Ostatnio w programie ‘Radar’ na Esce Rock był poruszany temat wygodnego sposobu prowadzenia samochodu. No i jak to w różnych tego typu programach na żywo, co jakiś czas ktoś dzwonił, wypowiadał się jaką przyjmuje pozycję za kierownicą, jaki ubiór jest do tego najwygodniejszy etc. Dużo wypowiedzi dotyczyło między innymi obuwia. No i oczywiście, jako te najgorsze wymieniano kobiece szpilki i koturny (drogie Panie, proszę się nawet o to nie kłócić, wiadomo przecież że tak jest), jako te najlepsze zdecydowanie wygrały zwyczajnie trampki/adidasy. Generalnie buty na cienkiej podeszwie. I nie mam zamiaru z tym nawet polemizować. Ale co ciekawe, o prymat wśród wygodnego obuwia dość równą walkę z trampkami toczył… brak jakichkolwiek butów.
O temacie zapomniałem na parę dni, ale ostatnio, jak dobrze wiecie, dość dużo podróżuję na niemiłosiernie nudnej trasie między Łodzią, a Warszawą, więc mam czas na przemyślenia. Z kacem samochodowym jakoś sobie już radzę, ale jednak te minimum 1,5h (w jedną stronę) wypadałoby w dość konstruktywny sposób spędzić. I ostatnio przypomniała mi się właśnie wspomniana wyżej audycja. Byłem już na autostradzie, ale przystanąłem na chwilę, zdjąłem buty i spróbowałem prowadzić w samych skarpetkach. I wrażenia mam więcej niż mieszane. Chociaż nie. Ja tego już więcej nie powtórzę.
Po pierwsze przystosowanie. Podobno potrzebne jest kilkanaście kilometrów, żeby się przyzwyczaić. Ok., można to ogarnąć, ale przyzwyczajenia z jazdy w obuwiu pozostają. Trudno jest więc np. delikatnie przyspieszać czubkiem stopy tak samo jak czubkiem buta, ponieważ pedał gazu włazi, dosłownie, między palce. Więc zdarzało się tak, że przez pewien czas przyspieszałem tylko dużym palcem u stopy. Mega niewygodne.
Druga rzecz, to ból stopy. Kiedy masz buty, szerokość pedałów nie ma większego znaczenia. A tutaj, na bosą stopę, da się wyczuć każdy kant. Który niemiłosiernie w podbicie stopy się wbija i po parudziesięciu kilometrach zaczyna to zwyczajnie uwierać. Jest to szczególnie wkurzające w przypadku pedałów ‘zawieszonych’ w powietrzu. Podejrzewam, że w tych autach, w których są one przytwierdzone do podłogi, nie przeszkadza to aż tak bardzo.
Trzecia sprawa to nawiewy. Stopy są bardziej wrażliwe na temperaturę, więc nie można na nie zbyt chłodnego powietrza kierować. No ok., ale w aucie bywa gorąco, więc pojawia się dylemat: albo ciepło w stopy i za ciepło w resztę ciała, albo zimno w stopy i ok. w resztę ciała. Pośredniego stanu nie widzę.
A weźmy jeszcze pod uwagę jak mega potem są brudne stopy i skarpetki. Makabra.
Nie rozumiem więc osób, które prowadzą samochód boso. Zdecydowanie nie jest to ideał wygody. Ok., czucie jest niezłe, ale w butach na cienkiej podeszwie nie jest ono znacznie gorsze, więc różnicy w zasadzie nie ma. A dla mnie wygoda jest jednak znacznie większa. Na niekorzyść obuwia może przemawiać jedynie to, że stopy robią się… hmm… no nieświeże, nie będę owijał w bawełnę. I to jest jedyna przewaga bosego prowadzenia.
Ale spróbujcie sami. Może akurat wam to podpasuje, ja więcej próbować nie będę, moje standardowe Conversy ‘robią robotę’.
A, jeszcze jedna rzecz. Nie próbujcie tego po całym dniu w butach. Może to się skończyć wywietrzaniem samochodu ;P