Wcale nie zamierzam ukrywać, że pasjonuje mnie tzw. auto detailing. A właściwie patrzenie nań – przywracanie dwudziestoletnich i starszych samochodów do stanu salonowego to nie lada wyzwanie. Nawet samym patrzeniem można się zmęczyć.
Faktycznie – czyste auta na polskich drogach należą do rzadkości. Fanatycy „kosmetyki” próbują stan ten zmienić, w związku z czym – jak przystało na prawdziwych zboczeńców – czyszczą swoje samochody co drugi dzień. I to wtedy, kiedy nie mają humoru. Bo jeśli ten im dopisuje, potrafią zasnąć w wiadrze wody (z 0,000000085467-procentowym roztworem środka @#$%^&$#). Swoją drogą z wiadrami też jest interesująca historia – na jednym z forów detailingowych toczy się zacięta dyskusja na temat „czy wiadro z Castoramy jest lepsze od wiadra z Praktikera”. Emocje sięgają zenitu, a dyskutanci omal się nie pobili. Na firmowe gąbki, oczywiście.
Jakie wnioski?
- Myjnia automatyczna to zło.
- Myjnia ręczna to zło jeszcze większe.
- Myjnia samoobsługowa to amatorstwo.
- Jeżeli środki do mycia w dalszym ciągu mieszczą ci się w garażu, znaczy że nie masz jeszcze 90% >>najpotrzebniejszych<< rzeczy.
- Zielone szmatki lepiej czyszczą niż białe.
- Do zabezpieczenia lewej klamki KONIECZNY jest inny środek niż do prawej.
- Kupę mewy zmywa się inaczej niż kupę gołębia.
- Jeśli poświęcisz tydzień na nabłyszczenie opon, przez pierwsze dwadzieścia sekund jazdy będą ładnie wyglądały.
- Jeżeli pod 1000-watowym halogenem nie widzisz skaz na lakierze, użyj 100000-watowego.
- To nieprawda, że ludzie uważają cię za wariata, kiedy ósmy raz dziennie myjesz lewe nadkole. Oni po prostu zazdroszczą.
I kiedy tak przyglądam się tym mądrościom nachodzi mnie poważna ochota, aby odnowić swój samochód. Następnie czekam aż ochota mi przejdzie – to działa. Ale tym razem chyba się wysilę – może wytrzepię piasek z dywanika. Idą przecież święta.