Wiecie czego nienawidzę? Przez ostatnie dwie niedziele, kiedy pisałem poprzednie Poniedziałkowe Rozruszniki, musiałem się nie lada nagimnastykować by znaleźć jakieś w miarę akceptowalne nowości ze świata motoryzacji. Była posucha aż miło, każdy producent zaszył się w swoich pracowniach by stworzyć coś zaskakującego na Genewę, nie zostawiając w zasadzie nic ciekawego na te kilkadziesiąt dni pomiędzy salonami samochodowymi. Serio musiałem dużo szperać, by cokolwiek dla Was przygotować.

Teraz do Genewskiego salonu zostały niecałe 3 tygodnie i dosłownie zewsząd znowu zaczęły spływać przecieki, oficjalne premiery, niepełne informacje itd. Jest tego wszystkiego tak dużo, że mógłbym to spokojnie podzielić na trzy kolejne Rozruszniki, ale nie ma takiej szansy – za tydzień będzie pewnie podobnie, w kolejnym tygodniu znowu informacji będzie od groma, i tak aż do zakończenia Genewy, by potem znowu nastał spokój i błogie lenistwo. Nie ma miejsca na odpuszczanie.

Jak tu nie zwariować, cholery nie dostać? No ale dobra, nie ma co narzekać, bo po tym co pojawiło się w zeszłym tygodniu widać, że nadchodzący salon będzie najlepszym z ostatnich lat.

Ford Focus RS

W końcu takiej premiery na byle okazję się nie zostawia. Podejrzewam, że dla Forda jest to wizerunkowo premiera ważniejsza niż nieoczekiwana prezentacja zjawiskowego GT (pokazywałem go tutaj) i równie ważna, co premiera najlepiej sprzedającego się pickupa na świecie (dobra, w Ameryce, tylko tam ludzie pokochali te monstra) – F-150tki. W Europie natomiast RS jest zawsze tak samo wyczekiwany, jak… nie. Nie ma bardziej wyczekiwanego hot hatcha od Focusa RS. I zupełnie się temu nie dziwię.

Popatrzcie zresztą sami: doładowany 4-cylindrowiec o pojemności 2.3l, mocy 315KM i napędem na 4 koła. To nie jest w żaden sposób konkurencja dla Megane’a, Leona, czy GTI. To jest już ta półka wyżej, balansująca niebezpiecznie między ledwie akceptowalną jazdą drogową, a zupełnie pełnoprawną, ekstremalną jazda torową. To jest półka dla Golfa R, klasy A AMG, czy (do niedawna, niestety) Lancera EVO.

Jara mnie to auto. Nie lubię Fordów, ale RS to jakby nie Ford, to osobna marka. Jak sobie przypomnę tego zielonego RS400 to mam trochę ciarki na plecach i tak samo, choć nie tak mocno, mam z tym. Nie tak mocno z jednego powodu – elektroniki, wszędobylskiej, wścibskiej, niepotrzebnej elektroniki, która zawładnęła układem różnicowym, hamulcami, sprzęgłami w całym układzie przeniesienia napędu – dosłownie wszystkim. I to mi nie leży. Poprzedni RS, choć był nowoczesnym samochodem, to jednak taki purysta był, taki nieokrzesany sportowiec. Ten już nie jest, to jest już zbyt osaczone komputerkami, systemami itd.

 

Ferrari 488 GTB

Takie z pewnością nie jest Ferrari 488 GTB. Ferrari nigdy takie nie jest. Jasne, ma to swoje całe Manettino, ma te swoje systemy wspomagające, ale tutaj zawsze mam jednak to poczucie, że nie ma w tym żadnej przesady. Jest dokładnie tak, jak być powinno.

I choć ten model zastępuje w ofercie 458 Italię, to już na pierwszy rzut oka widać, że to tak naprawdę jest nawet nie tak do końca głęboki lifting tejże. Jest to raczej największa możliwa modyfikacja schodzącego ze sceny modelu, która ze względu na liczne zmiany została ostatecznie ochrzczona nową nazwą. Ale, przywołując klasyczne powiedzenie, po co zmieniać coś, co jest dobre? Jedynie lepsze jest wrogiem dobrego, więc pewnie takim tropem podążyli Panowie z Maranello i na bazie samochodu świetnego stworzyli jeszcze lepszy.

Lepszy pod każdym względem, bardziej bezwzględny, narowisty, taki jak zwierzę w ich herbie. Centralnie ułożone V8 z podwójną sprężarką powoduje, że moc silnika osiągnęła niebagatelne 661KM i 760Nm, z (jedynie!) 3.9l pojemności. Ładny wynik, podoba mi się. 3s do setki, 330 prędkości maksymalnej to tego wypadkowa, ale ważniejsze jest to, jak to auto ma jeździć – a podobno ma to być doznanie o wiele, wiele lepsze niż w przypadku Italii. O ile tak się w ogóle da.

Nowe Infiniti QX30

Doznania, tyle że wizualne, podobno też mają być całkiem ciekawe w przypadku nowego Infiniti QX30. I wiecie co? Nie mogę im na słowo nie uwierzyć mimo, że widziałem póki co tylko tył tego modelu.

Nawet mimo tego, że to jest SUV to jakoś automatycznie pałam sympatią. Czemu? To proste – zwyczajnie dawno nie widziałem, by jakaś marka obrała tak jasno konkretną drogę i ją sukcesywnie realizowała. Przy okazji każdego pokazanego prototypu mam nieodparte uczucie, że oni dokładnie wiedzą co robią, co chcą za jego pomocą osiągnąć i jak to będzie wyglądało w rzeczywistości, już na drodze. Że lepiej od Lexusa to pewne.

Mini Minor?

Tej pewności nie mam co do Mini. Generacja pierwsza zupełnie mi zwisała i powiewała, druga mi się nawet podoba, trzecia… jest zbyt nadmuchana, plastikowa, zabawkowa, dla mnie zupełnie niefajna. Nie ratuje tego ani nowy Clubman:

 

Ani aktualny Countryman, nie mówiąc o Pacemanie itd. To dla mnie wszystko jest zbyt sztuczne.

A teraz do tego wszystkiego dochodzi Mini Minor, ponoć tworzone wraz z Toyotą. Ja wiem, że jest to nawiązanie do przeszłości, że najmniejszy z rodziny Mini zwał się Morris Minor, ale… czy przypadkiem przywrócone do życia w 2001r Mini nie miało być właśnie odpowiednikiem Minor’a? To, z tego co kojarzę, miało być małe autko miejskie, takie właśnie jak poprzednik. A stało się teraz tak duże, jak np. nowe Clio, czyli dość pokaźne. Znalazło się więc miejsce dla czegoś takiego (to jest koncept o nazwie Rocketman, ale o to mniej więcej chodzi):

Historia zatacza więc krąg, znowu MINI stanie się odpowiednikiem 500-ki czy Twingo. Tylko, tak jak z całą resztą gamy, ja tego nie kupuję.