Tak sobie pomyślałem, że dzisiejszy PR ułożymy wg następującego, niezbyt trudnego muszę przyznać, schematu: zaczniemy od czegoś wyjątkowo brzydkiego, by potem odetchnąć przy czymś zupełnie normalnym, a na samym końcu wejdziemy w sferę marzeń i ekstremalnych projektów. Prosto, logicznie i zgodnie z prawidłami sztuki, by najpierw pokazać to, co jest najgorsze, apotem stopniowo umilać sytuację. Więc zaczynajmy.
Nowa Toyota Prius
Wiecie, miałem taki moment, w którym przeszła mi przez głowię myśl, że Toyota wraca na odpowiednie tory. Wiecie, że skończyła z tymi przebrzydle nudnymi samochodami, które wyglądają nie lepiej, niż przeciętna mydelniczka za 5zł. GT86 miało zapoczątkować zmiany, zapowiedź Supry miała być potwierdzeniem tych przypuszczeń, nawet liftingi Aurisa i Avensisa jakoś tchnęły w te samochody odrobinę życia (nie mylić z tym, że mi się spodobały. Bo się nie spodobały).
I kiedy sielanka zaczęła stawać się całkiem realna, Toyota stworzyła nowego Priusa. Który z pewnością świetnie się sprzeda, bo w końcu jest wciąż bardzo modną hybrydą, która podobno stała się jeszcze oszczędniejsza i przestronniejsza, więc generalnie jest na plus. Ale to, co designerzy wymyślili, wypala mi zwyczajnie oczy. Przy tym Multipla jest piękna niczym Kate Upton czy jakaś inna sexbomba z męskich snów. To jest tak złe, że nawet nie wiem do czego to porównać.
Ja rozumiem, że modele ekologiczne Toyoty muszą być do siebie podobne i nawiązanie do wodorowego Mirai jest widoczne, ale czemu jest to aż tak złe? Za jakie grzechy, czemu, dlaczego? Pytania pozostają bez odpowiedzi, ale wiem jedno – jak dobre by to auto nie było, to tym razem wnętrze się nie liczy. Pewnych rzeczy przeskoczyć się nie da.
VW Tiguan
Ale zostawmy to, oczu nie męczmy, przejdźmy do czegoś, co pewnie znacznie częściej zagości na naszych drogach. Nowy VW Tiguan, czyli drugie podejście VAG’a do klasy kompaktowych SUVów. Czyli w zasadzie nic specjalnego – poprzedni model odniósł sukces, następca raczej też go powtórzy, jak to w VW zazwyczaj bywa.
Co jednak jest fajne to fakt, że VW przestaje być tak tragicznie nudny. Nie sugeruję oczywiście, że chce się na to auto patrzeć godzinami, ale jest w nim coś fajnego. Jest proste, z pewnością bardzo funkcjonalne, ale w takim bardziej skandynawskim, bardzo do mnie przemawiającym stylu. Ostre linie, proste kształty, szczególnie z tyłu nadwozia, do tego niezłe silniki włącznie z podwójnie doładowanym dieslem o mocy 240KM muszą dawać jakąś frajdę.
Ale i tak Tiguanowi daleko do tej koncepcyjnej Mazdy Koeru. Jeśli dojdzie do gamy modelowej tak piękny SUV, to Mazda będzie miała najpiękniejsze samochody na rynku trzeba to jasno sobie powiedzieć.
Porsche Mission E
A teraz, zgodnie z obietnicą, przechodzimy do tematu najciekawszego w dzisiejszym Poniedziałkowym Rozruszniku. Najciekawszego z dwóch powodów – po pierwsze pokazuje stronę, w którą zmierza projekt nowej Panamery oraz mniejszej limuzyny spod znaku Porsche. I wygląda na to, że po dość ciężkawej i niezgrabnej pierwszej Panamerze projektanci postanowili się zbliżyć bardziej do 911-ki i poświęcić miejsce w środku na rzecz typowo porsche-owatego stylu. Nie ma więc tego dziwnego garbu/odwłoku, który dość mocno zaburzał linię Panamery, jest niższa linia dachu, bardziej ścięty tył.
To oczywiście jedynie domysły, ale powstanie 4-drzwiowego konceptu mocno nawiązującego do obecnego modelu ewidentnie pokazuje w którą stronę będzie design marki zmierzał. I co fajne, mimo mocno futurystycznego charakteru modelu, znalazło się nawiązanie do przeszłości w postaci pojedynczego, płaskiego tylnego światła i mocnych przetłoczeń przednich błotników. Porsche – robisz to dobrze.
Drugi powód, dla którego ten koncept jest ciekawy, znajduje się oczywiście pod maską. Porsche Mission E, co jak nie trudno się domyślić ma związek z Ekologią, jest napędzane silnikami elektrycznymi o łącznej mocy 600KM. Nieźle, ale takie wyniki już się zdarzały. Wiąże się to oczywiście ze świetnymi osiągami jak najbardziej porównywalnymi do tych, które można wycisnąć z silników napędzanych tradycyjnymi paliwami.
Kluczowe jest w tym wypadku jednak ładowanie – nie dość, że Porsche udało się osiągnąć 500km zasięgu (czyli ładnie zbliżono się do Tesli), to w dodatku, za pomocą gniazda 800V, auto do 80% można naładować w 15 minut. Pewnie po części kosztem żywotności baterii ale i tak jest to wynik bardzo, bardzo dobry, do tej pory w Europie niespotykany. Do tego ładowanie indukcyjne i inne bajery typowe dla konceptu.
Ale to wszystko działa, jeździ, może być implementowane do aktualnych modeli. Jak na elektryki, których fanem nie jestem, przyznaję że robi to na mnie wrażenie.