Wojna między Google, a Apple to już klasyka gatunku. Ilość spraw sądowych między tymi potężnymi firmami liczona jest dziesiątkach i obejmuje nie tylko USA, ale w zasadzie niemal każdy ważniejszy rynek dla każdego z producentów. Oczywiście wojna toczy się głównie w sferze oprogramowania dla telefonii komórkowej i każdy, nawet najbardziej błahy szczegół, który łączy obie marki automatycznie jest punktem sporu patentowego.
Pamiętam nawet próbę, w którejś jedna ze stron posądziła drugą o skopiowanie zaokrąglonych rogów ikonek w programach, który przez to rzekomo przypominał ‘pierwowzór’. O ile pamiętam nic z tego nie wyszło, ale pokazuje to skalę, w jakiej obie firmy ze sobą rywalizują. Raz wygrywa jedna, raz wygrywa druga, pieniądze latają z jednego konta na drugie i człowiek już się trochę w tym gubi. Gorzej jest chyba tylko w wojnie patentowej Apple z Samsungiem.
Jak się na to z boku patrzy to jest to nawet trochę (trochę?) idiotyczne i zalatuje zwykłą złośliwością, z której każdej ze stron wstyd jest się już wycofać, żeby nie stracić twarzy. Ale nie mnie oceniać słuszność decyzji poszczególnych CEO, ważne, by finalny sprzęt odpowiadał moim oczekiwaniom, co ostatnio wcale nie jest takie oczywiste.
Najwidoczniej jednak dział telefonów komórkowych zrobił się już trochę za ciasny dla obu producentów, ponieważ postanowili oni, niemal jednocześnie, zaatakować rynek samochodowy. Nie chodzi oczywiście o produkcję samochodów, a dostarczanie rozwiązań, które pomogą jeszcze lepiej połączyć telefony z samochodami, a przez to zwiększą łatwość ich użytkowania – oczywiście w czystej teorii.
Google vs Apple – bitwa o Twój samochód
W związku z tym Google stworzyło coś o nazwie Open Automotive Alliance. W przybliżeniu jest to grupa producentów (szerzej opisałem to tutaj, parę miesięcy temu), którzy połączyli swe siły, aby wprowadzić do samochodów komputery pokładowe oparte na systemie Android. Tak więc zamiast często żmudnej i nierzadko problematycznej standardowej komunikacji bluetooth będziemy mieli w przyszłości coś na kształt zrzutu ekranu telefonu na panelu środkowym. Czyli kalendarz, telefony, smsy, aplikacje, gry, nawigację – wszystko to, co normalnie mamy w telefonie. Brzmi dobrze.
Nie trzeba było długo czekać, by Apple ogłosiło podobny projekt nazywający się CarPlay. Zamiast jednak łączyć się w potężną grupę pod wezwaniem, Apple samo zaproponowało producentom w zasadzie identyczne rozwiązanie – zrzut swojego iOS (dla laików – system operacyjny iPhone’ów) na ekrany w samochodzie. Sami opracowali jak ma to wyglądać i faktycznie – to, co będziemy widzieć na ekranach naszych samochodów będzie niemal identyczne do tego, co mamy na mobilnych urządzeniach Apple.
Pewnie kwestią czasu jest, kiedy obie firmy zaczną skakać sobie do gardeł, skoro oba systemy są aż tak bardzo podobne. Nie to jednak powinno użytkowników samochodów martwić – te wojenki są widoczne bardziej na poziomie operacyjnym firmy niż w finalnych produktach, które dostajemy do naszych rąk. Martwi mnie coś zupełnie innego.
Czy ta wojna stworzy dwa motoryzacyjne obozy?
Oba rozwiązania pewnie podzielą ludzi tak samo, jak dzielą w telefonii komórkowej – są fani iOS i fani Androida. Jedni drugich do swoich racji nigdy nie przekonają, więc nie ma co gadać o wyższości jednego projektu nad drugim.
Warto jednak zauważyć, że obaj producenci zaczęli tworzyć swoje motoryzacyjne obozy. Niektóre marki pojawiają się w obu grupach, ale są też takie, które nastawiają się na współpracę tylko z jednym z nich. U Ferrari jeszcze jakoś może przejdzie mariaż z Apple, bo często dodają iPhone 5S w edycji specjalnej do zakupionych modeli, ale wyobrażacie sobie, żeby Skoda dodawała Samsunga S5 do każdej Fabii z dotykowym ekranem?
No ja też nie.
Więc czego się obawiam to fakt, że czasem użytkownicy nie będą mogli wybrać tylko pomiędzy samochodami, które bardziej im z jakiegoś powodu odpowiadają. Dodatkowym czynnikiem może stać się to, jaki telefon będzie kompatybilny z samochodem, który chcemy kupić.
Zmieniać telefon dla samochodu? Bez sensu.
Wybierać samochód zgodnie z posiadanym telefonem? Cholera, jeszcze gorzej.
Jedyną rozsądną opcją jest, by każdy producent mógł korzystać z każdego oprogramowania w zależności od wymagań klienta. Wolisz Apple? Ok, masz synchronizację z iOS. A może Android? Proszę bardzo, do usług.
W każdym innym wypadku zaczną się tworzyć problemy przy wyborze nowego samochodu i zwyczajnie klient nie będzie mógł wybrać modelu, który jest najlepiej dopasowany do jego potrzeb. A takie zawężenie kryteriów jest jak woda na młyn producentów i sprzętu telefonicznego i samochodów samych w sobie by sterować cenami i gratisami.
Obawiać można się jednego – nowego, niezdrowego podziału w motoryzacji
Ale aby oba systemy mogły być w każdym samochodzie, potrzebne jest nie tylko porozumienie między producentami samochodów, a Apple i Google. Podejrzewam, że wykupienie licencji w obu wypadkach będzie żadnym problemem. Ważniejsze jest, by to Google i Apple się dogadali w kwestii sprzętu, na którym miałyby być systemy postawione, bo póki co – w telefonach – ‘bebechy’ są inne i systemy inaczej się zachowują. Tak długo więc, jak nie będzie w tej kwestii porozumienia, tak długo motoryzacja stanie się polem bitewnym dla obu producentów. A My, kierowcy, będziemy w tym wszystkim królikami doświadczalnymi.