Myślę, że nie ma na świecie faceta (a może też dziewczyny?), który nie odwróciłby głowy, kiedy idąc chodnikiem usłyszałby tuż obok dudnienie potężnego silnika. To jest reakcja bezwarunkowa, taka sama jak w przypadku oglądania się za zjawiskową dziewczyną w zwiewnej sukience w gorący, letni dzień. Sorry drogie Panie ale nie możecie rugać swoich mężczyzn za coś takiego – to reakcja wpojona genetycznie przez wieki, na którą nie mamy wpływu. A póki facet jedynie doceni piękno, a go nie skonsumuje, to nie ma czym się przejmować.
Chociaż pewnie i tak wolałybyście, żebyśmy się odwracali tylko za samochodami, jeśli już musimy. To nawet nie ma znaczenia, czy ktoś jest fanem motoryzacji czy ma ją w głębokim poważaniu. Nie musi wiedzieć, czy jest to V8 Biturbo, czy może wolnossące V12. Wystarczy, że to brzmi tak, jak najlepsza symfonia Beethovena. Do tej pory jestem w stanie przywołać sobie dźwięk, jaki usłyszałem idąc przez Plac Trzech Krzyży w Warszawie. Cichy, gardłowy pomruk, który po sekundzie ustąpił miejsca wysokiemu, świdrującemu rykowi. Co mnie mijało? Lamborghini Gallardo LP570-4 Superleggera. Pal licho jak to auto wygląda, mnie podoba się w sumie średnio, ale dźwięk…
Poezja, majstersztyk, coś genialnego.Chyba jedynie Maserati Granturismo może się w jakikolwiek sposób równać z tym modelem. Oba brzmią zupełnie inaczej: Lambo jest bliżej do silników stricte wyczynowych, co słychać na bardzo wysokich obrotach, Maserati natomiast to symfonia głębokiego basu, którego dudnienie czuć w piersiach. Są zupełnie inne, ale także niepowtarzalne i trochę jakby… magiczne? Cóż, włoska szkoła.
A przecież to nie są w 100% samochody wyścigowe. Są szybkie, są mocne, są dość ekstremalne, ale jednak są dopuszczone do jazdy w mieście, a w takim wypadku także silniki muszą spełniać normy głośności. Niestety w takich żyjemy czasach, nie tylko spalanie, ale i dźwięk są trzymane w urzędniczych ryzach. Między innymi dlatego też ludzie chodzą na wyścigi F1. Nie chodzi tutaj tylko i wyłącznie o rywalizacją kierowców na torze, tutaj wszystko ma znaczenie dla oglądających. Myślicie, że gdyby to były ciche, elektryczne bolidy to ktokolwiek by się fatygował na tor? Skądże. Ten potworny ryk silników od zawsze był jednym z przyciągających elementów. Jeśli więc ktoś lubował się w dźwięku wysokoobrotowych silników (na przykład ja), to F1 było świetną okazją, żeby czegoś takiego posłuchać. Potem człowiek mógł chodzić głuchy przez tydzień, ale jakie to miało znaczenie. Najpierw nierówny, chrapliwy dźwięk V12 wypełniał uszy, by parę lat potem zastąpił go płynniejszy i wyższy zarezerwowany dla V10. Jeszcze sezon temu można było się zachwycać świdrującym wręcz V8, który szczególnie przy zejściu z obrotów zachwycał przerywanym głosem. Poniżej macie filmik z porównaniem wszystkich dźwięków.
I specjalnie nie wspomniałem o F1 V6 turbo. Powiedzcie mi, czy zwrócilibyście uwagę, gdziekolwiek, na taki odgłos? Odwrócilibyście się na ulicy słysząc coś takiego? Czy ten dźwięk jest w jakikolwiek sposób bardziej atrakcyjny od rozwierconego czterocylindrowca z pękniętym wydechem? Takie coś ma co drugie BMW, które przecież nigdy nie powalało na kolana pod tym względem, nawet przy silniku R6.
Dla mnie to brzmi jak domowy Electrolux. Witamy w erze Formuły Odkurzaczy.