Niektórzy wychodzą z założenia, że to, jak samochód wygląda od zewnątrz, nie ma tak naprawdę większego znaczenia, wszak przez 99% użytkowania auta kierowca widział będzie jedynie środek. Istnieją jednak firmy, które – dość powiedzieć – także i ten element nieco zaniedbały. Można wspomnieć przykład rodzimego Poloneza, którego deska rozdzielcza – początkowo zaprojektowana przez Włochów – została przez Polaka “poprawiona”. Efekty wszyscy widzieli. Okazuje się jednak, że FSO wcale nie było pod tym względem odosobnionym przypadkiem.

Jakiś czas temu prezentowaliśmy subiektywnie najlepsze deski rozdzielcze lat dziewięćdziesiątych. Tym razem, co prawda, bez ograniczeń czasowych, ale na temat przeciwny, czyli deski… subiektywnie najbrzydsze.

Fiat Multipla

Jeżeli chodzi o stylistykę i wygląd, Fiat Multipla występuje w praktycznie wszystkich negatywnych zestawieniach. Na temat jego karoserii powiedziano już wszystko, wylano morze w stu procentach uzasadnionych złośliwości. Zapomniano przy tym, że Włosi zadbali również o wnętrze, aby i ono nie wyróżniało się zbyt pozytywnie na tle nadwozia. Oto i ono:

Fiat Multipla – wnętrze, deska rozdzielcza

Pal licho różowy (fioletowy, fuksja – jak zwał, tak zwał – ja nie odróżniam) kolorek, można było zamówić również wykończenie granatowe bądź szare. Tym, co powala na kolana, jest nagromadzenie plastiku w centralnej części. Panel sterowania nawiewami przypomina kasę fiskalną w starych autobusach PKS, zegary – Matiza. Do tego tragikomiczna skrzynia biegów, bulwiasty panel nawiewów o kształcie kasku(?) i już nawet na zdjęciu niedomykający się schowek pod radiem. Esencja Fiata Multipla.

Ford Focus I

Ford Focus I – wnętrze, deska rozdzielcza

Jedni – co prawda – chwalą finezję i obłe linie, inni natomiast “patrzeć na to nie mogą”. Ford Focus pierwszej generacji zamieszał nieco w standardach stylistycznych, jednak – ponownie – głównie za sprawą linii nadwozia. Wnętrzem także próbowano zwrócić uwagę nabywców, ale to poniekąd przeszło bez echa. Aczkolwiek chyba niesłusznie.

Spływająca w stronę kierowcy deska to jeszcze nic. Ciekawe rozwiązanie. Już jednak środkowe panele nawiewu przypominające mikrej mocy głośniki wyglądają nie najlepiej. Nawet i one muszą natomiast ustąpić pola pseudodrewnianej bądź ordynarnie plastikowej (na zdjęciu powyżej świecącej) “tarczy”, na którą siłą i w zupełnie losowy sposób naniesiono poszczególne przełączniki. Można to było zrobić dużo ładniej.

MINI Cooper

Zegar ścienny – jak sama nazwa wskazuje – powinien wisieć na ścianie. Dlaczego ktokolwiek miałby więc chcieć widzieć go w samochodzie? O to pozostaje zapytać Brytyjczyków, którzy z godnym maniaka uporem traktują MINI absurdalnie wielkim prędkościomierzem umieszczanym w samym środku kabiny. Gdyby “zegar” ten zmniejszyć i umieścić – po misjonarsku – za kierownicą, niebrzydkie wcale wnętrze mogłoby sporo zyskać. Taki jednak układ, jaki zastosowano, psuje cały efekt.

Co jakiś czas temu mogło wydawać się ciekawostką, już się opatrzyło. Zamiast bawić, zaczyna denerwować. Pora wymyślić coś nowego.

Rover 75

Wnętrze MINI nie jest ani pierwszą, ani też ostatnią zbrodnią, jaką Brytyjczycy (niegdyś, dzisiaj już Niemcy) popełnili na oczach kierowców. Nie sposób przy tej okoliczności nie wspomnieć o brytyjskiej limuzynie, która charakteryzowała się stosunkowo niską ceną, proporcjonalnie wysoką awaryjnością, ładnym nadwoziem i… proporcjonalnie paskudnym wnętrzem.

Na temat deski rozdzielczej Rovera 75 mówi się najczęściej “ciekawa”. Nic więcej, pozostając przy tym, że “ciekawa” to określenie nienacechowane w żaden pozytywny bądź negatywny sposób. Niemniej jednak spłaszczone zegary w marynarskim stylu zdecydowanie lepiej sprawdziłyby się na szesnastowiecznym galeonie niż w nowoczesnym samochodzie. Co więcej, tarcze tu podświetlają się na pomarańczowo, wyświetlacze na czerwono, a fotele – na przykład – zamówić można było w kolorze granatowym. Istna feeria barw, którą wieńczy niepasująca do reszty kierownica.

Pagani Huayra

Pagani Huayra – wnętrze, deska rozdzielcza

Zarzucanie niedoskonałości estetycznych współczesnym “supersamochodom” najczęściej uznawane bywa co najmniej za nietakt. I rzeczywiście – w wielu wypadkach po prostu “nie ma się do czego dopier…przyczepić. Pagani Huayra stanowi wyjątek. Aczkolwiek zamysł był wprost genialny. Miało być pięknie, a wyszło jak zwykle.

Fotele – bez zarzutu. Brązy – piękne. Ale po diabła komukolwiek nawiewy imitujące samolotowe silniki odrzutowe?! Na co komu milion neonów, każdy w innym kolorze? Na co badziewna wręcz srebrna część kierownicy? Na co wystający tuż przed gałką skrzyni biegów wihajster? To wszystko to kolejne powody, dla których lepiej nie kupować Pagani. 3,2 miliona złotych, jakie należałoby zapłacić za Huayrę, to “pryszcz” w porównaniu do jej wnętrza.