach – teraz każda pseudo terenówka zaczyna się na literę G oraz L, a potem już wg. klas – GLA, GLC itd. W sumie jest to nawet logiczne, choć w tym momencie wprowadza dziwny harmider szczególnie, że aktualnie oferowane GLK (które w wersji kanciastej bardzo, ale to bardzo mi się podobało) cichutko zostało przemianowane na rzeczone GLC, które do poprzednika nie jest ani trochę podobne.

I po raz pierwszy jestem w stanie chyba stwierdzić, że zupełna zmiana designu przeszła bez szwanku – o ile na GLK faktycznie dobrze się patrzyło, to na GLC patrzy się równie dobrze i wszem i wobec oznajmiam, że jest to aktualnie jedyny SUV od Mercedesa, który można opisać jako ładny. Inne są niekształtne, ociężałe, lub zwyczajnie obrzydliwe (vide GLE, o ile tak ma to się zamiar nazywać), a w tym wszystko jest na swoim miejscu.

Nie jest to co prawda dzieło sztuki, ale to auto ma w sobie coś fajnego. Może jest to kwestia klasy, którą wciąż niezaprzeczalnie Mercedes przemyca w swoich modelach, może jest to ten tył, w który w końcu dobrze wkomponowano płaskie lampy podobne do tych w klasie C kombi, a może to po prostu kwestia wielkości samochodu – ten jest taki bardziej kompaktowy, przez co wygląda na bardziej zwarty. Tak czy inaczej patrzy się na to dobrze. Tylko nie jestem w stanie zrozumieć czemu Mercedes zdecydował się na sesję zdjęciową na skałach, błotach itd – przecież GLC nigdy nie zjedzie na drogę gorszą niż polna dróżka na działkę. A możliwości terenowych konkretnych raczej też nie ma.

W każdym razie rewolucji też nie ma. Wnętrze niemal w 100% przeszczepione z klasy C, przód jak w każdym innym SUVie Mercedesa, technologicznie nie ma tez żadnych fajerwerków, które wysforowałyby GLC na czoło swojej klasy. Chociaż z drugiej strony… to w końcu jest Mercedes. To czasem wystarcza aż nadto.

A na koniec, w związku z premierą Jurrasic World, taki proszę bardzo fajny obrazek od Forda. Wtajemniczeni motoryzacyjnie i filmowo zrozumieją. Dla mnie genialne.