W poszukiwaniu nowych rynków zbytu oraz chcąc poszerzyć swoją klientelę marki zapuszczają się czasem w dziwne rejony i tworzą produkty, które bywa, że zupełnie nie pasują do ich portfolio. Jasne, zdarza się, że są to strzały w ’10′, tak jak np. Cayenne u Porsche, ale bywa i tak, że są to typowe strzały w płot. Taki Aston Martin Cygnet dajmy na to – auto tak totalnie pozbawione sensu i logiki, że głowa mała. Sprzedawało się tragicznie, słabo wyglądało i do AM pasowało jak pięść do twarzy.

 

Pickup od Mercedesa

No i wiadomo – im marka bogatsza i bardziej stabilna, tym częściej wpada na jakieś dziwne pomysły. Mercedes na ten przykład założył ostatnio, że zbuduje sobie pickupa klasy premium. Tak, pickupa.

Po co? Nie mam pojęcia, ale w Stuttgarcie zakładają, że już w 2020r pojawi się ich pickup, mający być luksusową odpowiedzią na Amaroka. I, przy okazji, totalnym strzałem w płot, jeśli chodzi o identyfikację z resztą gamy modelowej.

 

Chodzi głównie o to, że ten typ samochodu kojarzy się jednoznacznie – auto do roboty. Owszem, Mercedes ma linię bardzo dobrych samochodów użytkowych, ale wśród nich tego rodzaju pickup nie powinien się znajdować. Miałby być natomiast pozycjonowany gdzieś koło GLE (stary ML, o czym zaraz). No i tutaj rodzi się pytanie – po co to komu? Jasne, Amaroków jeździ niemało. Jest to mimo wszystko jednak samochód o trochę bardziej użytkowym charakterze, wręcz offroadowym w niektórych wersjach. Jestem w stanie zrozumieć, dla kogo to auto jest – dla ludzi chcących zjechać z drogi w lepszych warunkach i coś dodatkowo przewieźć na pace. VW nie jest marką luksusową i tam to pasuje.

Trudno jest mi natomiast jasno zdefiniować grupę docelową, którą mógłby zainteresować luksusowy pickup od Mercedesa. Bogaty drwal, może pływający w luksusie handlarz trzodą chlewną? Nie mam pojęcia. Mam natomiast przeczucie graniczące z pewnością, że komuś w Mercedesie mocno się nudzi i próbuje wymyślić coś raczej niepotrzebnego.

Już bardziej jestem w stanie rozumieć zmianę ich nazewnictwa, ponieważ do tej pory była ona trochę pogmatwana. Nie będzie więc już ML’a, bo zamiast niego pojawi się GLE, czyli poliftowy ML. Jakby to zagmatwanie nie brzmiało, bo z tego co mi wiadomo, tak miał się nazywać SUV coupe od Mercedesa (ten paskudny, tutaj o nim pisałem). Kurczę, to jest mocno zagmatwane.

 

Tak czy inaczej, teraz wszystkie Mercedesy pseudo-terenowe zaczynają się na G. Żadnych ‘klas’, ML-i i innych niejasnych spraw. Teraz wyglądać to będzie tak jak poniżej i choć znamy to już od pewnego czasu, to dopiero teraz wszystko wkracza w fazę decydującą.

 

 

Fisker Thunderbolt

Tutaj natomiast wątpliwości nie mam żadnych – to, co zrobił Henrik Fisker z Vanquishem jest majstersztykiem w czystej postaci.

Wiecie bowiem, że choć Aston jest ok, to dla mnie ta marka wszystkie samochody ma takie same – nie potrafię rozróżnić Vanquisha od DB9, czy DBS’a. Jakieś tam detale się zmieniają, inne są wymiary, ale generalnie jeden diabeł, bo wszystko jeździ zabójczo i wygląda równie dobrze, szkoda tylko, że identycznie.

 

A ten model, Fisker Thunderbolt, udowodnił, że na bazie AM można zrobić coś, co chwyta za duszę i serce każdego estetę. Jest agresywniej, jest bardziej charakterystycznie, nowocześniej, pod każdym względem lepiej. Popatrzcie chociaż na ten tył – dzielone światła, potężny dyfuzor i zintegrowany spoiler przywołujący trochę skojarzenia z pewnym Porsche o kaczym kuprze. Tutaj nie jest on aż tak wielki, ale i tak dodaje ‚smaczku’ całemu projektowi.

 

No, to ja już dam wam pooglądać, bo nie ma co za dużo gadać – jest zjawiskowo. Szkoda tylko, że szefostwo Astona Martina się obruszyło i chce pozwać Henrika Fiskera za plagiat niektórych części nadwozia takich jak… wloty powietrza na nadkolach. Głupota, ale kasę podobno da się wyciągnąć ze wszystkiego, więc czemu nie?