Najbardziej luksusowy samochód to dostojny Rolls-Royce? A może Bentley ze sportowym zacięciem? Ani jedno, ani drugie. W wyobraźniach wielu miłośników motoryzacji na najwyższym stopniu podium pozostaje dogorywający obecnie Maybach. Samochody legendarnej firmy, która od 2002 roku należała do koncernu Daimler AG, na całym świecie utożsamiane były z bogactwem najwyższego rzędu.

Nie zawsze jednak – jak w Polsce za sprawą pewnego zakonnika – kojarzyły się pozytywnie. Kosztowały jednak krocie, a w wyposażeniu podstawowym oferowały więcej niż można by sobie wyobrazić. Problem w tym, że produkcja Maybachów okazała się całkowicie nieopłacalna i 2012 pozostanie ostatnim rokiem wytwarzania tych fantastycznych samochodów. Ich miejsce zajmie – nazywany przez niektórych S-Bachem – Mercedes Klasy S. Znacznie bardziej popularny i tysiąckroć lepiej się sprzedający.

57, mniejszy z braci Maybachów, zadebiutował w 2002 roku. Liczył sobie 5,7 metra długości. Ważył ponad 2700 kilogramów. Nierzadko epatował dwukolorowym nadwoziem, a o jego wyposażeniu co bardziej pragmatyczni poeci pisali wiersze. Kosztował niebagatelne 1,5 miliona złotych, co dla jednych stanowiło kwotę nieosiągalną. Dla drugich równowartość dziennego zarobku. Dlaczego więc Maybach 57 sprzedawał się tak źle? Przecież nie o pieniądze chodziło – na samochody tej firmy decydowali się zawsze tylko najbogatsi, z lubością powtarzający wyświechtaną frazę “pieniądze nie grają roli”. Trudno powiedzieć, w czym rzeczywiście tkwił problem. Prawdopodobnie – we wszystkim po trosze.

Maybach 57, w odróżnieniu od swojego starszego, większego brata, stworzony został tak, by właściciel mógł cieszyć się nim zarówno zza kierownicy, jak i z tylnego siedzenia. Była to swoista odmiana, do tej pory wydawało się, że do Maybacha wprost nie wypada wsiadać bez osobistego szofera w liberii. Jak przekonać multimilionerów do zakasania rękawów i poprowadzenia samochodu samodzielnie? Wystarczy sprawić, by ważąca prawie trzy tony limuzyna do 100 km/h rozpędzała się w… 5 sekund. Średnie spalanie, deklarowane przez producenta na poziomie 16,5 litra, spokojnie włożyć można pomiędzy najbardziej odrealnione bajki. Pytanie, “ki diabeł” siedzi pod maską?

Maybach 57

W podstawowej wersji – choć to kuriozalnie brzmi – Maybacha 57 napędzało 5,5-litrowe V12 z podwójnym doładowaniem. Potworna konstrukcja ta przygotowana została do osiągania nawet 550 koni mechanicznych mocy i uzyskiwania momentu obrotowego sięgającego 900 niutonometrów. Prędkość maksymalną ograniczono do 250 km/h, które na liczniku pojawia się w… czasie potrzebnym na przeczytanie tego zdania. Do zatrzymania rozpędzonego Maybacha wykorzystywano elektro-hydrauliczny układ hamulcowy o wdzięcznej nazwie Twin-Sensotronic Brake Control. Nad tym z kolei, aby żadna nierówność pokonywanej drogi nie odbiła się na komforcie siedzących w limuzynie pasażerów, czuwa pneumatyczne zawieszenie Airmatic DC. Ale standardowa wersja to blotka przy 57 S.

Maybach 57 S

Oznaczenie S odwołuje się do wersji Special, nad której przygotowaniem czuwał zespół specjalistów z AMG. Pod maską Maybacha 57 S znalazła się więc ichnia konstrukcja – 5980 centymetrów sześciennych pojemności skokowej, dwanaście cylindrów w układzie V i 550 koni mechanicznych dzięki dwóm turbosprężarkom. V12 Biturbo od AMG pozwała na rozpędzenie niemieckiej limuzyny do 100 km/h w dokładnie 5 sekund. Do 200 km/h – w 15,8 sekundy.

Maybach 57 SV12

Jakby tego było mało, stworzono również wersję 57 SV12, w której z kolei palce maczali artyści firmy Brabus. W tym wariancie silnikowi przybyło kolejne 0,3 litra pojemności. Maybach 57, 57 S i 57 SV12 różniły się w niewielkim stopniu także wyglądem. Z każdą kolejną modyfikacją starano się sprawić, by samochód z zewnątrz wyglądał nie tylko luksusowo, ale również sportowo i agresywnie. Na ile na tym polu osiągnięto sukces, pozostaje dyskusyjne.

Wyposażenie

Wymienienie wszystkich opcji wyposażenia dostępnych w Maybachu nie jest możliwe. Rozpoczynają ją 15-calowe ekrany ciekłokrystaliczne, schładzane barki, o elektrycznie sterowanych i wyposażonych w funkcję masażu fotelach z pamięcią ustawień nie trzeba nawet wspominać. Kupujący otrzymywali przywilej wyboru stosowanych w środku materiałów. Dostępne były zróżnicowane gatunki naturalnego drewna i naturalnej skóry. Za oprawę muzyczną podróży odpowiadał najwyższej klasy system 21 głośników, które uzupełniał wzmacniacz o mocy 600 W. Ogrom pracy włożono w wyciszenie przedziału pasażerskiego 57 – nad wyeliminowaniem odgłosów z zewnątrz czuwają między wieloma innymi podwójne szyby, pomiędzy warstwami których włożona została specjalna folia, która dodatkowo tłumi dźwięki.

Szkoda tylko, że nikt nie chciał Maybachów kupować.

Jeszcze tylko przez kilka miesięcy produkowane w niemieckim Sindelfingen samochody były istnymi arcydziełami sztuki, choć przyrównywanie Maybacha 57 do Mona Lisy nie ma sensu. Wybranka Leonarda da Vinci jest po prostu śmiesznie mała. Maybach – przynajmniej pod względem rozmiarów – to klasa Tratwy Meduzy, innego wielkiego dzieła francuskiego malarstwa.

I dzisiaj zakup Maybacha na rynku wtórnym to dość rzadka sprawa, choć – trzeba przyznać – wcale nie niemożliwa. Pod warunkiem, rzecz jasna, że dysponuje się na przykład 200 tysiącami dolarów na egzemplarz z 2006 roku wystawiony na aukcję w Stanach Zjednoczonych.