Zaraz zima, dzień coraz krótszy, przynajmniej przez najbliższe niemal półtora miesiąca. Wstajesz rano – ciemno. Wracasz popołudniu – ciemno. Idziesz spać – ciemno, co w sumie nie jest aż tak dziwne, ale powiedzmy, że się wpisuje w konwencję. A jak nie ciemno to szaro. I tak w kółko. Nocną jazdę lubię, no ale bez przesady, nie za dnia. Trochę mi się więc rzeczywistość zaciera i nawet jeśli wiem, że zgodnie ze wskazówkami zegarka jest dzień, to mój organizm mówi mi zupełnie coś innego. Jak tylko zaczyna się robić chłodniej, ciemniej i generalnie gorzej, zaczynam wchodzić w stan swego rodzaju letargu, a moje zapotrzebowanie na bodźce pobudzające rośnie w zastraszającym tempie. 3 mocne kawy dziennie to absolutne minimum.

 

A teraz wszędzie dookoła trąbią, że zbyt dużo kawy nie można pić, że żołądek na tym cierpi. No dobra, skoro tak badania mówię, to niech tak będzie, ale przepraszam bardzo, jak ja mam sobie niby poradzić? No właśnie, to jest w sumie dobre pytanie.

Jak się pobudzić

Zacząłem więc na sobie testować różne sposoby i specyfiki. Te ogólnodostępne, oczywiście. Zasady zawsze były takie same:

Ver1.  Wyjazd około 7.30 rano, totalna szarość poranka, trochę zaspany, ale bez   zarwanej nocki.

Ver2.  Jazda koło godziny 16tej, jeszcze za dnia wyjazd, dojazd na miejsce po zmroku,      czyli dla organizmu po dniu pracy dość wymagające warunki, ale nie na      totalnym zmęczeniu.

Czyli zawsze na jakimś tam znośnym zmęczeniu.
Trasa też taka jak zwykle, idealna do testów rozwiązań praktycznych (tak jak z tą produktywnością, pamiętacie): Łdz – Wwa – Łdz. Prosta jak drut, szybka, niewymagająca wielkiego skupienia, można pokombinować.

Po małym researchu dostępnych możliwości, sposobów i substancji wytypowałem kilka, które, moim zdaniem, nadawały się do użycia w trasie. Więc raczej 30-minutowego biegania po śniegu tutaj nie znajdziecie, mimo, że otrzeźwia jak mało co (wierzcie mi na słowo). Chyba, że staniecie gdzieś na jakimś MOP’ie, ale i tak nie polecam. Więc co tak naprawdę działa, kiedy siedzisz za kółkiem i czujesz się śpiący?

Jak nie zasnąć za kółkiem: sposoby

O tej porze roku lepiej też sobie odpuścić otwieranie szyb. Nie dość, że przy większej prędkości powietrze dudni jak cholera, to jeszcze łatwo się zawiać i złapać grypę czy inne przeziębienie. Nie warto, wiem to z autopsji. Myślicie, że czemu biorę właśnie antybiotyk?

Możecie też spróbować pokombinować z muzyką. Jak tylko powieki zaczynają ciążyć, miejcie na podorędziu pena z jakąś muzyką, o której wiecie, że was pobudza. Albo, jeszcze lepiej, niech to będzie muzyka, która was wkurza. Tak, że macie ochotę wyrwać kierownicę i pena wyrzucić przez okno. Ta druga opcja jest co prawda dla hardkorów, ale działa. Jakieś techno, manieczki, tego typu sprawy mogą zrobić robotę. Ale mnie rozbudza np. Crystal Fighters:

Daje pozytywnego kopa, prawda? W moim wypadku heavy metal odpada, bo strasznie mnie uspokaja, ale może u was będzie inaczej. Ważne, żeby palce bębniły o kierownicę.

Ostatnia rzecz, na jaką wpadłem, jeśli chodzi o zachowanie, a nie substancje, jest utrzymywanie odpowiedniej temperatury we wnętrzu. Niech nie będzie zbyt ciepło, bo to niemiłosiernie rozleniwia. Takie max 20 stopni wystarczy, żeby utrzymać koncentrację znacznie dłużej, niż przy np. 26 stopniach w kabinie.

No i ostatecznie, tak jak wspomniałem na początku, można zwyczajnie stanąć, przebiec się, przysiady jakieś zrobić. Ale skupmy się na tym, jak nie zasnąć będąc za kierownicą, a nie poza samochodem.

Jak nie zasnąć za kółkiem: substancje

Nooo, tutaj to pole manewru jest znacznie szersze.

 

Po pierwsze, oczywista oczywistość – kawa. Moja ulubiona, nie odstępująca mnie nawet na krok, kawa. Z tym że, no… chyba mój organizm się do niej przyzwyczaił. Jak nie wypiję, to faktycznie jest tragedia, ale jak piję drugą, lub trzecią, to mówiąc szczerze nie widzę różnicy. Te całe Kopiko i inne ‘kawy w cukierku’ to jeden diabeł, ulepek o wątpliwym smaku. Więc szukałem dalej.

Niestety, Yerba Mate odpadła na wejściu. Wyobrażacie popijać sobie z tykwy, przez bombillę, w trakcie jazdy? Ja też nie. Poza tym tykwa nie mieści się w uchwycie na kubki, więc to już zupełnie zły pomysł. No chyba, że zrobicie sobie normalnie w termosie, to proszę bardzo, działa niemal tak dobrze jak kawa.

 

Energetyki? Podobno działają. Na niektórych. Sęk w tym, że one bardziej pobudzają ciało, niż umysł. Więc możesz mieć oczy wielkie jak spodki, a mózg śpiący od pół godziny. Niestety. Ale na krótkim dystansie robią robotę, szczególnie, jeśli się je połączy z…

 

…czekoladą! Tak, sprawdziłem to jeszcze w trakcie podróży do Chorwacji. Energetyk + deserowa czekolada, najlepiej w wersji z chilli dają takiego totalnego kopa energii, że w nocy, po 8 godzinach jazdy i zażyciu tej mieszanki, bez problemu byłem w stanie kontynuować jazdę jeszcze przez 2 godziny. Do kolejnej porcji. Dobra sprawa, spróbujcie sobie jak będziecie mieli okazję.

Ze specyfikami jest jednak jeden, zasadniczy problem: jak przesadzicie, to zaczynają się problemy. W nocy ze snem, to jest efekt widoczny na pierwszy rzut oka. Może chcieć Ci się spać, ale po kofeinie, taurynie i całej innej chemii zwyczajnie nie zaśniesz. I kolejny dzień wyjęty z życia. A w dłuższej perspektywie to nie wiem, podobno trzewia nie wytrzymują.

Chyba lepiej się zwyczajnie wyspać. Bo czuję (tak, w tym momencie kaszlę), że to testowanie nie wyszło mi na zdrowie.