Jechaliśmy ostatnio z Przemem z powrotem do Łodzi. I jakoś tak między gadaniem o dupie Maryny i teorii strun, chłopak wypalił raptem z pytaniem:

– Stary, załóżmy, że masz 60tys zł. Musisz kupić auto na firmę, nówkę, żeby nie było żadnych problemów.  Co bierzesz?

W sumie zastanawiałem się nad tym niejednokrotnie, ale trochę pod innym kątem. 60 tysięcy to już całkiem niesłaba kasa, można by było kupić za to całkiem fajny samochód, np. jako bazę do latania bokiem, albo do ciasnych zakrętów. I tutaj mam mnóstwo różnych faworytów, aczkolwiek EVO IX za taką kasę się jeszcze raczej nie kupi… tak samo będzie z BMW 6 E24. Ale na przykład taka Acura Integra albo Honda S2000 (miłość czasów młodzieńczych) to już nie był by taki wielki problem. 60tys zł daje dość duże pole manewru, tak przy kupnie, jak i potem w trakcie ewentualnych przeróbek. Ale tylko, jeśli nastawiasz się na auto używane.

Ale żeby nowe auto za takie pieniądze kupować? Tutaj sprawa się już trochę komplikuje. Jak dla mnie, to są 2 wyjścia: albo kupujesz auto klasy B, ale dopieszczone i z niezłym silnikiem, albo bierzesz auto kompaktowe, które jest większe, ale wyposażenie i napęd mogą być gorsze. W tym drugim wypadku pozostaje więc liczyć na jakieś fajne zniżki itd. Inaczej się nie da.
To 60tys zł to jest taka właśnie niewygodna kwota, przy której nie wiadomo co zrobić. Gdyby się miało 50k, to sprawa prosta, bierzesz małe auto. A mając 70k, to też się zbytnio nie zastanawiasz i szukasz jakiegoś auta kompaktowego. A ten mi rzucił 60k. Bądź tutaj mądry i wybierz rozsądnie.

No ale pytanie zostało rzucone, zacząłem więc grzebać w tej swojej mózgowej bazie danych. Mini SUVy odrzuciłem z biegu, sami wiecie co o nich myślę. Zresztą cenowo nie jestem pewien, czy by się zmieściły. Jak ostatnio zobaczyłem, że za nowe SX4 wołają nawet 110tys zł, to klepnąłem się w czoło. Serio? Za taką kasę można mieć Volvo V40.
Skupiłem się więc bardziej na autach klasy C, bo to już jakoś wygląda w sumie, zbiera się tez nie najgorzej, jest w czym (teoretycznie) wybierać. No ale tak: Honda za droga, francuskie modele też odstają od kryteriów cenowych, VW nie dość, że jest marnie wyposażony, to też trzeba słono wybulić, we Włoszech nie ma na co liczyć. No i mnie oświeciło, ‚piłeczka’ mi na głowę spadła. Taki trochę Pomysłowy Dobromir.

Kia Cee’d. Że co, źle, że koreańskie? A pamiętacie, jak japońskie marki próbowały zawojować europejski rynek? Jak każdy mówił, że to tylko jest bezawaryjne i znośnie wykonane, ale wygląda jak dupa zza krzaka? I jak się ludzie naśmiewali z tych aut? Ja trochę pamiętam. Z koreańskich też się naśmiewali. A teraz ni cholery nie mają ku temu powodu. Ja, osobiście, jestem zachwycony nie tylko samymi samochodami, ile też uporem, z jakim ta marka dążyła do odebrania klientów Golfowi. I odbiera z dziecinną łatwością. Zresztą popatrzcie na statystyki sprzedaży – Sportage jest najlepiej sprzedającym się samochodem na polskim rynku (!!!),

A teraz macie to 60tys zł i co? Kupicie gołego Golfa albo Astrę? Czy wybierzecie nową Kię Cee’d? Ja bym się nie wahał. Cee’d jest ładny…

 

…ma fajny, oryginalny grill (nos tygrysa? No kurde, genialne, szczególnie w wersji GT)…

 

…zgrabny tyłeczek…

 

…i w dodatku jeszcze jest mega ergonomiczny w środku. Nie no, co ja gadam, olać ergonomię, wiecie, że dla mnie ma to drugorzędne znaczenie. Ale tutaj człowiek się czuje zwyczajnie dobrze.

Siedziałem w nim kilkukrotnie. I za każdym razem byłem pod wrażeniem. Nie zgrzewam się, nie reklamuję, ja po prostu stwierdzam. Gdybym miał brać auto na firmę, mając taki budżet, nie mogąc brać nic używanego, to padłoby na Kię Cee’d. Cholernie dobre auto, nie tylko na pierwszy rzut oka. Na drugi, trzeci i dziesiąty też. Dammit, chyba do nich napiszę, że na testy bym chciał jakieś.

————————————————-

No to dojechaliśmy do Łodzi. Przemo w zasadzie nie miał wiele do gadania, ale coś tam jeszcze przebąkiwał, że on sobie sprawdzi, że ten Cee’d faktycznie fajny, no ale coś tam. A niech sprawdza, pytał o zdanie, to ja swoje powiedziałem. Ale żeby 60tys zł na nowe auto? Przekonany nie jestem.