Podobno właścicieli Jeepów obowiązuje niepisana zasada „o spalaniu się nie rozmawia”. Nie bez powodu zresztą. Ale co trzeba mieć w głowie, żeby w XXI wieku, w czasach szalejących cen paliw i wojujących ekologów kupić sobie Wranglera TJ (II generacji)? Z pewnością dużo fantazji!
Próba wytłumaczenia decyzji o zakupie racjonalnymi argumentami z góry skazana jest na porażkę. Nie ma absolutnie żadnych powodów, dla których jakikolwiek zdrowo myślący Europejczyk miałby kupić sobie Jeepa, a już w szczególności tego właśnie przedstawiciela marki, Wranglera. Faktem jest jednak, że samochód ten cieszy się w Europie dość dużą popularnością. Dlaczego? Pokolenie McGyvera nie ma najmniejszych wątpliwości.
Jeep Wrangler, szczególnie pierwszej generacji, to legenda. Jeden z najbardziej znanych symboli amerykańskiej wolności rozumianej na romantyczny sposób – wiatru we włosach i braku zmartwień. Nic, doprawdy nic dziwnego w tym, że wiele osób mniej czy bardziej świadomie marzy o realizacji tejże wizji. Dlaczego jednak sięgają po nowszą generację Wranglera, TJ? Cóż… najwyraźniej rozpaczliwy krzyk rozsądku robi swoje. Rzeczywiście – Jeep Wrangler produkowany w latach 1997-2006 ma wciąż klasyczny wygląd, ale nieobce są mu nowoczesne rozwiązania, pozwalające na w miarę bezproblemową eksploatację także poza amerykańską Route 66.
A dlaczego nie najnowsza wersja? To proste – by stać się legendą, samochód potrzebuje czasu. Po drugie – z końcem produkcji TJ, a przed początkiem JK przebiega granica pomiędzy terenówką a SUV-em.
Smaki
Surowy wygląd, konstrukcja oparta na ramie, dwa charakterystyczne przednie reflektory okrągłego kształtu i absolutny fenomen, podkreślający niepodważalną męskość Wranglera – wyraźnie widoczne zawiasy po zewnętrznej stronie karoserii. Wnętrze określić można jednym słowem – spartańskie. Żadnych zbytków, żadnych dodatków. Trochę miejsca z przodu, prawie w ogóle w drugim rzędzie. Komfort? Co kto lubi… Ważniejsze były walory terenowe – wzmocniony reduktor, blokada mostów, minimalne zwisy i zwarta bryła nadwozia (jedynie w przedłużonej wersji z końca produkcji Wrangler przekroczył 4 metry długości).
Dwoje drzwi, cztery miejsca siedzące (choć dwa z tyłu najbardziej przypadną do gustu osobom po amputacji kończyn dolnych) i 252 litry pojemności bagażni(cz)ka. Do tego zaledwie 57 litrów w baku, czyli – w wypadku Wranglera – dokładnie tyle, co nic. Ponadto 3-4-stopniowa automatyczna skrzynia biegów lub ręczna (5 lub 6 przełożeń).
Smoki
W porównaniu do dzisiejszych ekologicznych wynalazków silniki Wranglera przypominają jaskiniowca biegającego z maczugą naokoło baobabu i drącego się wniebogłosy. Rzędowe „czwórki” oraz „szóstki” rzeczywiście nie odznaczają się szczególną kulturą pracy. Ani oszczędnością. Ani jakimkolwiek innym umiarem. I na tym polega ich urok. Zasadniczo dostępne były trzy jednostki – 4-cylindrowe 2,4 oraz 2,5 l, jak również 6-cylindrowe 4,0 l. Oferują od 121 KM (2,5 l), przez 147 (2,4), aż po 178-192 KM (4,0).
Spalanie – przyzwoitość wymaga wspomnienia – rozpoczyna się wartościami rzędu „-nastu” litrów benzyny na 100 km. W przypadku słabszych wersji 14 litrów oznacza „jest pięknie!”. Najmocniejszych – zbliżenie się do 18 litrów oznacza nadzwyczaj dobry dzień, ewentualnie długą jazdę z górki (najlepiej przy wyłączonym silniku).
Jeep Wrangler TJ nie jest w żadnym razie demonem prędkości. Mimo pokaźnej mocy i 318 Nm (w najmocniejszej wersji) sprint do „setki” trwa nieco ponad 9 sekund, a prędkość maksymalna osiągana jest już przy 170 km/h (do której samo zbliżenie się oznacza igranie ze śmiercią). Swoje robi ciężar – niemal 1500 kilogramów. Zatrzymanie rozpędzonego Jeepa ułatwiają wentylowane tarcze hamulcowe z przodu i bębny z tyłu, niezbyt wydajne notabene rozwiązanie.