Wyobrażam sobie, że projektując nowe Mini designerzy mieli mniej więcej taką rozmowę:
– No, w sumie. Tylko ten środek taki trochę tandetny i słabo wykonany nam wyszedł, ale co do reszty to muszę się z Toba zgodzić, Klaus.
– Ty, to skoro wnętrze nam nie wyszło, to coś trzeba z tym zrobić. Na co narzekali? Na zegary? To zróbmy zegary za kierownicą, wykonajmy to lepiej i będą zadowoleni.
– A co z budą?
– No nie wiem. Niech to auto urośnie. Dodamy trochę z przodu, trochę z tyłu, tutaj zaokrąglimy, tutaj napompujemy…
– I powiększmy światła bo są jakieś takie małe. Tak o 20%, powiedzmy.
– Wszystko powiększmy i zaokrąglijmy, to będzie ok…
A potem po wielu godzinach pracy i projektowania:
– Klaus ale to co na zewnątrz…
– Wiem, cicho siedź, może nie zauważą
– Czego, że wyszła nam napompowana, przerysowana i tandetna zabawka? Zepsuliśmy to co było dobre i koniec!
– Nie ma czasu już tego poprawiać, produkujemy!
Nie wiem jak Wy, ale ja to jednak zauważyłem. Wielkim fanem Mini nigdy nie byłem, ale mając swego czasu okazję przejechać się wersją Cooper S diametralnie zmieniłem swoje zdanie. Nie chodzi o marne wykonanie i o tandetne wnętrze, to można przełknąć w takim samochodzie. Ale to, jak to auto się prowadzi bije wszystko na głowę w swojej klasie. Zupełnie, jakby siedział w powiększonym gokarcie.
Dlatego co do nowego modelu mam wątpliwości. To auto urosło i to znacznie. Widać to na pierwszy rzut oka. Z pewnością więc też przytyło, co także jakoś dziwnie bardzo rzuca się w oczy.
Jeśli chodzi o wygląd to jest to już kwestia gustu, ale jak dla mnie, to auto z fajnego gadżetu zrobiło się jak chińska zabawka – połyskliwe, plastikowe i tandetne. Jest jakoś dziwnie obłe, co jeszcze bardziej potęguje wrażenie, że auto urosło o rozmiar. Światła są jak z większego o rozmiar modelu, maska i nadkola wyglądają jak po zabiegu botoksowym. A ja bardzo tego nie lubię.
A z drugiej strony wnętrze wyglada tak, jakby spędzili nad nim 90% czasu projektowego. Jest podobne do tego w poprzednim modelu, nawet bardzo. Ale wszystko to, co było nie tak w poprzedniku, zostało zmienione: są zegary za kierownicą, są znacznie lepsze materiały, jest łatwiejsze sterowanie. Niby drobiazgi, ale robią różnicę, bardzo pozytywną notabene.
Do poprzedniego modelu można było mieć wiele zastrzeżeń, ale jedno się nie zmieniało – to auto ciągle w jakiś sposób można było powiązać z pierwowzorem. Mimo, że większe, to było zwarte, ciasne, twarde i dawało mega dużo frajdy. Tutaj niby wiele się nie różni – tylko parę dodatkowych centymetrów w każdą stronę, to niemal nic.
Ale punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Te parę centymetrów robi różnicę i to wcale niemałą. To po prostu jest już za dużo. Te dodatkowe parametry zwyczajnie zmieniły charakter auta z fajnego, lekko usportowionego modelu na zwykły, ale trochę droższy model klasy B.
Czy to auto odniesie sukces? Na 99% jestem pewien, że tak, inaczej by go nie wypuszczali na rynek. Czy się czepiam? Owszem i to pewnie dość mocno, jak to ja. W końcu też po to tu jestem, po to też piszę. Tylko denerwuje mnie, ze ledwo zdołałem się do jednego modelu przekonać, a Ci znowu wszystko zmieniają i to na gorsze. To na złość czy co?