Pamiętam te czasy, kiedy Chris Bangle po objęciu szefostwa designu w BMW był odżegnywany od czci i wiary. Mówiło się wtedy, że zepsuł to, co w BMW było najfajniejsze (czyt. klasyczne, niemieckie, proste w wyrazie linie) , a zamiast tego zaproponował totalną rewolucję projektując samochody o dość intrygujących jak na owe czasy liniach.

Faktycznie, szczególnie 7-ka w jego wykonaniu była dość przyciężkawa wizualnie, ale już taką 5-kę uważam za najładniejszy model w historii segmentu, a 6-ka jest natomiast jak wino – im starsza, tym lepiej się na nią patrzy. I wciąż robi na mnie większe wrażenie, kiedy widzę ją na drodze, niż aktualny model. Ten teraz jest po prostu nijaki. Teraz jednak samochody zaprojektowane przez Bangle’a uważane są za jedne z najlepszych w historii marki.

Nie dziwię się. Patrząc na to, co teraz proponują projektanci z Bawarii też bym za Chrisem tęsknił.

Nowe BMW serii 7

Odnoszę bowiem wrażenie, że nie dość, że BMW teraz jest maksymalnie ugrzecznione, co raczej do profilu marki niezbyt pasuje (podoba mi się tylko 6GC i standardowa 5-ka), to w dodatku zauważam taką dziwną zależność – na jeden stosunkowo ładny model przypada jeden totalnie skopany. Wygląda to tak, jakby te samochody zaczęły być robione na szybko, bez odpowiedniego przygotowania, tylko dlatego, że konkurencja w segmencie zaczyna BMW dystansować. Ale może to tylko moje odczucia, choć z tego co wiem nie jestem w tym wrażeniu jedyny.

 

W każdym razie wygląda na to, że teraz właśnie trafiło na 7-kę by dołączyła do grupy tych samochodów o lekko wątpliwej urodzie. Bo choć nie jest źle, bo tutaj bym skłamał, to jednak po tak bardzo oczekiwanym nowym modelu, który zastępuje w dodatku delikatnie rozczarowującego poprzednika, spodziewałbym się znacznie więcej.

A dostajemy samochód totalnie ugrzeczniony, niezbyt ciekawy wizualnie i w dodatku o zachwianych proporcjach. To łączenie przednich lamo z grillem od początku wydawało mi się słabym kierunkiem, bo wymaga to: a) zbyt dużych ‘nerek’, oraz b) zbyt rozciągniętych lamp. Mamy więc trochę przerysowany przód…

… oraz tragicznie ociężały tył. Sam nie wiem co to powoduje, ale mam wrażenie, jakby na stałe w bagażniku jeździło dodatkowe 300kg, które obciąża tylną oś. Pewnie jest to kwestia nadmiaru poziomych krzywizn – poziome, prostokątne rury wydechowe, płaskie światła, ten srebrny pas na całej szerokości, zupełnie płaska linia bagażnika – i jakoś to się tak ponawarstwiało, że wygląda to raczej na ciężki tort z wiejskiego wesela niż lekkość reprezentacyjnej limuzyny. Serio, aktualna S-ka jest już bardziej zwiewna niż to.

Generalnie jakoś to BMW zajeżdża mi Koreą dziwnie mocno. Przynajmniej wnętrze trzyma poziom, bo to jest akurat coś, co aktualnie w każdym BMW jest super i nowe BMW serii 7 nie jest tu wyjątkiem. Tylko… no, takie wnętrze ma właśnie każdy inny model. Może jak na perłę w koronie marki wypadałoby przygotować coś więcej?

Najwyraźniej więc cała siłą została przeznaczona na projekt kluczyka. Dużego jak telefon, z ekranem, normalnie zabawka jak dla Bonda. Bo w tym sprawdza się status samochodu, osiągi, spalanie, a nawet jest to pilot do zdalnego sterowania na parkingu. Osom. Ale czy nie byłoby łatwiej i z pewnością efektywniej zrobić po prostu aplikację na telefon, zamiast projektować coś, co zajmie całą drugą kieszeń spodni?

 

Nowa Honda S2000?

Tą 7-kę więc możemy uznać za wiadomość gorszą minionego tygodnia. Zanim jednak przejdziemy do tej dobrej, możemy jeszcze na chwilę zatrzymać się przy tej chyba jednak najbardziej rozczarowującej.

Zapowiada się powiem powrót Hondy S2000. A dobrze wiecie, co to było za auto – próżno szukać bardziej bezkompromisowej szlifierki w wersji roadster, która w dodatku starzeje się jeszcze lepiej, niż Jennifer Anniston. Do tej pory jak widzę ją na drodze to trochę mi cieplej. A ten i-Vtec… eh, dobra, wracam na ziemię.

 

W czym więc problem? Ano  tym, że to nie będzie roadster. Pozostanie tylko nazwa, założenie natomiast ma być zupełnie inne – ot, pomniejszony NSX. Honda więc ma zamiar zrobić coś takiego, jak z modelem CRZ – wziąć legendę, przemielić i wypuścić auto zupełnie inne pod taką samą nazwą. A tego fani motoryzacji nie lubią i to bardzo, już widziałem jakieś tam skargi i wzburzenia. Więc, mimo wszystko, za rozczarowanie tygodnia nagrodę dostaje Honda.

Powrót Forda do Le Mans

Za pozytywne zaskoczenie tygodnia nagrodę powinien dostać natomiast Ford. Bo zwyczajnie fajnie się patrzy na marki, które wracają ze swoistego niebytu i które starają się nawiązywać do swoich dawnych sukcesów. Proszę Państwa, oto Ford GT w wersji na Le Mans. I bardzo bym chciał, by utarł nosa Audi. Bardzo bym tego chciał, choć wątpię, by miał szanse z prototypammi budowanymi specjalnie pod tego typu wyścigi.