Fiat musiał stanąć w ogniu krytyki jako pierwszy. Największy włoski koncern, właściciel wielu znanych marek, a to co się dzieje woła o trwogę. Wystarczy spojrzeć na zestawienie sprzedaży (co prawda to tylko zestawienie z rynku polskiego, ale jest wymowne) zawarte w ostatnim AŚ i wszystko wydaje się jasne. Największe spadki (34,5%!), sprzedaż gdzieś daleko nie tylko za głównymi konkurentami, ale również za producentami aut, które teoretycznie powinny mieć sprzedaż o mniejszym wolumenie. I żadnego modelu w pierwszej dwudziestce najpopularniejszych modeli. Shame on you Fiat, shame on you.
Pal licho w sumie to, że sam Fiat znowu średnio daje sobie ze sobą radę. Szkoda mi tylko, że jako cały koncern ciągnie w dół swoje inne marki. Nie mówię tu o Ferrari, które moim zdaniem przeżywa prawdziwy renesans. Wszystkie zaprezentowane ostatnio modele są przynajmniej świetne, a w LaFerrari jestem zakochany po uszy. Dzieło sztuki, majstersztyk, Lamborghini Veneno przy nim to niedoewoluowany pokraczny transformer, napompowana kreatura.
Chodzi mi bardziej o inne włoskie ‘marki dla ludu’ czyli Alfę Romeo i Lancię, które obie zaczynają zapadać na tą samą chorobę co marka macierzysta, czyli brak pomysłu i stagnację.
Alfa Romeo
Marka o niebagatelnych tradycjach, która w przeszłości przeżywała swoje wzloty i upadki. Ostatnio, od czasów modelu 156 wydawało się, że wszystko jest na dobrej drodze. Potem była 147, przewinęła się GTV i Spider, potem GT, potem 159. W końcu prezentacja przepięknego 8C Competizione, które do dzisiaj (w wersji coupe) jest jednym z moich motoryzacyjnych top marzeń. Szczerze? Byłem pewien, że jak już udało się przywrócić AR wcześniejszy blask, że te auta miały konkurować nawet z BMW, to Fiat tego nie wypuści z rąk.
Wypuścił. I to tak niezręcznie, że z Alfy ostały się tylko 3 kawałeczki i nie mam pojęcia jak uda im się to teraz poskładać do kupy. Co my tam mamy teraz w ofercie?
MiTo. Małe autko, fajne do uzupełnienia oferty, ale przecież takie auto nie nadaje się do utrzymywania sprzedaży. Sportowa marka z ambicjami, która bazuje na malutkim samochodzie z 2008 roku. Ciekawy pomysł. Szczególnie, że MiTo nie wyróżnia się ani silnikami, ani wykonaniem, wyglądem już też nie powala. Ostatnio widziałem, że pojawił się jakiś face lifting. Wow, największa super prezentacja nowego modelu dla zwyczajnych odbiorców od czasów prezentacji Giulietty. Serio?
Giulietta to trochę inna bajka. AR 147 była ładna, po FL trochę dla mnie zbrzydła, ale Giulietta… ahh, Giulietta. Wzdycham do tego auta. Najpiękniejszy kompakt, bezkonkurencyjny. Co z tego, że nie oferuje tyle miejsca co Octavia, nie ma tylu silników co Golf, ani super sportowej wersji jak Megane RS. Co to zmienia? Przód a’la 8C Competizione, piekny profil, wszystko zwieńczone kształtnym tyłem. Minimalistyczne, ale typowo włoskie wnętrze, fajnie wyposażone. Do tego niezłe benzyniaki i fenomenalne diesle. Dla motoryzacyjnego estety jak ja, wiele więcej do szczęścia nie trzeba. Nawet nie brakuje mi zbytnio innych wersji nadwoziowych, które były wyjątkową bolączką Fiata Bravo. Tutaj jedna, dopracowana wersja robi robotę. Dodajmy do tego Quadrifoglio Verde i zapominamy, że poprzedniczka miała wersję GTA (ale o tym pięknym V6 nie zapomnę nigdy!). Szkoda tylko, że w tym momencie Giulietta to… najwyższy model w gamie producenta. Kompakt. Najwyższym modelem Alfy Romeo. Żart, kpina i niedowierzanie.
Tutaj powinienem wspomnieć o następny 159. Nie wspomnę. Bo następcy nie ma. 159 wycofano ze sprzedaży, a następca jest tylko na stolikach kreślarskich. Mooooże jest jakiś prototyp. Ale nic więcej. Szkoda wielka, bo 159 była wyjątkowo udana. I pierwszy raz się chyba spotykam (a nie, sory, Fiat nie ma następcy Cromy…) żeby nie wypuszczano bezpośredniego następcy udanego samochodu, nawet pod zmienioną nazwą. Gdzie tu do jasnej ch***** logika?
