Mercedes od samego początku pozycjonowany był w segmencie samochodów luksusowych. Niezależnie od tego, jaką motoryzacyjną klasę poszczególny model reprezentował, można było mieć pewność, że splendoru nie zabraknie. Gwiazda na masce miała za zadanie gwarantować zupełnie nową jakość drogowych doznań.

Szczególnie z tym ostatnim bywało różnie. Klasa A – tzw. baby-Benz – na początku swej kariery miała w zwyczaju w zakrętach podpierać się lusterkami (w dosłownym tych słów znaczeniu), natomiast Klasa B… Cóż, nikt nie wie, po co powstała. Następna – C – jest jednocześnie pierwszą o tradycyjnych proporcjach, tradycyjnym wdzięku i tradycyjnych aspiracjach. Fakt bycia jednym z najbiedniejszych Mercedesów nie przeszkadza jej jednak przewyższać luksusem większości aut pozostałych marek.

Międzylądowanie W203

Historia C rozpoczęła się już w 1993 roku. Wówczas zadebiutował model W202 – wciąż kanciasty, a jednak wizualnie całkiem współczesny. Jego późniejsza popularność nie dziwiła nikogo. Przetrwał w końcu osiem lat ciągłej produkcji zanim w ogóle zaczęto zastanawiać się nad jego następcą. I ten ostatni nadszedł w 2000 roku i… nie miał zupełnie nic wspólnego z poprzednikiem. Wygląda świeżo i nowocześnie, w żaden sposób nie zdradzając swojego wieku.

Na rynek trafiły trzy wersje nadwozia C-Klasse: klasyczny, 4-drzwiowy sedan W203, 5-drzwiowe kombi T-Modell (S203), a także egzotyczny nieco 3-drzwiowy liftback Sportcoupe (CL203). Ostatni – z oczywistych względów – był najkrótszy, mierząc „tylko” 434,3 cm. Długość sedana i kombi osiągała co najmniej 4,5 metra w zależności od wersji (452,6-461,1 dla sedana oraz 454,1-462,6 cm w kombi). Produkcję uruchomiono w trzech miejscach – dwóch fabrykach w Niemczech, a także w… RPA.

Kanapa z kierownicą

Zawieszenie w W203 dowodzi, że model ten to na pewno Mercedes. Z przodu zastosowano wahacze poprzeczne i takie też stabilizatory, a także amortyzatory teleskopowe. Z kolei z tyłu za komfort odpowiada oś wielowahaczowa. W konsekwencji nikt nie mógł zarzucić C-Klasie jakiejkolwiek niewygody. Dobrze wyciszone wnętrze, skórzane fotele, automatyczna klimatyzacja i cały szereg innych udogodnień dodatkowo umilały jazdę.

Deska rozdzielcza w Mercedesie W203 nie do końca licowała z wizerunkiem statecznej limuzyny – niemieckiego standardu. Była bardzo nowoczesna, a przy tym jakby zaczerpnięta z pojazdu o zupełnie innym charakterze. Li tylko drewniane wstawki – pod względem wizualnym, oczywiście – świadczą tu o najwyższych aspiracjach producenta. Średnie to połączenie.

Plecak odrzutowy

Tym, na czym Mercedes nigdy nie oszczędzał, jest swoboda wyboru. I tak w przypadku W203 klienci otrzymywali niemal trzydzieści różnych wariantów napędowych – od horrendalnie paliwożernych jednostek benzynowych (naturalna konsekwencja niemałej przecież wagi Mercedesa), po stateczne, ale czasem i statyczne diesle, bóle niekończącego się przyspieszania rekompensujące niskimi kosztami eksploatacji. Wisienką na torcie jest z kolei 5,5-litrowy silnik benzynowy. Nie rozwiercone przez AMG 3,2 l, ale właśnie 5,5 o naturalnie wydobywanych 376 koniach mechanicznych mocy i powalających 510 Nm maksymalnego momentu obrotowego. Dopracowany przez AMG diesel – 3,0 CDI – mimo iż oferował 30 Nm więcej, to nie dawał AŻ TAK dobrych osiągów.

