„Piłka nożna jest dla kobiet, a rajdy dla prawdziwych mężczyzn”, pokrzykują na Facebooku pryszczaci nastolatkowie z wielkimi brzuchami i kondycją taką, która stawia pod znakiem zapytania to, czy w ogóle zdołaliby dojść na boisko, nie mówiąc o rozegraniu 15 minut meczu. Ale za to potrafią upalać Golfa na ręcznym, bo do tego kondycji nie trzeba.

„Dlaczego tacy ludzie muszą spod ziemi wykopywać sponsorów (których i tak brakuje) i nagłaśniać ten widowiskowy sport [wyścigi na 1/4 mili – dop. OC]? Czy nie jest on lepszy od przereklamowanej piłki nożnej?”, płacze „skromny redaktor” JoeMonstera.

Wyścigi na 1/4 mili

Nie jest i nigdy nie będzie. Same wyścigi na 1/4 mili to absurd i nazywanie ich sportem zakrawa na dowcip. Definicja z najbardziej trywialnego źródła:

Sport to forma aktywności człowieka, mająca na celu doskonalenie jego sił psychofizycznych, indywidualnie lub zbiorowo, według reguł umownych.

Co doskonali wciskanie gazu do podłogi i przepalanie hektolitrów benzyny, żeby jak najszybciej znaleźć się 400 metrów dalej? Nic poza wciskaniem gazu i zmianą biegów w odpowiednim momencie, ale stąd do rozwoju psychofizycznego jeszcze skandalicznie daleko. Rajdy, „zwykłe” wyścigi czy nawet NASCAR sprowadzający się do jeżdżenia w kółko wymagają znacznie więcej – i koncentracji, i umiejętności, i myślenia, i planowania, i wielu innych rzeczy.

Zatem jeszcze raz: nie, wyścigi na ćwierć mili NIE SĄ lepsze od „przereklamowanej piłki nożnej”. Od wyścigów na ćwierć mili lepsze SĄ nawet zupełnie nieprzereklamowane bierki. Te przynajmniej nie szkodzą środowisku.

Na dodatek widowiskowość ścigania się na wprost również jest dyskusyjna. Ot, przyspieszają, hamują, mija 15 sekund i koniec emocji.

Piłka

O wyższości piłek nad samochodami…

Tu nie chodzi tylko o piłkę nożną, która swoją prostotą i popularnością zasłużyła na ogromne grono sponsorów. I to, że polska reprezentacja od dawna nie osiągnęła w PN większego sukcesu, niczego tu nie zmienia. Tu chodzi o każdą piłkę – ręczną, siatkówkę, koszykówkę i inne, do gry w które wystarczy… odrobina chęci.

Kosztorys dla nieświadomych

W piłkę nożną – by pozostać przy znienawidzonym przez „prawdziwych miłośników motoryzacji” przykładzie – może zagrać każdy. Nawet najbiedniejsze dziecko z rodziny w najtrudniejszej sytuacji życiowej. Wystarczą dobre chęci i zwinięta w kłębek stara szmata, która posłuży za piłkę. A jeśli to zbyt ekstremalny przykład, to najprostsza futbolówka kosztuje w supermarkecie równowartość paczki papierosów albo trzech litrów benzyny Pb95.

Tymczasem sporty motorowe… w najlepszym wypadku kilka-kilkanaście tysięcy złotych zapłacić trzeba za samochód. Kolejne tysiące na modyfikacje dopuszczające w ogóle do udziału w zawodach. Dziesiątki tysięcy, by już na starcie nie być przegranym. Kolejne dziesiątki tysięcy na paliwo, części eksploatacyjne, wymiany zniszczonych elementów i naprawy. Do tego strój kierowcy. A i licencje mało nie kosztują – choćby i samo prawo jazdy, które jednak posiadać wypada (choć może w niektórych wypadkach nie jest do udziału w zawodach wymagane).

W przypadku sportów samochodowych z zakupu samochodu nie da się zrezygnować. W przypadku piłki nożnej (ręcznej, siatkówki i jakiejkolwiek innej) nie można zrezygnować tylko z zakupu piłki. Różnica w cenie powinna być zrozumiała nawet dla skromnych redaktorów i nastolatków na utrzymaniu rodziców.

Dostępność dla wszystkich

Ale przecież nie wszystko powinno się sprowadzać do pieniędzy. A skoro nie do pieniędzy, niech sprowadza się do dostępności. Wyścigi na 1/4 mili najbardziej popularne są wcale nie na zawodach, ale od świateł do świateł w zatłoczonym mieście, gdzie sfrustrowani panowie odreagowują zawodowe niepowodzenia. Na legalne wyścigi pozostają stare lotniska.

Do gry w piłkę wystarczy natomiast kawałek trawy. A jak nie ma trawy, to też nie problem. Pole, łąka, klepisko, a nawet wybetonowany parking – wszystkie te miejsca do kopania piłki nadają się wyśmienicie.

W piłkę nożną może zagrać każdy, wliczając w to dzieci, kobiety i emerytów. I wszystkim wychodzi to na zdrowie. Ruch, powietrze, rywalizacja, praca zespołowa. To wszystko korzyści, które z każdym kolejnym rokiem próbuje nam się odbierać. Bo lepiej jest przykuć młodzież do krzesła – najpierw niech kupuje gry komputerowe, a potem ściga się na 1/4 mili. A potem narzeka, że nie ma na nic siły, wszystko ją boli. Wszędzie jeździ taksówką, hurtowo kupuje środki przeciwbólowe i leki, a biznes kręci się w najlepsze. No bo jak to tak… sport, który wymaga tylko zakupu piłki (a i tę można jak za dawnych lat zrobić samemu)? To się w XXI wieku, erze nachalnego konsumpcjonizmu po prostu nie godzi.

A w ogóle to ta debata nie ma najmniejszego sensu…

… bo to tak jakby dyskutować o wyższości koloru zielonego nad czwartkiem. Piłka nożna budzi emocje, nie szkodzi środowisku, pomaga rozwijać się fizycznie. Sporty motorowe potrafią niekiedy być widowiskowe, ale i to nie zawsze. Poza tym dostępne są tylko dla bardzo ograniczonej grupy ludzi. I z wielu różnych powodów można by zastanawiać się, czy w ogóle przysługuje im miano sportu.

Obie rzeczy mają swoich zwolenników, ale utyskiwanie, że wyścigi na 1/4 mili są mniej popularne niż piłka nożna, świadczy o wyjątkowo ograniczonych horyzontach. Postulowanie, by odebrać sponsorów piłce i przyznać ich wyścigom na ćwierć mili (bo akurat w innych wyścigach sponsorów nie brakuje) to pomysł tyle nierealny co absurdalny.

I zamiast narzekać jedni na drugich, lepiej by było, gdyby jedni wyszli na podwórko i zagrali mecz, a drudzy zrobili rundę po osiedlu swoim Golfem – oczywiście z przepisową prędkością. W końcu granie w piłkę nie wymaga łamania przepisów.