Kiedy pod jednym z łódzkich supermarketów robiłem zdjęcia, podeszło do mnie młode małżeństwo z pytaniem, czy „to czerwone” to na sprzedaż. Usłyszawszy, że nie, odeszli niepocieszeni. I gdy tak o tym myślę, to nawet gdyby „to czerwone” było moje, chyba i tak nie chciałbym tak szybko się go pozbyć. Nissan Micra K13 (2010), którego mieliśmy okazję testować, przyciąga wzrok, ale studzi emocje. To świetny samochód na co dzień, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że rządzą nim sprzeczności.

Obfite wyposażenie plasuje nową Micrę co najmniej dwie klasy wyżej. Testowany egzemplarz – bogata wersja Acenta z manualną skrzynią biegów wyceniona na niecałe 50 tysięcy złotych – wyposażony został w klimatyzację, nawigację, radio z odtwarzaczem CD, Bluetooth i wejściem USB, czujniki cofania oraz tempomat. To aż nadto, szczególnie w warunkach miejskich. Niejedna „długodystansowa” limuzyna pod tym względem prezentuje się biedniej.

Dwie twarze 1,2-litrowego silnika

1,2-litrowy silnik o mocy 80 koni mechanicznych ma dwie twarze. Pierwsza odzwierciedla niczym niezmącony spokój i stateczność. Na najniższych obrotach jednostki napędowej praktycznie w ogóle nie słychać – bez pośpiechu toczy niewielką Micrę w dowolnie obranym kierunku. Druga twarz silnika objawia się z kolei po przekroczeniu 2500 obrotów na minutę. Dopiero wówczas w Nissanie budzi się życie. Niemniej jednak do maksymalnego momentu obrotowego – przy 4000 obr. – wciąż jeszcze daleko. Konsekwencją aktywniejszej jazdy jest wzrost natężenia dźwięku – w kabinie robi się po prostu głośno. Nieco za głośno, biorąc pod uwagę fakt, że do kresu mocy wciąż jeszcze daleko. Koniec końców, w typowo miejskich warunkach silnik nowej Micry wystarcza w 100%. Za inteligentną jazdę Nissan odwdzięcza się praktycznie bezszelestną pracą i minimalnym jednocześnie spalaniem. To zdecydowanie plusy.

W cyklu miejskim producent przewidział spalanie rzędu 6,1 litra, w trasie zaś 4,3 l. Nasz test dowiódł, że nie są to w żadnym wypadku wartości znacząco zaniżone. Powstrzymawszy się od rajdowych zapędów, spokojnie można zejść nawet poniżej powyższych norm. Warto przy okazji zaznaczyć, że „sprint” do „setki” w Micrze K13 potrwa 13,7 sekundy, prędkość maksymalna wynosi natomiast ponad 170 km/h. Najzupełniej wystarczająco.

Wewnątrz nowa jakość z Indii

Niektórzy dziennikarze zarzucili wnętrzu nowej Micry tandetność wykonania, która miałaby rzekomo wynikać z produkcji w Indiach. Tymczasem zastosowane materiały wcale nie należą do najgorszych. Mało tego, ich dopasowanie leży na bardzo wysokim poziomie, dzięki czemu absolutnie nic nie skrzypi i nie chrypi. Oczywiście, w środku nie uświadczy się mahoniu i lakieru fortepianowego, ale nie zapominajmy – Nissan Micra to nawet w najbogatszej wersji wciąż jeszcze propozycja niskobudżetowa.

Mimo zwartej bryły nadwozia, miejsca wewnątrz nie brakuje. Również z tyłu, gdzie nawet dłuższa nieco jazda nie zaowocuje reumatyzmem. Bagażnik pomieści 265 litrów (co wśród samochodów o podobnych rozmiarach nie jest bynajmniej wynikiem złym). Po odpowiedniej aranżacji wnętrza, tj. po złożeniu tylnych siedzeń, przestrzeń bagażowa powiększa się do 605 litrów. Tylko czekać na Micry z homologacją ciężarową.

Fotele, co prawda, nigdy o trzymaniu bocznym nie słyszały, niemniej jednak jazda miejska nigdy takiej potrzeby nie sygnalizowała. Są wygodne, zaś rozległe możliwości regulacji (odległość, wysokość, pochylenie oparcia) pozwalają „dopasować się” do Micry. Dopiero wtedy dostrzec można to, co w niewielkim Nissanie najlepsze, a mianowicie świetną widoczność w każdym kierunku. Również karkołomne parkingowe manewry nie stanowią problemu – ułatwia je duże przeszklenie kabiny oraz zaskakująco duże lusterka idealne w mieście.

Tuż przed wejściem na orbitę

„Centrum dowodzenia” pociskiem typu Nissan Micra K13 (2010) nie wzbudza emocji. Nieduża kierownica (rodem z większych braci – 370z) dobrze leży w dłoniach, zaś progresywna siła elektrycznego wspomagania sprawdza się nadspodziewanie dobrze. Na wyświetlaczu między zegarami znajduje się wszystko, co niezbędne (średnie spalanie, średnia prędkość, przewidywany zasięg jak i czas pracy). Jedyne, czego brakuje, to przydatna w jeździe miejskiej informacja na temat temperatury silnika.

Sterowanie klimatyzacją, ogrzewaniem szyb i nawiewami umieszczono w okrągłym module pośrodku kabiny. Przyciski są duże i wyraźnie opisane, dzięki czemu zmiana temperatury czy odparowanie szyby w trakcie jazdy nie stanowi najmniejszego problemu. Wyżej zamontowano kombajn multimedialny – nawigacja, radio z CD współpracujące z przenośną pamięcią w jednym. Tu również nic złego na temat obsługi nie można powiedzieć, aczkolwiek przy ostrzejszym słońcu trudno jest śledzić wskazania nawigacji. Nie jest to jednak konieczne, bowiem nawigacja przemawia bardzo wyraźnym tu językiem Szekspira, z którego zrozumieniem nie będą mieli problemów nawet Norwegowie.

W teście NCAP Micra K13 (2010) uzyskała cztery gwiazdki. W naszym teście miejskim, który na całe szczęście nie miał nic wspólnego z próbą zderzeniową, mały Nissan z całą pewnością zasłużył na pięć. Skąd więc tytułowe sprzeczności? Nowa Micra z powodzeniem wywiązuje się z postawionych przed nią zadań, niemniej jednak i wyposażenie, i komfort jazdy, i aspiracje zdają się sugerować, jakoby mieliśmy mieć do czynienia z samochodem o znacznie szerszym obszarze zastosowań. Tu jednak niedomaga 1,2-litrowa jednostka napędowa, zostawiająca swoisty niedosyt. Tak czy inaczej nową Micrę z całą pewnością dodać można do zaszczytnej grupy samochodów godnych polecenia.

Plusy:

  • duże lusterka
  • widoczność w każdym kierunku
  • wyłączające się wraz z zapłonem światła
  • adekwatny opór kierownicy

Brakuje:

  • wskaźnika temperatury silnika
  • kontrolki włączonych świateł na desce rozdzielczej
  • podpórki na lewą stopę, gdy nie trzeba używać sprzęgła