Niemieckie pragnienia

Radosna jazda Mercedesem C W230 kończy się jednak zawsze w ten sam sposób – debetem na koncie. W wypadku najpopularniejszej jednostki benzynowej – 1,8 Kompressor i mocy 163 KM – liczyć trzeba się ze średnim spalaniem rzędu co najmniej 10 litrów. Silniki tej samej pojemności, ale pozbawione kompresora pozwalają zaoszczędzić najwyżej litr benzyny. Nie jest to zatem opcja ekonomiczna, a zwłaszcza w czasach, gdy coraz częściej mówi się o tym, jakoby ceny bezołowiowej sięgnąć miały nawet 6 złotych. I to jeszcze – odpukać! – w tym roku.

Na przeciwnym krańcu skali znajduje się 115-konny wariant 2-litrowego silnika wysokoprężnego CDI. W jego wypadku nie jest niczym szczególnym uzyskać wynik spalania na poziomie 6-6,5 litra oleju napędowego na 100 kilometrów. Faktem jest jednak, że jednostka ta kiepsko radzi sobie z masą Mercedesa, stąd też na rynku wtórnym dużo łatwiej o nieco większy silnik – 2,2 CDI i 143 KM. Jego spalanie sięga 7-7,5 litra. To wciąż wartości stosunkowo łatwe do zaakceptowania (dla porównania 231-konny wariant AMG 3,0 CDI potrzebuje co najmniej(!) 10 litrów ON).

Jakość Mercedesa

Dość często mówi się, że Mercedesy to auta bezawaryjne. Z drugiej strony krąży anegdota, w świetle której dwa rzeczywiście bezawaryjne modele doprowadziły niemiecki koncern na skraj upadku. I to ostatnie Mercedes chyba nawet za mocno wziął sobie do serca, bo W203 trapią liczne usterki. Usterki i – co gorsza – uciążliwe błędy konstrukcyjne. Drobne, ale – zaniedbane – mogące przerodzić się w doprawdy groźną dla pojazdu awarię. Co gorsza, w większości wypadków mechanicy – nawet ci z ASO Mercedesa – kiepsko radzą sobie z naprawami. Albo, również prawdopodobne, dobrze poradzić sobie nie chcą.

Odstraszają ceny części oraz ceny przeglądów. Również sama „robocizna” – z racji wizerunku marki – do tanich nie należy. I niech nikogo nie zwiodą powiedzenia „stać cię na zakup, to stać się i na naprawy”. Owszem, ale na co komu ekskluzywna limuzyna, która większość żywota spędzić miałaby w warsztacie? Zakup W203 polecany jest przede wszystkim osobom, które przyjaźnią się z dobrym specjalistą od Mercedesów. Takim, który wiedział będzie, jakie drobiazgi (za ceny kilkudziesięciu do stu złotych) wymienić zawczasu, aby zapobiec katastrofie i wydatków sięgających kilku, a może i kilkunastu tysięcy. Euro, oczywiście.

To wszystko jednak pryszcz w zestawieniu z korozją. Tak luksusowe auto jak Mercedes rdzewieć nie ma prawa. W praktyce jednak okazuje się, że mało który egzemplarz rdzawych nalotów jest pozbawiony. To wyjątkowo uciążliwa przypadłość bowiem dotyka nawet modeli kilkuletnich. Garażowanych! A to nie za dobrze licuje z wizerunkiem „gwiazdy motoryzacji”.

W cenie złota

Do W203 można mieć sporo zastrzeżeń, ale też nikt temu akurat modelowi Mercedesa nie odmawia całego szeregu pozytywów. Czy to jednak racjonalny argument, aby wysupłać co najmniej 25-30 tysięcy złotych za pojazd już ponad dziesięcioletni? Można by się zastanowić, szczególnie że większość egzemplarzy już teraz ma za sobą astronomiczne przebiegi. I choć jakości wysokoprężnym silnikom Mercedesa odmówić nie można, to jednak zakup samochodu z przejechanymi 300 tysiącami kilometrów – zwłaszcza za taką cenę – wiąże się z dużym ryzykiem.

Tym samym potwierdza się poniekąd opinia, jakoby zakup Mercedesa opłacalny był tylko w salonie.