Szybkie kabriolety doskonale prezentują się w amerykańskich serialach, w polskiej rzeczywistości spisują się jednak zdecydowanie gorzej. Szkodzi im w zasadzie wszystko, począwszy od klimatu, przez stan dróg, po sposób postrzegania ich właścicieli. I nawet jeśli w wielu wypadkach opinie te są krzywdzące, trudno uniknąć lekko kpiących spojrzeń, wjeżdżając na parking krwistoczerwoną Barchettą.

Fiat Barchetta nie ma nawet czterech metrów długości, nie ma też czterech siedzeń ani sztywnego dachu. Włoski producent poskąpił mu nawet silników – w ofercie znalazł się tylko jeden typ. Ale kabriolet z Turynu zgromadził niemałą grupę miłośników, nie tylko w Polsce. Dlaczego? Z jednej bardzo prostej przyczyny – dawał trudną do opisania radość z jazdy.

Mocarny silnik, napęd na tył i dym z opon na każdym zakręcie – to marzenie większości mistrzów wirtualnej kierownicy. Nie wszyscy, którzy w prawdziwym świecie kupują kabriolet, mają od razu sportowe aspiracje. Koniec końców brak dachu to przede wszystkim przyjemna podróż w promieniach słońca, a nie osiągi, które równie dobrze – a nawet lepiej – zaoferować mógłby pojazd dzięki dachowi i jego zamkniętej konstrukcji dodatkowo usztywniony.

Od 1995 roku

Produkcję włoskiego roadstera rozpoczęto w 1995 roku, ale model do Polski trafił dopiero sześć lat później. Po kolejnych trzech Włosi zaproponowali lifting. Zmiany objęły przede wszystkim pas przedni, ale i z tyłu dołożono dodatkowe światło stopu. Ostatecznie produkcję Barchetty zamknięto w 2005 roku, kiedy to najwyraźniej Fiat przypomniał sobie, że jego rolą jest jednak masowe tłuczenie pospolitych mieszczuchów, nie zaś roadsterów z charakterem.

Zwinny maluch

1,8-litrowej pojemności rzędowy silnik Barchetty napędzał przednie koła, 131 koni mechanicznych wystarczało swobodnie, by do 100 km/h samochód rozpędzić w mniej niż 9 sekund. Maksymalny moment obrotowy wynoszący 164 Nm Fiat osiągał przy 4300 obrotów na minutę. Prędkość maksymalna sięgała 200 km/h, jednak jazda z taką prędkością nie należała już do bezpiecznych. Barchettę “otulono” stosunkowo miękkimi blachami, ledwie 1056 kilogramów masy własnej także nie poprawiało sytuacji. Przy niższych prędkościach natomiast roadster prowadził się bez zarzutu.

A ojcem jego Fiat Punto

Wiele zawdzięczał swojemu pochodzeniu – sporo podzespołów, między innymi płyta podłogowa, pochodziły z Punto pierwszej generacji. Ze sportowej wersji tegoż auta – HGT – zaczerpnięto też silnik. To sprawia, że naprawy i wymiany elementów Barchetty nie przyprawiają właścicieli o bóle zębów. Niestety nie można tego powiedzieć o materiałowym dachu – zarówno wymiana poszycia, jak i okalających je uszczelek nie pozostanie bez znaczenia dla zasobności portfela miłośnika włoskich kabrioletów.

Małe i duże spalanie

Średnie spalanie, jakim legitymuje się Fiat Barchetta, to 9 litrów benzyny na 100 kilometrów. Wynik to przyzwoity, biorąc pod uwagę charakter pojazdu. Nieco gorszy, kiedy za odniesienie przyjmie się masę. Fiatowscy inżynierowie nie przyłożyli się do wyciszenia komory silnika, przez co (a może: dzięki czemu) pracę jednostki słychać bardzo wyraźnie. Efekt nie jest jednak męczący. Przeciwnie – skłania do częstszych redukcji i wprowadzania silnika na wyższe obroty. Sporadycznie na rynku wtórnym spotkać można egzemplarze Fiata Barchetta z instalacją gazową. W ich przypadku spalanie wynosi przeważnie ok. 10 litrów LPG/100 kilometrów. “Przepał” każdorazowo mocno uzależniony jest od stylu jazdy prowadzącego.

Mniej niż 10 tysięcy złotych

Niewielkiego roadstera z Turynu można dzisiaj kupić bez trudu za mniej niż 10 tysięcy złotych, tylko nieliczne egzemplarze wyceniane są na więcej. Na co trzeba uważać? Jak we wszystkich kabrioletach z materiałowym dachem, na stan poszycia. Wymiana jest droga, podobnie niemało kosztują uszczelki. Nie ma powodu martwić się o mechanizm składania i rozkładania dachu – w zasadzie dlatego, że takowego mechanizmu Fiat w ogóle nie zastosował. Założenie “czapki” wymaga rękodzielniczej interwencji.

Charakterystycznym problemem występującym w silnikach 1,8 są awarie elektrozaworu zmiennych faz rozrządu. Umieszczona w jego wnętrzu sprężyna ma w zwyczaju bolesne w skutkach zacinanie się – po którymś z kolei razie pęka, doprowadzając do tego, że tłoki zderzają się z zaworami. Kupując Barchettę, warto też rzucić okiem na stan nadwozia oraz zawieszenie.

Zasadnicze pytanie

Wśród małych i niedrogich kabrioletów wybór nie jest duży. Mazda MX-5 z dawnych lat boryka się z korozją, kosztując wcale niemało. Pozbawione dachu BMW E36 mimo napędu RWD niezupełnie odpowiada założeniom. Zbliżone charakterem do Barchetty Z3 kosztuje przynajmniej dwa razy więcej. Pytanie brzmi zatem nie “czy kupić Barchettę”, ale “czy przy tak ograniczonym budżecie w ogóle decydować się na kabriolet?”.