Ale się dzieje na tym naszym rynku motoryzacyjnym. Wow, szok, nawet pieseł by z wrażenia zaniemówił. Po upadku Daewoo, a co za tym idzie, FSO, ciągle śnimy o motoryzacyjnej potędze. A mogło być tak pięknie, gdyby zamiast Koreańców naszą fabrykę przejął Volkswagen. Nasza Syrena wyglądałaby jak Rapid, Warszawa jak Superb… eh, marzenia ściętej głowy. Ale co by nie mówić, teraz podobno Polska jest na czele, jeśli chodzi o produkcję podzespołów dla innych marek. I podobno VW zbuduje u nas ogromną fabrykę, to też jest już jakiś sukces. Szczególnie, że FIAT (cholerny) nam produkcję w Tychach zmniejsza.

Ale to jest ciągle nic. My, Polacy, nie chcemy robić na potrzeby innych. My chcemy własną, prężnie działającą markę, która, najlepiej w ciągu kilku lat, zdobędzie dużą część europejskiego rynku. Jeśli chodzi o samochody osobowe, oczywiście musi być nostalgicznie i retro, czyli wskrzeszamy stare, PRL-owskie nazwy: Warszawa i Syrena. A jako uzupełnienie polskiego portfolio stawiamy dodatkowo na ‘niszę’, w której królują takie nic nie znaczące marki jak np. Lamborghini, wystawiając do boju owianą już legendą Arrinerę. Cóż, na ten moment ze sportowego samochodu mamy tylko jeżdżącą czarną ramę…

Ale według zapewnień auto ma być prawdziwym konkurentem dla innych samochodów sportowych. Dla takiego Jaguara F-Type Coupe w wersji ‘R’ na przykład. Albo schodzącego już ze sceny Gallardo. Nie no, proszę bardzo, ja to chętnie zobaczę, szkoda tylko, że oprócz jeżdżącej ramy, wiemy niewiele więcej. A w zasadzie nie wiemy nic. Arrinera ma mieć podobno 650KM, podobno ma przyspieszać w 3.4s do setki, podobno jest wiele innych, niesamowitych danych, ale potwierdzone nie jest nic – są to jedynie założenia konstrukcyjne. Ale mamy jeżdżącą ramę, to już jest coś. Miało być jednak coś takiego:

 

A jeśli nawet Arrinera nie wyjdzie, to przecież w odwodzie są jeszcze dwa inne, wcześniej wspomniane modele: Warszawa oraz Syrena. Mimo tego, że o PRLu chcemy bardzo zapomnieć i wejść w nowoczesność, to jednak powiązania z historią muszą być, przecież teraz jest to tak bardzo modne. Jest więc ogromna maska w kształcie dziobu orła, jest też charakterystyczna linia – coś między sportbackiem, liftbackiem i sedanem. Szczerze? Dla mnie wygląda to super:

 

Szkoda tylko, że z marzeń o wskrzeszeniu marki Warszawa pozostanie nic więcej, niż maksymalnie 3/4 sztuki wyprodukowane rocznie. Bardzo niskoseryjna produkcja, mniej niż Lamborghini Veneno Roadster. Jak dorzucą cenę rzędu 500k PLN to mogą się pożegnać z projektem. Trochę szkoda, bo grupa pasjonatów zrobiła widać całkiem niezłą robotę. Przynajmniej tak się wydaje patrząc na rendery projektu, bo na żywo nowej Warszawy chyba nie zaprezentowano. Wyciętej ze styropianu formy nadwozia w kategorię ‘prototypy’ nie wliczam.

Ale chwila, jeszcze ostatnio wypłynął przecież na światło dzienne projekt nowej Syreny! Styl retro wciąż aktualny, a jakże. W przeciwieństwie jednak do Warszawy, tutaj plany są znacznie bardziej ambitne, niż kilka modeli rocznie. To jest dopiero sen o prawdziwej potędze! Według projektantów podstawowa Syrena to dopiero początek drogi. Ma być też wersja sportowa ‘S’ z 3-litrowym silnikiem, ma być wersja hybrydowa, a nawet elektryczna! Nie wspominając o modelu offroadowym z napędem na 4 koła, to podobno też wchodzi w grę. Zakres technologiczny godny największych marek.

Szkoda tylko, że znowu nie mamy nic więcej, niż obietnice i grafiki. A grafiki, choćby nie wiem jak obiecujące…

…nie mówią nam nic. Taką wizualizację może zrobić przeciętny grafik i powiedzieć, że przymierza się do produkcji samochodu. Ale konkretów nam nie poda. Tak samo, jak nie podaje ich firma AK Motor, która karmi nas pięknymi wizjami przyszłości, nie dając w zasadzie żadnych konkretnych informacji. A jak jeszcze podano informację, ze produkcja całego auta będzie outsource’owana to bądźmy realistami – szanse na realizację projektu są dość nikłe. Szczególnie, jeśli chce się konkurować z samochodami typu Audi A1, BMW serii 1, Audi TT czy Mini Cooper. Te samochody są wynikiem pracy setek inżynierów oraz lat doświadczeń. Śmiem więc wątpić, czy produkcja samochodu przez zewnętrzną fabrykę, bez ogromnego budżetu i wsparcia wielkiego producenta, ma jakąkolwiek szansę na sukces. Szczególnie, że finalnie ma to być nie tylko Syrena, ale wręcz Syrena Meluzyna. Serio? Brzmi to strasznie. Szkoda, bo mogłoby być ciekawie, ale nie daję temu projektowi żadnych szans.

Tak jak w zasadzie nie daję wielkich szans Warszawie, która i tak wydaje mi się być mniejszą mrzonką niż Syrena Meluzyna. Bo na przykładzie marki Leopard, która jednak odniosła sukces, widać, że luksusowe, niskoseryjne produkcje mogą mieć rację bytu. Jeśli zostaną oparte na sprawdzonej konstrukcji, jeśli zostaną ładnie opakowane i wykonane, to można mieć nadzieję, że jacyś nabywcy się znajdą. A Arrinera to cóż, sam nie wiem. Wygląda to najbardziej dojrzale, ma to najlepsze podstawy, jeśli chodzi o zaprezentowane do tej pory informacje, ale i tak finalnie może się okazać, że dostaniemy pseudo-sportowy samochód, który zamiast 650KM ma ich 300 i jest tak ociężały, że szkoda na niego wydawać jakiekolwiek pieniądze.

Póki co więc możemy się cieszyć tylko jedną rodzimą konstrukcją, Rometem 4E.

 

Oby nasza rodzima motoryzacja w ten sposób nie skończyła.