Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem trailer do filmu NFS, miałem mocno mieszane uczucia. Wiadomo, filmy na podstawie gier nigdy nie święciły niesamowitych tryumfów na srebrnym ekranie, nawet, jeśli pierwotna fabuła wydawała się być niezłym materiałem na przyzwoity scenariusz. Pomijając Tomb Raider albo w miarę znośny Silent Hill, niewiele filmów opartych na grach było w stanie przynajmniej wyjść na zero.
Trudno więc było mi przypuszczać, że z filmem Need For Speed będzie inaczej, o czym swego czasu dałem wyraz w jednym z wpisów. Od dawna już dobre samochody nie są receptą na sukces w kinie, nawet tym sensacyjnym balansującym na granicy kina klasy ‘b’. Mimo wszystko trzymająca się kupy fabuła jest ważna, a jaką w końcu fabułę może zaproponować gra, która nigdy na niej nie była oparta? Oczywiście, przewijały się jakieś historyjki, ale nigdy nie miały one większego znaczenia dla rozgrywki – liczyło się tylko to, by było szybciej, mocniej i efektowniej, arcadeowa zabawa w czystym wydaniu. Trailer, pomimo kilku szybkich i efektownych scen, też mnie specjalnie nie nakłaniał do pozbycia się wątpliwości:
Nie, to nie mogło się udać. Sama marka znanej gry i parę luksusowych samochodów nie mogły wystarczyć, aby stworzyć zjadliwy film. Z poczucia obowiązku i ciekawości poświęciłem jednak piątkowe późne popołudnie i poszedłem do kina.
Jednak się nie myliłem – Need For Speed
Od razu zaznaczę – uprzednio miałem rację. NFS to wyjątkowy gniot, pod niemalże każdym względem. Nie jest mi żal tych wydanych 19zł tylko dlatego, że być może uratuję tą recenzją kilkusetkrotnie więcej wydanych złotówek, które można spożytkować w znacznie lepszy sposób. Nie wspominając o uratowanym czasie, który niechybnie byście na tym filmie zmarnowali. Innych plusów tego seansu nie znajdę, bo ich zwyczajnie nie ma.
Fabuła
Nie udało się jej uratować. Nie było jej w grze, nie ma jej tutaj. Jakiś zamysł co prawda był, bo wyczułem tutaj połączenie trzech z ostatnich NFSów: była jazda oldschoolowymi samochodami (Camaro, Pontiac GTO) charakterystyczna dla min. Shifta, była droga przez całe stany tak jak w części ‘Run’, pojawił się też szeroki motyw policyjny znany z (najlepszej notabene) części Most Wanted oraz Hot Pursuit. Pomieszanie tych historii z motywem zabójstwa, więzienia i bogatych kierowców dało jednak wybitnie niestrawny scenariusz, czego nie dało się naprawić przez cały film.
Samochody
NFS to mimo wszystko jednak głównie samochody i to one miały być najważniejsze. Nie ukrywam, że co do reszty to słabego poziomu się spodziewałem, ale samochody miałem nadzieję, że będą na poziomie. No i niby są ok: są mocne, niebrzydkie, drogie, ale także tak przyziemnie oczywiste, że aż żal dół pleców ściska. Veyron, Seleen S7, Koenigsegg Agera, MacLaren P1. Tylko Aventadora albo jakiejś Ferrarki tutaj brakuje żeby było jeszcze bardziej przewidywalnie. Jedynym, pozytywnym zaskoczeniem było dołożenie do tego bladego zestawienia Lamborghini Sesto Elemento. Cudowne, totalnie unikatowe auto, które teoretycznie mogłoby zostać pożarte przez te wyżej wymienione, ale, co potwierdził Top Gear, na torze nie ma sobie równych. A poza tym Elemento zwyczajnie genialnie wygląda. Czuć włoską rękę.
Gra aktorska
Zastanawiałem się, czy nie ominąć tego akapitu, bo dziwnym trafem na klawiaturę cisnęły mi się wyjątkowo nieprzyzwoite słowa, ale niech będzie. W przypadku NFS nie ma co mówić o grze aktorskiej, bo ona nie istnieje. Jeśli uważacie na podstawie Breaking Bad, że Aaron Paul jest dobrym aktorem, to uczulam Was – ten film pokazuje coś zupełnie innego. Jego gra mimiką twarzy, szczególnie przy skupieniu w jeździe, wywołuje głównie śmiech, tak samo jak specjalnie pogrubiony głos. No i to jego kilkusekundowe oglądanie się za siebie przy 350km/h i pozycja za kierownicą a’la babcia Stefcia, która jeździ przylepiona do kierownicy.
A i tak chyba wypada on najlepiej ze wszystkich, bo aktorzy drugoplanowi mogliby być zastąpieni przez byle Ferdków z ulicy i różnicy by nie było.
Złotą Malinę natomiast w przyszłym roku na bank zgarnie Michael Keaton. Jeśli tak nie będzie to zwątpię w kinematografię. Najgorsza rola, jaką widziałem.
Podsumowanie
Nie traćcie pieniędzy, nie traćcie czasu, nie idźcie do kina. Jak się uprzecie, to potem sobie gdzieś zobaczycie w Internecie, ale to też będzie strata czasu. Po prostu odpuście, jeśli nie jesteście fanami serii. Jeśli jesteście, to obejrzycie jedynie z sentymentu i będziecie mocno zawiedzeni. Need For Speed’owi nie pomagają przyzwoite ujęcia i efekty specjalne. Dźwięki silnika, chociaż dobrze nakręcone, też są kroplą w morzu niedociągnięć. Ten film jest zły. Bardzo zły. Aktorstwo, samochody, fabuła, teksty (co za suchary były), wszystko jest poniżej krytyki.
Pójdźcie lepiej na spacer, ładnie jest na zewnątrz.