Świetne felgi, agresywny przód, intrygująca stylizacja – Citroen DS4 to gratka dla miłośników oryginalnego stylu. Zdecydowanie wyróżnia się na tle niemieckiej konkurencji (choć jakiekolwiek porównania nie zaprowadziłyby donikąd), ale pytanie brzmi: DS4 to tylko ładny obrazek czy może coś więcej?
Ceny zaczynają się od promocyjnych 72 tysięcy złotych, ale za testowany egzemplarz przyszłoby nabywcy zapłacić nawet 118 tysięcy. Cenę winduje 2-litrowy silnik HDI o mocy 163 KM oraz bogate wyposażenie, w którym znalazła się nawigacja GPS, trójstopniowe podgrzewanie siedzeń, dwustrefowa klimatyzacja czy “przesuwana podsufitka”, pozwalająca |
odsłonić odrobinę większy fragment przedniej szyby. W pakiecie znalazły się także 19-calowe felgi o bardzo ładnym wzorze i udane nagłośnienie, a nawet lampki w lusterkach, ostrzegające przed intruzami w martwym polu.
Od detalu do detalu
Ale nie wszystkie detale działają na korzyść DS4 – ukryte w czarnym plastiku na wysokości okien klamki tylnych drzwi to rozwiązanie, które z Alfa Romeo zmałpował ostatnio Nissan. Jeśliby Francuzom rzeczywiście zależało na oryginalności, wymyśliliby coś innego. I wymyślili – prawda – kuriozalną wprost linię drzwi z tyłu, która skutecznie uniemożliwia opuszczenie szyb tylnych drzwi. W dobie klimatyzacji nie stanowi to szczególnego utrudnienia, ale niełatwo zachować powagę, na pytanie „jak tu się otwiera okna?” odpowiadając „wcale”.
Trudno też znieść damski głos w nawigacji – zarozumiały babulec z nieskrywanym wyrzutem poucza sługę swego niegodnego, kierowcę, w którą stronę ma prowadzić, choć – gdyby mógł – pouczyłby też, JAK prowadzić.
Można mieć też zarzut natury… seksualnej. Zamiast pedała gazu jest tu… pedałek do gazu, który wypadałoby raczej głaskać małym palcem a nie dusić pełnowymiarową stopą. Ale o styl, przecież o styl tu chodzi! Zapewne dlatego wysublimowany kierowca ma tu możliwość zmiany koloru podświetlenia zegarów (podwójna – inny kolor dla wyświetlacza elektronicznego, inny dla tarcz) czy wyboru zestawu melodyjek, towarzyszących np. włączonemu kierunkowskazowi (od chrzęstu miażdżonego konika polnego po feerię dźwięków z murzyńskiej chaty w dniu baobabu). Czy to aby nie przestylizowanie?
Dzięki Bogu nie tylko detale
Zapewne można by powiedzieć, że Citroen DS4 jest wymuskany, przestylizowany gdyby jego świat na detalach się nie tylko zaczynał, ale i kończył. Na szczęście samochód broni się też bardziej praktycznymi względami, a na szczególną uwagę zasługuje silnik.
Turbodiesel o pojemności 2,0 litra w połączeniu z manualną 6-stopniową skrzynią biegów oferuje 340 Nm maksymalnego momentu obrotowego i przyspieszenie rzędu 8,6 sekundy do 100 km/h (prędkość maksymalna 212 km/h). Być może na papierze (tudzież monitorze) nie wygląda to zbyt imponująco, ale w praktyce wystarcza nie tylko do sprawnego przemieszczania się, ale – od czasu do czasu – wzbudzenia również przynajmniej drobnego uśmiechu na twarzy kierowcy. Bardzo pozytywnie zaskakuje spalanie – 5 litrów w trasie to dobry wynik, a i w cyklu miejskim nie ma na co narzekać.
Jeśli ktoś kojarzy Citroena przede wszystkim z komfortem podróżowania, modelem DS4 będzie zawiedziony. Zawieszenie ma tu zdecydowanie bardziej sportowy charakter, jest po prostu twarde, a dzieła zniszczenia dopełniają gigantyczne felgi i niskoprofilowe opony. W efekcie dziur należy wystrzegać się jak ognia. Co innego na równych drogach – wówczas taki układ spisuje się rewelacyjnie, a pokonywane o wiele za szybko zakręty sprawiają istną przyjemność. Nie bez znaczenia jest tu precyzyjny i dość oporny układ kierowniczy, który wymaga przyzwyczajenia. Kierownica – dokładnie taka, jak powinna być (jeśli ktoś lubi pseudosportowe spłaszczenia u dołu).
Miejsce to podstawa
Mówiąc o komforcie podróżowania, nie sposób nie wspomnieć o fotelach, które trzymają w naprawdę sportowy sposób, sugerując raczej pełne uwagi garbienie się aniżeli wygodne rozpłaszczenie jak na przykład w dawnym C5. Trzymanie boczne – bez zarzutu. Ciekawe przy tym, że sam fotel jest dość twardy i dłuższą jazdę poczuć można w kościach. Przynajmniej się nie zaśnie…
Ponieważ wszystko obraca się wokół miejsca, Citroen zadbał, aby dwójce z przodu DS4 nie brakowało absolutnie niczego. I faktycznie – można śmiało, za przeproszeniem, wyciągnąć nogi. Nieco gorzej z tyłu, gdzie o przewozie trójki pasażerów w warunkach zgodnych z wytycznymi UE (dot. wymiaru klatek dla kur hodowlanych) nie ma nawet mowy. Na plus – przestronny bagażnik, aczkolwiek o dość wydatnym progu. Ale czy Citroen DS4 sprawdziłby się w codziennej eksploatacji?
Z umiarkowanym, ale mimo wszystko entuzjazmem
Do jazdy Citroenem trzeba się przyzwyczaić – rodowód wymógł bowiem zastosowanie rozwiązań dla wielbicieli innych marek bez mała niezrozumiałych. Trzeba więc pamiętać, że każde mocniejsze hamowanie (ale wcale niekoniecznie zakończone interwencją ABS-u) powoduje, że światła awaryjne zaczynają migać jak oszalałe. Że zgaszenie silnika równa się “zaciągnięciu” hamulca ręcznego zwalnianego przyciskiem. Że mimo naprawdę dobrych materiałów wykończeniowych wewnątrz, poskąpiono uszczelek w miejscu, gdzie szyba chowa się w drzwiach. Dziwne, zaiste.
Nie można zarzucić DS4, że jest nieoryginalny, bo jest wprost unikatowy. Ale unikatowość ta wymaga perfekcji, bo zawistni konkurenci każdy niedopracowany drobiazg rozdmuchają do rozmiarów katastrofy. A przecież nie o to chodzi.
Ważniejsze, że Citroen DS4 to naprawdę ciekawy samochód, który posłuży nie tylko chcącemu się wyróżnić singlowi, ale także wyjeżdżającej samochodem na wakacje modelowej rodzinie. Jest z pewnością oszczędny, a przy tym dynamiczny. Czego chcieć więcej?