Trzeba być naprawdę spaczonym, by – mając Porsche – narzekać na osiągi. Jednak mając Panamerę, narzekać można na wszystko, poczynając od sugestywnego kształtu gargulca, a kończąc na… nie kończąc wcale. Wielu próbowało zmierzyć się z wyglądem niemieckiej superlimuzyny, ale żaden jeszcze śmiałek nie podołał wyzwaniu. I tam, gdzie to wydawało się już absolutnie niemożliwe, Porsche Panamera wyglądało nawet gorzej od oryginału. Trzeba przyznać, że to warte wspomnienia osiągnięcie.
Specjaliści edo competition stwierdzili z kolei, że nie będą babrać się w tym, w czym… babrać się nie lubią. Zostawili więc w absolutnym spokoju wygląd auta, a zajęli się mechaniką. Dodali bagatela 150 koni mechanicznych i 130 Nm (czyli, patrząc na same liczby, mogli równie dobrze włożyć pod maskę drugi silnik pochodzący z któregoś z dzisiejszych kompaktów). Efekty w każdym razie są co najmniej interesujące – 700 koni mechanicznych oraz 800 Nm maksymalnego momentu obrotowego przekładają się na przyspieszenie rzędu 3,5 sekundy do 100 km/h. Drugą “setkę” wskazówka prędkościomierza (gdyby Porsche nie stosowało tu elektronicznego wyświetlacza) mija po zaledwie 11,4 sekundy (podczas gdy przeciętny dzisiejszy kompakt tyle właśnie potrzebuje na sprint 0-100 km/h). I to wszystko w samochodzie dwa razy cięższym od przeciętnego dzisiejszego kompaktu.
Niemały wachlarz emocji Panamery Turbo S edo competition uzupełnia prędkość maksymalna, którą ograniczono elektronicznie do… 340 km/h. Oczywiście nic takiego nie miałoby miejsca, gdyby nie zastosowanie zmodyfikowanych turbosprężarek, wysoce wydajnego układu wydechowego czy kompletnie przeprogramowanej elektroniki silnika.
Tunerzy edo competition nie zapomnieli nawet o miłośnikach tuningu w polskim wydaniu – oferują obowiązkowo większe koła (22-calowe obręcze z włókna węglowego) oraz obniżenie zawieszenia (o 30 milimetrów).