To jest wręcz wstyd, ale niestety – do zeszłego roku nie miałem pojęcia czym jest Concorso d’Eleganza Villa d’Este. Ja, siedzący w motoryzacji od ‘x’ czasu nie słyszałem o wydarzeniu, na które zjeżdżają się najbardziej luksusowe, piękne i unikatowe samochody, jakie kiedykolwiek powstały.
Co za żal. Co za hańba.
No i teraz nadrabiam, snuję plany, że kiedyś się tam pojawię z aparatem w ręce, by chłonąć te wszystkie jeżdżące dzieła sztuki użytkowej, które wyjeżdżają nieraz z garaży tylko po to, by się tam właśnie pojawić. Te wszystkie unikatowe, czasem wyprodukowane w maksymalnie kilku egzemplarzach modele zebrane w jednym miejscu to pewnie coś, po zobaczeniu czego mógłbym spocząć w pokoju.
Chociaż nie. Ktoś musiałby jeszcze relację z tego napisać, a pewnie byłbym tym wszystkim tak podjarany, że pojechałbym na kolejną edycję. I kolejną. Bo jak sobie odmówić przyjemności doświadczania towarzystwa czegoś takiego?
Ano właśnie. A poza tym co roku BMW, jako łówny sponsor imprezy, prezentuje jakiś model przygotowany specjalnie na potrzeby Concorso d’Eleganza Villa d’Este. W zeszłym roku było to zjawiskowe Mini Superleggera…
…które ponoć ma być wprowadzone niebawem do seryjnej produkcji. I bardzo dobrze, bo takiego roadstera o kształcie typu barchetta już dawno nie ma na rynku, a mają one swój niepodważalny urok.
Tylko w tym roku kurna coś nie wyszło. Miała być moc, nawiązanie do legendy w postaci 3.0 CSL (no patrzcie jaki on jest piękny – klik), a wyszła dziwnie pogięta, żarówiasto żółta… sam nie wiem co, ale ma to coś nazwę – BMW 3.0 CSL Hommage?
No bo te przetłoczenia wchodzące w maskę takie jakieś nie teges, ten grill średnio taki foremny, te tylne światła wchodzące w spoiler niby ok, ale prototyp Civic’a Type R miał fajniejsze. No coś tutaj nie pykło, ewidentnie. Tak jakoś może jest zbyt… plastikowo, zbyt to mi wygląda na inaczej ubrane i8 i stąd ta awersja? A może ja po prostu wymagam, by wśród tych wszystkich cacek BMW także zostawiło coś, co jest ich w jakiś sposób godne, a nie jedynie się świeci jak świąteczna bombka. Choć dźwięk ma ok, tu przyznaję.
Gdyby to BMW 3.0 CSL Hommage było chociaż w połowie tak fantastyczne jak to Zagato Maserati Mostro to serio bym się nie czepiał. Ale co fakt to fakt – tylko włosi potrafią zrobić coś,c o w sumie nie jest najpiękniejsze, ale i tak nie da się od tego odwrócić wzroku.
Bo ten spoiler jest niepotrzebny, ewidentnie. Ta linia jakaś taka jest… no nie wiem, garbata? I co z tego, skoro wydałbym każdy pieniądz, by powstało więcej sztuk niż te 5, które i tak mają już swoich właścicieli (btw, skąd oni o nich wiedzieli? A co jeśli ja tez bym chciał takiego sobie kupić to co, nie mogę?). Dom bym sprzedał i w nim mieszkał, no co poradzicie. Nic nie poradzicie, zrobilibyście to samo. Przecież to jest Maserati od Zagato, potrzeba rekomendacji?
Fiat Aegea
Choć wiecie, z tymi specami od designu włoskiego to w sumie nie zawsze jest tak pięknie. Bo, to jest fakt, zazwyczaj tworzą rzeczy, które w annałach motoryzacji się zapisują na długo. A potem strzelą w mordę czymś takim, że nie wiesz co się dzieje. Jak te czarne koszulki ze złotym napisem Armani Jeans z cekinami na A. Męskie, żeby nie było.
I tak jest właśnie z fiatem. Była przepiękna jak na swoje czasy Brava, która nawet się jakoś nie zestarzała, szczególnie te tylne lampy do dziś są niemal dziełem sztuki. A potem przyszło stilo, które miało być, to pamiętam dobrze, „włoskim golfem”. Wersja 3d tyłek miała super, ale 5d… olaboga. Jakie to było nudne, nawet Niemcy nie robili wtedy chyba tak bezpłciowych aut.
A potem znowu przyszło Bravo, które jest zwyczajnie piękne. Co ja mam więcej powiedzieć?
I znowu, według kształtu sinusoidalnego, wygląda na to, że designerzy z Fiata poszli w opcję ‘nijaką’ tworząc Fiata Aegea. W ogóle co to za nazwa? Nie wnikam skąd ją wzięli, ale po kiego takie łamanie języka? Już ta Linea była bardziej ok, przynajmniej chociaż trochę po włosku brzmiała.
Co do samego samochodu natomiast, to… nie wiem co mam Wam napisać. Widzicie co to jest. Ot, sedan klasy kompakt, czyli wątpliwa uroda, wątpliwa ergonomia, wątpliwy sens. No jest nudno aż boli, można by znaczek Toyoty wsadzić i i tak każdy by przyznał, że ‘no tak, znowu coś bezpłciowego zrobili’.
Bo nie jest to brzydkie, skłamałbym wierutnie gdybym tak stwierdził. Nawet linia nie jest najgorsza, a wiadomo jak to jest z tymi niewielkimi sedanami. Ale to po prostu jest do bólu nijakie, nieciekawe, narysowane nawet nie od niechcenia, tylko mam wrażenie, że ktoś wyjątkowo wielki ból mózgownicy wtedy odczuwał. Płakał, jak projektował. Ot, cała historia. Dziękuję za uwagę.