Alfa 4C natomiast jest dla mnie jakimś światełkiem w tunelu. Oddaje ducha marki, jest lekka, sportowa, tylnio napędowa, zawadiacka, buńczuczna, narowista i… piękna. Po włosku piękna. Kształtna, bujna, napompowana, prezentuje swoje wdzięki z każdej strony, ale 4C jest zwyczajnie piękna. I daje jednocześnie nadzieję na to, że z Alfą coś ciekawego się dzieje. Ale światełko to trochę za mało, oczekuję więcej. Wszyscy chyba oczekują więcej. Nie małego auta do miasta, nie face liftingów. Chcą gamy modelowej z prawdziwego zdarzenia. Nie mówię, żeby było w niej tyle samochodów co ma audi i BMW. Ale przynajmniej przedstawiciele podstawowych klas. I będzie dobrze, bo ta marka ma swoją magię, która zawsze będzie przyciągać.
Lancia
Mam być szczery? Wydaje mi się, że znam znakomitą większość oferowanych modeli, przynajmniej na europejskim rynku, a żeby coś powiedzieć na temat Lancii musiałem wejść na ich stronę i sprawdzić co mają w ofercie. Może w takim razie wcale się tak dobrze nie znam. Może jestem ignorantem, który postanowił pobawić się w motoblogera. A może to wina tego, że Lancia niemalże… nie istnieje. Ile widzieliście testów, w których brały udział modele tej marki? Ile widzieliście porównań, np. Delta, klasa A i Audia A3. Może przypomnę sobie jakieś sprzed roku. A to i tak najczęściej wymieniany samochód, bo Voyager chyba nigdy nie wystąpił w polskiej gazecie, a jeśli tak to artykuł o nim nie zajmował więcej niż 1 stronę.
Wiecie więc już o co mi chodzi. Luksusowa marka z tradycjami, która powinna być alternatywą dla niemieckiego luksusu średniej klasy, czyli dla Mercedesa, niemal nie istnieje na tle konkurencji. I nie istnieje również dla potencjalnego odbiorcy, bo jeśli ktoś, kto chociaż trochę się zna, musi się upewnić jakie marka ma auta w ofercie, to co dopiero laik?
Do Ypsilon’a nie mogę się przyczepić przesadnie, bo jest to typowo włoskie autko. Z fajnym designem, ciekawym wnętrzem, znośnymi silnikami i, o dziwo, całkiem przystępną ceną. Może brakuje w nim przestronności i mocy, ale nadrabia dobrym wykonaniem, materiałami i finezją. Tak, jest to ciekawe auto. Takie, które nigdy nie będzie przesadnie popularne, ale z pewnością będzie miało swoje grono odbiorców.
Podobnie jest z Deltą. Takie Bravo w fajniejszej obudowie, bardziej luksusowe, lepiej wykonane. Ale tak jak mniejszy model, fajnie wygląda, i pomimo tego, że jest dość drogie, to jako auto samo w sobie daje się lubić. Kolejne auto dobre do zapełnienia niszy, dla ludzi, którzy mają dość Audi A3 albo A klasy, a wciąż poszukują luksusu. Tutaj Delta sprawdzi się dobrze.
Szkoda tylko, że te 2 samochody to jedyne autonomiczne konstrukcje Lancii. Po wchłonięciu Chryslera przez Fiat’a, Lancia stała się Chryslerem z włoskim sznytem i znaczkiem. Nic więcej. Trochę więcej chromu, troszkę zmienione klosze lamp, wzory felg. I koniec zmian. Silniki, wyposażenie, toporność i cała reszta dokładnie taka, jak w amerykańskich odpowiednikach.
I z tego powstała nam Thema, która nie jest niczym więcej niż Chryslerem 300C. Fajne auto, potężne, silne, robi wrażenie, ale to wciąż jest amerykaniec. A poza muscle car’ami i pick up’ami amerykanie nie mają nic ciekawego do zaoferowania. No i silnikami Hemi.
A w Lancii Voyager już nawet nie postarali się na zmianę nazwy na taką jak w poprzednim modelu (Phema). Słynna włoska inwencja, seeerio. Amerykaniec nawet nie we włoskiej skórze. To wygląda tak, jakby wziąć bluzę od Abercrombie i na znaczek marki naszyć metkę od, dajmy na to, Armaniego. Niby włoskie, ale każdy wie, że z ameryki, bo to po prostu widać.
Największym problemem jednak nie jest to, że to stała się amerykańska marka pod włoskim szyldem. Wiadomo, cięcie kosztów, w sumie te auta nawet dadzą się lubić. Problem tkwi w tym, że o Lancii nikt teraz po prostu nie pamięta. Nikt nie pomyśli: ‘o, kupię auto za 180 tys zł, to pójdę po Lancię Themę’. Nikt tak nie pomyśli. Bo te auta przestały istnieć w motoryzacyjnym myśleniu. I to jest jeszcze gorsza sytuacja niż z Alfą Romeo. Bo tamte auta chociaż jeszcze tchną włoskością, ktoś za nimi tęskni. A Lancia… za Lancią się już nawet nie tęskni. Bo nie ma w sobie już nic, żeby uważać, że jest do czego wracać. Nie ma tego światełka w tunelu.